O... chamstwie
Wakacyjna kanikuła nie zachęca zbytnio do przebywania na łonie natury. Cokolwiek wietrzne i deszczowe początki lata dość sprawnie hamują nasze zapędy w stronę opalania się, grillowania i beztroskiej laby pod gruszą, a nawet nad morzem. Może więc w tym czasie znajdą Państwo choć chwilę czasu, by sięgnąć po słowo pisane.
Zdaję sobie sprawę z niskiego wskaźnika czytelnictwa w Polsce. Niektóre dzieci mają już rozpoznaną jako jednostka chorobowa alergię na słowo pisane, a każde dotknięcie przez nie nawet już nie książki, lecz fragmentu gazety, może wywołać u nich objawy uczulenia. Pozostaje jednak nadzieja, że przynajmniej starsi nie doświadczyli jeszcze tej epidemii. A chciałbym dzisiaj zatrzymać się trochę nad pojęciem chamstwa. Kiedy o nim się mówi, nie sposób uciec przed życiem społecznym. Zachowanie to bowiem objawia się w kontaktach z drugim człowiekiem. Nie mówimy przecież, że ktoś jest chamem sam dla siebie. Chamstwo zatem to relacja i reakcja na drugiego. Niestety, jak wiele epitetów istniejących w przestrzeni publicznej, również i chamstwo jest rozmaicie rozumiane, a użycie tego słowa ma zazwyczaj na celu napiętnowanie drugiego jako gorszego. No właśnie, dlaczego gorszego?
Polskie słowo „cham” ma jednak swój biblijny rodowód. W Księdze Rodzaju czytamy, iż jeden z synów Noego miał właśnie tak na imię (pozostali to Sem i Jafet). Można powiedzieć, iż nie wyróżniał się niczym, ale Biblia wyraźnie wskazuje, że na jego losie zaważyło zachowanie wobec ojca. Przekleństwo, jakie Noe wypowiada wobec swojego syna, jest przekleństwem wyznaczającym mu miejsce w społeczności, a mianowicie podległość wobec pozostałych braci. Staje się więc człowiekiem niższym od nich. Dlaczego kara jest tak dotkliwa, że czyni z Chama niewolnika pozostałych? Otóż wyśmiał on ojca za jego zachowanie, a mianowicie za opilstwo. Wydawać by się mogło, że nie jest to aż tak wielka przewina. Być może, lecz jeśli odczytamy ten tekst alegorycznie, wówczas ukaże się coś całkiem innego. Noe jest ojcem Chama, to znaczy, że całość tego, czym dzisiaj żyje syn pochodzi od ojca. Wyśmiewanie tego, co daje mi życie, jest podcinaniem własnych korzeni. Podcinaniem samego siebie. Cham nie jest w stanie zrozumieć daru, który otrzymał od ojca, dlatego nie może podjąć odpowiedzialności za własne życie. Niewolnictwo dla Chama jawi się zatem nie jako kara, ale jako próba uratowania go od tego, by nie popadł w coś gorszego. Lecz postać Noego jest jeszcze czymś więcej. On bowiem, posłuszny Panu, zbudował arkę, w której właśnie Cham uratował się z potopu. Wyśmiewanie przez niego upitego ojca i zachęcanie innych do tego samego jest więc zniewagą dla całego dzieła ojca, który jak każdy człowiek popełnia błędy. Można więc na tej podstawie wysnuć wcale nieskomplikowany wniosek, iż chamem jest człowiek, który wyśmiewa i podważa to, co stanowi o jego własnym być i nie być. Noe bowiem symbolizuje życie i wybawienie, istnienie i ratunek, zaś jego własny syn, zawdzięczający jemu to wszystko, wyśmiewa i odcina się od tego, co otrzymał z łaskawości ojca. Przenosząc to na poziom życia społecznego z chamstwem będziemy mieli do czynienia ze strony osób, które (czy to świadomie, czy też nie) wyszydzają lub wyśmiewają to wszystko, co otrzymały w spadku po poprzednich pokoleniach. Chamstwo z natury jest zawsze „postępowe”. Dzisiaj jednak chamstwo zdaje się znaczyć coś innego
