Artykuł z tygodnika Echo katolickie 29 (733)
Wystarczy chwila nieuwagi, alkohol, zbyt duża prędkość - przyczyn jest wiele, skutek zawsze ten sam: wypadek. Każdy z nich to tragedia: dla ofiar, ich rodzin i bliskich. To ludzka krzywda, często wręcz niewyobrażalna, spowodowana brawurą i bezmyślnością niejednokrotnie pijanych kierowców.
Kiedy 26 grudnia 2004 r. fale tsunami pochłonęły w Azji Południowej 232 tys. osób, w Sri Lance - 36 tys., a pół miliona zostało rannych, ogłoszono, że to największa tragedia XXI w. Tymczasem na drogach wszystkich kontynentów ginie rocznie 1,2 mln osób - co 30 sekund jeden człowiek. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że od 1896 r., kiedy w Londynie odnotowano pierwszy wypadek komunikacyjny, życie straciło ponad 25 mln ludzi. Oznacza to, że drogowe tragedie stają się powoli chorobą naszej cywilizacji, jedną z głównych przyczyn przedwczesnych zgonów. Prognozy ekspertów są jeszcze bardziej niepokojące: w 2020 r. liczba śmiertelnych ofiar ruchu drogowego przekroczy prawdopodobnie 2 mln osób, a wypadki drogowe przesuną się na trzecią pozycję wśród największych zagrożeń zdrowia i życia, tuż po chorobach serca i nerwicach.
Jednak kierowcy niewiele sobie robią z tych zatrważających statystyk. W końcu to tylko cyfry. Bezimienne numerki, przez które nie widać ludzkich dramatów, bólu, śmierci czy niepełnosprawności.
W 2008 r. na drogach powiatu bialskiego doszło do 165 wypadków, w których zginęły 32 osoby, a 206 zostało rannych. Od początku tego roku bialskie drogi znowu zebrały żniwo śmierci. Bilans półrocza to: 58 zabitych i 65 rannych. - Do wypadków dochodzi najczęściej na drogach krajowych - K19, K2, wojewódzkich: W812, W813, W806, a także na odcinku od Horbowa do Wólki Dobryńskiej - mówi Krzysztof Semeniuk, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Białej Podlaskiej. - Najniebezpieczniejsze ulice w mieście, to Sidorska, al. Jana Pawła II, obwodnica miasta - dodaje.
Natomiast w Siedlcach do wypadków najczęściej dochodzi na ul. Warszawskiej, Sokołowskiej, Brzeskiej, Piłsudskiego. - Newralgicznymi punktami są też drogi powiatowe i gminne, a także A2 - twierdzi podinsp. Marek Myszkiewicz, szef siedleckiej drogówki. Zbuczyn, Kotuń, Mokobody, Wiśniew - to właśnie w tych, usytuowanych przy międzynarodowej trasie, miejscowościach trzeba szczególnie uważać. Duże natężenie ruchu sprawia, że znacznie częściej dochodzi tam do tragedii. Od początku tego roku na drogach powiatu siedleckiego zginęło 10 osób. Do większości tragedii dochodzi z winy człowieka.
Niełatwo znaleźć w Polsce kierowców, którzy jeżdżą zawsze zgodnie z przepisami, spokojnie i rozważnie. W dodatku obcokrajowcy wręcz się nas boją. Co zatem robimy źle? W większości przypadków łamiemy przepisy w pełni świadomie, żeby nie powiedzieć, celowo. Doskonale wiemy, jakie wykroczenia popełniamy za kierownicą. By je wyliczyć, nie trzeba nawet robić badań i analiz. - Główne grzechy naszych kierowców to brawura i alkohol - twierdzi M. Myszkiewicz. - Powszechnym u nas zjawiskiem jest wymuszanie pierwszeństwa przejazdu oraz wyprzedzanie na pasach dla pieszych bądź przejeżdżanie ich w sposób stanowiący zagrożenie - dodaje K. Semeniuk. Równie niebezpieczne, nie tylko zdaniem fachowców, jest wrzucanie kierunkowskazów w ostatniej chwili lub nieużywanie ich wcale, wyprzedzanie z prawej strony, brak świateł lub oślepianie nimi. Częstym zjawiskiem jest używanie telefonu komórkowego bez urządzenia głośnomówiącego lub słuchawki i niezapinanie pasów, nagła zmiana pasa ruchu oraz brak zdecydowania podczas manewrów.
