Niepełnosprawność, mimo że z konieczności narzuciła ograniczenia, nie przeszkodziła Ewelinie Skarżyńskiej w realizacji licznych pasji
Mimo skazania na inwalidzki wózek Ewelina nie rezygnuje z rozlicznych pasji! Studiuje i para się fotomodelingiem. Pierwsze sukcesy już za nią. Co dalej? - Czas pokaże - odpowiada, wtajemniczając w kolejne z marzeń. Skąd w dziewczynie tak wielki zapał do przekraczania granic?
Ewelina Skarżyńska jest studentką Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach. Wybór uczelni - co podkreśla - nie był przypadkowy. Zanim jednak przybliży ścieżkę kształcenia i zdradzi plany na przyszłość, opowiada o swojej chorobie. Niepełnosprawność, mimo że z konieczności narzuciła ograniczenia, nie przeszkodziła dziewczynie w realizacji licznych pasji. - Nie pozbawiła mnie też marzeń - zaznacza.
- Urodziłam się w poniedziałkowy poranek. Byłam zdrowym dzieckiem - z dziewiątką w skali Apgar. Problemy pojawiły się, kiedy ukończyłam półtora roku. Zaczęłam krzywo stawać na jedną nogę - wspomina 22-latka. Zaniepokojeni rodzice w celu postawienia trafnej diagnozy odwiedzali kolejnych lekarzy. Ci jednak odsyłali ich z kwitkiem, twierdząc, że córka jest zdrowa. - Dopiero kiedy skończyłam trzy lata, trafiłam do Centrum Zdrowia Dziecka. Pani doktor, która nas przyjęła, orzekła, że cierpię na rdzeniowy zanik mięśni oraz że jedyną drogą do zahamowania rozwoju choroby jest intensywna rehabilitacja - wyjawia.
Ewelina wyjaśnia, że choroba, na którą cierpi, jest nieuleczalna i postępująca. Nie istnieją mogące jej zaradzić lekarstwa, zaś jedyną drogą powstrzymania rozwoju schorzenia staje się rehabilitacja. - Ja i tak jestem w bardzo dobrym stanie - podkreśla z uwagą, że większość cierpiących na rdzeniowy zanik mięśni osób, jakie poznała, oddycha za pomocą respiratora. Mają też problemy z poruszaniem się - głównie siedzą bądź leżą. - Moja choroba przebiega łagodniej. To zasługa mamy, która nigdy się nie poddała - zaznacza.
E. Skarżyńska pochodzi ze Strupiechowa w powiecie węgrowskim. Oddalenie od miejsc oferujących rehabilitację nie stanowiło problemu dla rodziców, którym na sercu leżało szczęście i zdrowie ich dziecka. - Mam dwójkę starszego rodzeństwa i młodszego brata. Mama zostawiała ich pod opieką rodziny, towarzysząc mi na turnusach rehabilitacyjnych. Zdarzało się, że nie było nas w domu nawet po sześć tygodni. Zrobiła też prawo jazdy, by móc dowozić mnie na zajęcia i do szkoły. Nie zgodziłyśmy się na indywidualny tok nauki, nie chodziłam również do klasy integracyjnej. Rodzicom zależało, bym na tyle, na ile pozwalał mój stan zdrowia, miała normalne dzieciństwo - wspomina z wdzięcznością.
Po ukończeniu podstawówki i gimnazjum w Krypach Ewelina uczęszczała do technikum w Węgrowie. Po roku postanowiła zmienić szkołę. Powód? - Trudno było mi nadrobić zaległości spowodowane trzytygodniową nieobecnością - tłumaczy. Rozwiązaniem okazało się oferujące rehabilitację przyszpitalne liceum w Konstancinie. Kolejnym krokiem było znalezienie uczelni dysponującej budynkami dostosowanymi do potrzeb osoby niepełnosprawnej. - Problem stanowiły akademiki. Myśl o wynajęciu mieszkania skreśliłam już na początku - parter nie eliminuje problemu schodów - sugeruje.
Atutami siedleckiej uczelni - co akcentuje Ewelina - są m.in. bus, który dowozi studentów na zajęcia, i windy w akademikach. Zapytana o kierunek kształcenia wskazuje bioinżynierię w produkcji żywności. Co dalej? - Dyplom inżyniera, następnie magisterka. Po skończeniu studiów chciałabym pracować w sanepidzie - wyjawia. I zdradza kolejne z marzeń: dietetyka! Zanim jednak przejdzie do ich realizacji, czekają ją wakacyjne praktyki w węgrowskiej mleczarni.