Mówiąc dzisiaj o chamstwie mamy najczęściej na myśli tylko zachowania o charakterze prostackim, czyli niewykazujące należytego wychowania i brak znajomości etykiety. Za prostaka uznajemy człowieka, który za pomocą noża wkłada jedzenie do ust, nie umie zachować się odpowiednio w odpowiednich miejscach, nie jest zaznajomiony z nowinkami i trendami mód, bądź posługuje się specyficznie językiem, szczególnie gdy chodzi o wymowę i akcentowanie (oczywiście wadliwe). Gdy słyszę o takim rozumieniu chamstwa, wówczas przypomina mi się rozmowa Napoleona z jego ministrem Karolem Maurycym Talleyrandem, w której cesarz nazwał swojego podwładnego „g...nem w jedwabnych pończochach”. Jedyną odpowiedzią, na jaką zdobył się Talleyrand, było stwierdzenie: „Jaka szkoda, że tak wielki człowiek jest tak źle wychowany”. Ten sam Talleyrand, który potrafił zdradzać każdego w imię własnych interesów, zwraca uwagę nie na to, kim jest, lecz na to, jak się ubiera. Niestety, również dzisiaj mamy zbyt często do czynienia z ludźmi, którzy umieją właściwie dobrać kolor krawata do koszuli, a w głębi serca są po prostu zwykłymi burakami. Ich „światowość i wychowanie” mają podkreślać zaczerpnięte z tytułów gazetowych i z programów publicystycznych tezy, których nawet czasem nie rozumieją. Ich domeną są poprawności językowe, a nie sens wypowiadanych słów. Modę stawiają ponad historią, teraźniejszość odrywają od przeszłości, a swego przeciwnika potrafią spostponować tylko za to, że wykaże ich głupotę i kompleksy. Nie jest dziwnym, że są oni niewolnikami, bo nie rozumieją, skrępowani etykietą i manierami, iż od leksyki ważniejszy jest sens wypowiedzi. Istne „łajno w jedwabnych pończochach”. Nie chodzi mi jednak o to, iż sposób zachowania nie jest ważny. On jednak powinien wynikać z ukształtowania wewnętrznego człowieka, a nie z zewnętrznych przepisów. Obyczaj winien być przed przepisem.
Jest jeszcze jeden cytat, tym razem z naszej narodowej literatury, który wyraźnie wskazuje na właściwe rozumienie chamstwa. To zakończenie „Wesela” Wyspiańskiego, w którym Chochoł śpiewa Jaśkowi słynną frazę: „Miałeś, chamie, złoty róg. (...) Ostał ci się ino sznur.” Ciekawym w tym fragmencie jest to, że Jasiek w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, co się stało, i posłusznie wyjmuje z rąk ludzi owładniętych ideą kosy, rozbrajając ich wobec nadchodzącej dziejowej chwili. Ważny dla niego jest złoty sznur i zagubiona czapka z pawimi piórami. Ważniejsza jawi się etykieta i dobry wygląd niż wnętrze i rozumienie świata. Przewodnikiem dlań staje się nie Wernyhora, lecz słomiany chochoł, objaśniający mu świat. Cóż, dzisiaj również mamy ludzi, którzy przeświadczeni o własnej wyższości nad innymi, oceniają ich ze sztucznie ustawionych piedestałów, nie rozumiejąc, że poza ich „wrażliwą estetyką” jest inny, prawdziwszy świat. Nie wierzycie Państwo? To przypomnijcie sobie ubiegłoroczne sceny z Krakowskiego Przedmieścia.
KS. JACEK WŁ. ŚWIĄTEK
Echo Katolickie 26/2011
opr. ab/ab