Polskich kierowców gubi też zbyt wysoka samoocena. Jak wynika z sondaży, mamy świetną opinię o własnych umiejętnościach, a jednocześnie cieszymy się znacznie gorszą opinią w oczach innych. Mamy lepsze mniemanie o sobie niż np. kierowcy z Europy Zachodniej. Niestety, nie znajduje to potwierdzenia w policyjnych statystykach. Poza tym Polacy często z wyższością odnoszą się do innych kierowców. Nie mówiąc już o pieszych i rowerzystach. Na tyle cenimy własne umiejętności, że w ogóle negujemy możliwość spowodowania wypadku. Myślimy: nawet jeśli już dojdzie do niebezpiecznej sytuacji, nasze talenty pozwolą nam wyjść ze wszystkiego obronną ręką.
Na liczbę wypadków niewątpliwie wpływ ma także fatalny stan polskich dróg. Z pięciu tysięcy kilometrów tras aż 55% nie spełnia wymogów bezpieczeństwa. Tak wynika z danych Europejskiego Programu Oceny Ryzyka na Drogach. Według raportu, do najniebezpieczniejszych w naszym regionie należą: krajowa dwójka i DK nr 17 z Warszawy do granicy z woj. lubelskim.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad tłumaczy jednak, że mimo inwestycji w infrastrukturę szybko nie dogonimy naszych zachodnich sąsiadów. Kierowcy powinni więc kierować się rozsądkiem na drodze. Bo do drogowych tragedii najczęściej prowadzi nieodpowiedzialność.
Jednak największym grzechów polskich kierowców jest jazda na podwójnym gazie. Z badań Instytutu Transportu Samochodowego wynika, że decyduje się na nią co piąty kierowca. Wierzą, że są bezkarni. Ponad 99% ankietowanych nigdy nie ukarano mandatem za prowadzenie po alkoholu. 98% skazanych za jazdę po pijanemu otrzymało wyrok w zawieszeniu. Tylko co setny nietrzeźwy kierowca trafia za kratki z tego tytułu. Druga przyczyna to przyzwolenie społeczne. - Przyjęte jest, że kierowca na imprezie pije, a potem odwozi do domów pozostałych gości - przyznaje M. Myszkiewicz. Najgorzej jest na wsiach, gdzie mnogość zataczających się pieszych i jadących wężykiem rowerzystów odzwierciedla liczbę nietrzeźwych kierowców aut. Wracają z zakrapianych piwem czy wódką przyjęć pod gołym niebem, wioząc śmierć. Niszczą czyjeś plany i marzenia.
Asia i Tomek wraz z 2-letnim Mateuszem wybrali się w długi weekend na działkę do znajomych. Chcieli odetchnąć od pracy, codziennych problemów. Nie zdążyli. Kilka kilometrów od wioski, w której mieli się zatrzymać, w ich auto wjechał rozpędzony bus. Za jego kierownicą siedział niewiele młodszy od Asi i Tomka chłopak. Wracał z zakrapianej imprezy, podczas której żegnali stan kawalerski jednego z kolegów. Asia i Mateusz przeżyli. Tomek zginął na miejscu. Śmierć, która go zabiła, miała 1,1 promila alkoholu we krwi.
Do walki z pijanymi kierowcami włącza się Kościół. - Apelujemy do rodzin: żon, dzieci, aby nie wsiadali i nie dawali kluczyków do pojazdu pijanym kierowcom. Często sam mówię na kazaniach, że jest to grzech przeciwko piątemu przykazaniu „Nie zabijaj” - mówi ks. Marian Midura, Krajowy Duszpasterz Kierowców i członek organizacji MIVA Polska, która od kilku lat wspólnie z biurem prasowym Episkopatu, Komendą Główną Policji i innymi organizacjami działa na rzecz promowania trzeźwości za kierownicą oraz bezpiecznej jazdy.
Mówiąc o alkoholu, nie sposób nie wspomnieć o narkotykach, które szczególnie młodzi ludzie traktują jako zwyczajną używkę i bez oporów jeżdżą po ich zażyciu. Na szczęście jest to pewien margines, ale niezwykle niebezpieczny.