Ewelina jest jedyną niepełnosprawną studentką na roku. Zagadnięta o uczelnianą integrację nie ukrywa, że początkowo niektóre sytuacje wprawiały jej kolegów w zakłopotanie. - Mówili: „idziemy” i patrzyli na mnie. Tymczasem wspólne wyjścia nigdy nie stanowiły problemu, choć ja nie idę, tylko jadę. Jeśli psuje się winda, chłopaki wniosą mnie z wózkiem po schodach. Życie towarzyskie kwitnie - nie ukrywa.
Dziewczyna siadła na wózek w wieku 13 lat. - Nigdy nie czułam się inna - podkreśla. - Nigdy też nie zastanawiałam się, dlaczego akurat mnie to spotkało - wyjawia i chwali mądrość rodziców. - Tłumaczyli mi, że chora nie znaczy gorsza! Niepełnosprawność nigdy też nie była powodem przywilejów. Miałam obowiązki, jak pozostali domownicy - potwierdza, dodając, że choć jest skazana na wózek, potrafi przejść samodzielnie kilka kroków. Studia nie zwalniają z systematyczności. Oprócz cotygodniowej prywatnej rehabilitacji Ewelina korzysta z zajęć w usytuowanej obok akademika przy ul. Bema przychodni.
Jednak to nie walka z przysłowiowymi trzema schodami jest powodem naszego spotkania i rozmowy, ale liczne pasje, którym pozostaje wierna. - W ostatnim czasie zaczęłam interesować się fotomodelingiem - zdradza dziewczyna z zaznaczeniem, że po pierwszej sesji zdjęciowej w wykonaniu koleżanki z akademika założyła konto na portalu www.maxmodels.pl. Ma już też za sobą profesjonalną sesję. - Zadzwonił fotograf, proponując współpracę - potwierdza Ewelina. W wyjeździe do stolicy towarzyszyła jej mama. - I tak to się zaczęło... Bardzo fajna przygoda - ocenia. - Przed aparatem mogę być, kim chcę. Mogę również odstawić wózek - wtedy nie widać mojej niepełnosprawności. Traktują modeling jako hobby - podsumowuje.
Drogą do realizacji marzeń stać się miał też udział studentki w pierwszej edycji ogólnopolskiego konkursu Fundacji „Jedyna Taka”. Ideą rywalizacji jest udowodnienie, że wózek inwalidzki nie musi być przeszkodą w dbałości o swoją urodę i realizacji pasji. - Natrafiłam w internecie na ogłoszenie i pomyślałam, że warto spróbować - tłumaczy. Wcześniej Ewelina startowała w wyborach Miss Siedleckich Uczelni. Mimo że nie udało się jej dojść do finału, podkreśla, iż dużo się w trakcie przygotowań nauczyła. - To była fajna przygoda - ocenia. Internetowe głosowanie na miss na wózku inwalidzkim trwało miesiąc. W konkursie rywalizowało około 70 dziewczyn. Dziesięć kandydatek z najwyższą liczbą głosów uczestniczy w warsztatach w Bydgoszczy przygotowujących je na wielki finał. - Był moment, że utrzymywałam się na siódmej pozycji. Po dwóch tygodniach spadłam w klasyfikacji i trudno mi było wrócić do czołówki - zaznacza. Dziewczyna nie zarzuca jednak pragnień. - Za rok kolejna edycja. Będę próbować! - obiecuje. Wtajemnicza też w kolejne z marzeń. - Chciałabym móc wznieść się wysoko nad ziemię motolotnią lub balonem. Poczuć wiatr we włosach i przypływ adrenaliny - zdradza z uwagą, że byłaby to kolejna przekroczona mimo skazania na wózek inwalidzki granica.
Trzymamy kciuki za powodzenie zamierzeń, a osoby, które mogłoby pomóc Ewelinie w realizacji jej pasji i zamierzeń, prosimy o kontakt z naszą redakcją.
AGNIESZKA WARECKA
Echo Katolickie 25/2013
opr. ab/ab