Jak wynika z policyjnych statystyk, sprawcami wypadków drogowych w większości są młodzi kierowcy w wieku 18-24 lata. Pochodzą z bogatych domów. Dobrze ubrani, jeżdżą drogimi samochodami. Wielu z nich nie ma w życiu żadnego celu. Realizują się przez prędkość. W 2008 r. na terenie powiatu bialskiego spowodowali 37 tragedii, w których zginęło 10 osób, a 54 zostały ranne. Przyczynami wypadków były brawura i agresja.
Andrzej Markowski ze Stowarzyszenia Psychologów Transportu wylicza cztery grupy kierowców stwarzających zagrożenie na drodze. Każda z nich prezentuje pewien rodzaj patologicznego uczestnictwa w ruchu drogowym. Pierwsza z nich to kierowcy cierpiący na syndrom Mad Maxa. Zaburzenie to dotyka głównie młodych ludzi. Mad Max, czyli „wściekły kierowca” uważa się za najważniejszego na drodze. Wszyscy muszą mu ustępować i jego słuchać. To on, w swoim mniemaniu, decyduje o tym, co na drodze będzie się działo. - Kolejna grupa to tzw. „wychowawcy”. Ogromną satysfakcję sprawia mu, gdy zobaczy, że ktoś popełnia błąd, że źle się zachował, np. skręcając, nie włączył kierunkowskazu, nieprawidłowo zaparkował. Ma wewnętrzny przymus strofowania takich ludzi: mrugania światłami, trąbienia czy znaczącego pukania się w czoło. Agresja wychowawcy musi mieć czynnik wywoławczy w postaci złego zachowania innych - tłumaczy A. Markowski.
Trzeci syndrom to tzw. „Słodki Idiota”. Osoba taka wie, że obowiązują pewne normy, ale dość wybiórczo albo w ogóle ich nie przestrzega. Potrafi zaparkować w bramie i wracając po półgodzinie, stwierdzić z rozbrajającym zdziwieniem: „To tutaj stanąć nie można”? To pewien sposób manipulowania otoczeniem.
Wreszcie dla niektórych samochód jest jedynym miejscem, w którym czują się pewnie. Siadając za kierownicę, odprężają się, odrywają od codziennych problemów. Jednak tacy kierowcy mogą stwarzać zagrożenie dla innych uczestników ruchu, bo prowadzenie samochodu działa na niego jak narkotyk.
Jak wyeliminować takie zachowania? - Musimy nauczyć się kontrolować własne zachowanie, decyzje podejmować racjonalnie, a nie pod wpływem emocji - radzi Andrzej Markowski.
Centrum miasta. Staruszka, przejście dla pieszych, duży ruch. Sprawa wydawałoby się oczywista. Kierowca widząc kobietę, zatrzymuje się, przepuszcza ją i jedzie dalej w poczuciu, że zrobił coś dobrego. Nic bardziej mylnego. Staruszka stoi na poboczu kilkanaście minut. Opiera się o swoją laskę i cierpliwie czeka. Kiedy wydaje się jej, że jezdnia jest pusta, wchodzi na pasy. Nagle, tuż przed nią z piskiem opon zatrzymuje się czerwone, wyścigowe auto. Kierowca uchyla szybę, a z jego ust płynie potok niewybrednych epitetów. Inni przechodnie stają w obronie kobiety. Przeprowadzają przez ulicę. A kierowca jedzie dalej, wystawiając przez okno środkowy palec. Czy zniżamy się kulturalnie do prymitywnej epoki kamienia łupanego? Żyjący w niej nasi przodkowie aż tak prostych gestów, jak amerykański koncept triumfującego palca, nie znali.
Od najmłodszych lat wpajano mi, że kulturę wynosi się z domu. Śmiem jednak twierdzić, że zostaje ona za progiem mieszkań, w dodatku szczelnie zamknięta na cztery spusty. Bo kultury nie widać na ulicach. Owszem, są teatry, kina, muzea, które mają „ukulturalniać” społeczeństwo. Okazuje się jednak, że miejska dżungla nie sprzyja przenoszeniu wzorców kultury elitarnej na polskie drogi. Kursy prawa jazdy również nie organizują lekcji dobrego wychowania kierowców. To indywidualna sprawa każdego siedzącego za kółkiem i niejednokrotnie od niej zależy życie drugiej osoby. Tymczasem okazuje się, że jedną z najczęstszych przyczyn śmiertelnych wypadków w Polsce, obok nadmiernej prędkości i alkoholu, jest agresja. Podsyca ją niespodziewany korek, wyzwiska, kult dumnego palca, nawet zwykły klakson. Kierowcy zaś dają upust emocjom, łamiąc z premedytacją przepisy drogowe. Falę złości na polskich drogach trzeba zatrzymać. W przeciwnym razie bogactwo prymitywnych gestów w świecie komunikacji drogowej będzie cofało człowieka współczesnego (Homo sapiens sapiens) do epoki kamienia łupanego.
SONDA
Problematyka bezpieczeństwa na drogach jest bardzo złożona. Cały czas utrzymuje się w Polsce wyższy wskaźnik wypadków śmiertelnych i ciężkich niż w innych państwach Europy. Przyczyn jest kilka. Do najważniejszych należą: jazda pod wpływem alkoholu, brawura (chęć popisania się) oraz zły stan polskich dróg. Największe straty powodują dwie pierwsze przyczyny, ponieważ alkohol i brawura oznaczają śmierć lub bardzo ciężki uszczerbek na zdrowiu wymagający długiego i kosztownego leczenia. Stan polskich dróg jest zły, ale należy odnotować fakt, że poprawia się w sposób widoczny z roku na rok. Nasze drogi lokalne dzięki zapobiegliwości samorządów są coraz lepsze. Jednak ich infrastruktura, wielość niebezpiecznych zakrętów i skrzyżowań nie pozwalają na rozwijanie dużych prędkości. Kierowcy to lekceważą, co powoduje częste wypadki. Myślę, że poza karami ważna jest edukacja. Nasze lokalne media winny częściej poruszać te tematy, pokazując ostrzegawczo negatywne przykłady. Ważna jest także walka z przyzwoleniem społecznym do zasiadania za kierownicą pod wpływem alkoholu. Ilu wypadków uniknęlibyśmy, gdyby przyjaciele czy koledzy przeszkodzili w podjęciu jazdy przez podpitego kierowcę? Musimy także uświadamiać młodzieży, że szybka, brawurowa jazda to nie jest coś godnego podziwu. Może należałoby w sposób publiczny napiętnować najbardziej jaskrawe przypadki. Coraz częściej brylują w tym motocykliści, stając się coraz poważniejszym zagrożeniem na naszych drogach.
W ruchu drogowym liczą się trzy czynniki: człowiek jako uczestnik ruchu drogowego, pojazd jako środek transportu, droga jako środowisko, gdzie ruch się odbywa. Teoretycznie wystarczy więc lepiej przygotować kierujących i pieszych poprzez edukację, skuteczne oddziaływanie prewencyjne, szczelny system egzekwowania prawa drogowego, a także budować bezpieczne pojazdy oraz mało kolizyjne drogi. Niestety, teoria nie zawsze potwierdza się w praktyce. Moim zdaniem jedynym skutecznym rozwiązaniem na poziomie lokalnym jest stworzenie koalicji, porozumienia i współdziałania ekspertów oraz władz lokalnych. Najbardziej odpowiednim szczeblem struktury administracyjnej jest powiat. Tam są służby prewencyjne, ratownicze, drogowcy i system edukacyjny podległy samorządom. Niewielkimi środkami można zrobić wiele i skutecznie. Potrzebna jest osoba, która w imieniu starosty byłaby animatorem i koordynatorem takich działań. Narzekanie na brak środków, systemowych rozwiązań ogólnokrajowych, na kiepskie drogi i niebezpiecznych kierowców nic nie da. Zacząć należy do spraw małych, lokalnych, ale konkretnych. Jakich - o tym wiedzą najlepiej ludzie, którzy o te zagadnienia ocierają się na co dzień w swoim środowisku. Ich trzeba też pytać, od czego zacząć, aby sytuację uzdrowić konkretnie, u siebie i za niewielkie pieniądze.
Bezpieczeństwo w ruchu drogowym ma wieloaspektowy wymiar, a jego utrzymanie zależy od szeregu wzajemnie uzupełniających się czynników, które warunkują zwiększenie bezpieczeństwa na drogach. Jednym z nich jest właściwe utrzymanie i rozbudowa dróg, prawidłowe ich oznakowanie pionowe i poziome. Ważną rolę odgrywa także budowa infrastruktury towarzyszącej, czyli chodników dla pieszych, ścieżek rowerowych, przejść podziemnych i wiaduktów, a także wielopoziomowych skrzyżowań. Należy też pamiętać o właściwym oświetleniu dróg. Bez wątpienia na nasze bezpieczeństwo wpływa również szeroko zakrojona edukacja społeczna wyrabiająca w użytkownikach dróg trwałe nawyki i zachowania, czyli przestrzeganie przepisów i zasad kultury. Kapitalne znaczenie ma także trzeźwość wszystkich użytkowników dróg, a więc nie tylko kierowców, ale też rowerzystów i pieszych. Natomiast wszystkie służby prewencyjne, a więc policja, straż miejska, żandarmeria wojskowa i inspekcja drogowa powinny w sposób restrykcyjny egzekwować przestrzeganie przepisów prawa drogowego.
Czy nieprzestrzeganie przepisów na drodze jest grzechem?
Ogłoszony w 2007 r. przez Papieską Radę Duszpasterstwa i Podróżnych dokument pt. „Wskazania w duszpasterstwie drogi” zawiera tzw. dekalog kierowcy. Mówi on, w jaki sposób człowiek wierzący powinien zachować się za kierownicą. Watykańska instrukcja podkreśla, że Chrystus jest drogą, dlatego, kto Go zna, ten zachowuje ostrożność. „Nie myśli jedynie o sobie i o tym, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Widzi osoby, które towarzyszą mu na drodze, każda ze swym własnym życiem, z pragnieniem dotarcia do celu i z własnymi problemami. Widzi w nich braci i siostry, dzieci Boże, oto postawa, która wyróżnia chrześcijańskiego kierowcę” - czytamy w dokumencie. Poza tym dla mnie grzechem jest także rozmowa przez telefon komórkowy podczas jazdy. Przecież w takim momencie o tragedię bardzo łatwo, wystarczy chwila nieuwagi. Zbyt szybka jazda, wyprzedzanie na trzeciego czy wymuszanie pierwszeństwa przejazdu - to sytuacje, w których narażamy na niebezpieczeństwo siebie, jak i innych użytkowników dróg. Szczególnie ciężki grzech popełniają kierowcy, którzy siadają za kierownicą po wypiciu alkoholu.
Zatem z nieprzestrzegania przepisów na drodze kierowcy powinni się spowiadać?
Oczywiście, i coraz częściej to robią. Każdy ma sumienie i musi w nim rozważyć, w którym momencie stwarza zagrożenie na drodze. Agresja i złość za kierownicą prowadzą do wypadków, co gorsza przez złe gesty, słowa obrażamy bliźnich. Do tego dochodzi często pijaństwo i brawura. Czy wówczas zachowujemy się po chrześcijańsku? Oczywiście, że nie. Dlatego należy się z tego spowiadać.
Jest Ksiądz Krajowym Duszpasterzem Kierowców. Na czym polega duchowa opieka nad kierowcami? Co jest jej aspektem?
Przede wszystkim modlitwa za wszystkich poruszających się po drogach i tych, którzy służą ich bezpieczeństwu oraz tworzenie etyki kierowcy chrześcijanina. Bo, niestety, zwłaszcza z zachowaniem na drodze jesteśmy na bakier. Jako opiekun kierowców staram się również wpajać im zasadę: „kieruj się miłością na drodze”. To miłość jest w chrześcijaństwie najważniejsza. Miłość do drugiego człowieka, którego nie muszę za wszelką cenę wyprzedzić. Miłość do tych, co jadą ze mną, by nie spotkało ich coś złego, miłość do pieszych, rowerzystów i wszystkich spotkanych na drodze.
Jakie Ksiądz ma rady dla polskich kierowców - nie tylko w dzień św. Krzysztofa, ale na każdą chwilę za kierownicą?
Przede wszystkim powinien być trzeźwy i szanować innych, a także pomagać potrzebującym. Powinien też pamiętać o modlitwie do św. Krzysztofa. Dzięki temu zawsze dotrze szczęśliwie do celu.
Dekalog kierowcy
opr. aw/aw