Mam dość!

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 39 (743)


Ks. Jacek Wł. Świątek

Mam dość!

...nieustannych pieni, że jest dobrze. Bo dobrze nie jest. Dziura budżetowa może okazać się o wiele większa, a działania rządzących wcale jej się nie przeciwstawiają.

Człowiek może znieść wiele. Cierpienia, upokorzenia, braki pożywienia i ubrania zawsze jest w stanie znosić (oczywiście do granicy możliwości fizycznych). Nie może jednak znieść jawnego szydzenia z siebie. Szyderstwo jest największą obrazą dla człowieka i dlatego nie jest on w stanie (poza przypadkami chorobowymi) spokojnie i bezczynnie znosić, gdy ktoś go obraża. Robienie z kogoś idioty jest wręcz niewybaczalnym grzechem. A jeśli ktoś czyni to z całą społecznością, to ma to już znamiona przestępstwa lub obłędu. Nie można wobec tego spokojnie przechodzić, bo nie jest to kwestia tylko smaku estetycznego, ale uczciwości i sprawiedliwości, na której opiera się struktura społeczności. Dlatego ja już mam dość.]

Mam dość niszczenia instytucji naszego państwa

Realnym wyrazem naszej państwowości są instytucje, które dzielą między siebie władzę w naszym państwie. Zgodnie z konstytucją prezydent jest gwarantem niepodległości państwa i jego ciągłości, a więc zasadniczego znamienia naszej suwerenności, zaś rząd, prowadzący politykę wewnętrzną i zewnętrzną, jest władzą zarządzającą dobrem wspólnym. Takie usytuowanie prezydentury wskazuje na jej zasadniczą rolę dla ciągłości państwowości, a usytuowanie rządu wiąże go z doraźnością działań politycznych. Abstrahuję przy tym od tego, kto w danym momencie sprawuje poszczególne funkcje. Wskazuje to więc na pierwszeństwo honorowe prezydenta przed premierem. Ostatnie „zagranie” ministra Drzewieckiego z siatkarzami, którzy (ponoć nieświadomi) odmówili wizyty u prezydenta, bo „byli zmęczeni, brudni i spoceni” (co nie stanowiło przeszkody, by brylować tego samego wieczoru we wszystkich stacjach telewizyjnych), to nie tylko kolejny prztyczek w nos Kaczyńskiego, ale próba ustanowienia nowego ładu, w którym najwyższy przedstawiciel Rzeczpospolitej stoi w kolejce za zmieniającym się premierem. To jawna deprecjacja (nie pierwsza zresztą) urzędu prezydenta, a nie osoby ten urząd sprawującej.

Mam dość wpychania Polski w rosyjską strefę wpływów

O słabościach naszej polityki zagranicznej można wiele mówić. Jednakże ostatnie wydarzenia, a szczególnie obchody 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej, zamieszanie wokół uchwały związanej z rocznicą agresji sowieckiej na Polskę oraz wycofanie się Stanów Zjednoczonych z umieszczenia w Polsce elementów tarczy antyrakietowej ukazuje wyraźnie, że jesteśmy wpychani ponownie w objęcia ruskiego niedźwiedzia. Dodanie do tego wyraźnych prób (chyba już nie tylko prób) dogadywania się Niemiec i Rosji ponad naszymi głowami winno być sygnałem ostatecznym do podjęcia zdecydowanych działań na arenie międzynarodowej. Miękkość wypowiedzi premiera, wymazywanie z pamięci (nie tylko z uchwały), że Katyń był ludobójstwem, a także wyraźny brak aktywności polskiej dyplomacji (Sikorski ma jechać do Waszyngtonu dopiero późną jesienią), połączone z jawnymi ingerencjami władz Rosji w polskie sprawy oraz aktywność służb specjalnych wschodniego sąsiada, stanowi niebywałe zagrożenie dla naszej realnej, a nie tylko deklaratywnej, suwerenności. Zważywszy na to, że jeszcze niedawno Polska była nazywana strategicznym partnerem USA, a dzisiaj godzi się na miano regionalnego sojusznika, stwierdzić trzeba, że gdzieś ponad naszymi głowami coś zostało ustalone. Trzeba więc działania, a nie deklaracji. Inaczej może powtórzyć się Jałta w wersji soft.

Mam dość ogłupiania społeczeństwa przez media

Z niedowierzaniem przecierałem oczy, gdy po tragedii w kopalni „Wujek - Śląsk” minister polskiego rządu, Julia Pitera, zamiast natychmiast przejść do działania i wytropić winnych fałszowania wskaźników poziomu metanu, zaczęła w programie TVN24 o stan rzeczy w polskim górnictwie oskarżać... związki zawodowe, bo im robotnicy chyba nie ufają. Teza ta została podchwycona przez dziennikarzy stacji telewizyjnej, w której występowała minister, i była upowszechniana w następnych programach. Równie dobrze można za wypadek drogowy oskarżać ofiarę, bo miała czelność znaleźć się w danym miejscu i o danej porze. Dziwi mnie tylko, że dziennikarze idą na lep głupoty, a nie zadadzą wreszcie pytania, za co bierze pieniądze „pani minister od wyniuchania afery śledziowej”. Innymi obrazkami są nobliwe damy, które w telewizji krzyczą, że nie popierają protestujących w obronie miejsc pracy stoczniowców, jakby nie rozumiały, że od ilości miejsc pracy zależą losy ich emerytur.

Mam dość inwektyw rzucanych pod adresem zwykłych obywateli

W Szczecinie kilka dni temu protestowali w obronie miejsc pracy stoczniowcy, wsparci przez przedstawicieli innych branż. Demonstracja została w następujący sposób zrelacjonowana przez posła Nitrasa: „Pod moje biuro przyszło kilka tysięcy spokojnych ludzi, na czele których stała banda łobuzów, którzy zniszczyli biuro Platformy w Szczecinie. Kiedy próbowałem z nimi rozmawiać, potraktowali mnie wielką dechą przez łeb. Nie wiem, czego ode mnie chcieli, poza tym, że chcieli mnie pobić”, zaś jeden z jej uczestników otrzymał od „przedstawiciela narodu” miano „debil” i „gówniarz”. Dołączając do tego wypowiedzi posła Niesiołowskiego (np. o Polonii w Chicago - „Ja tę małpiarnię widziałem. Kawałek tego bagna przyszedł do Polski” czy też o zamieszkach pod halą KDT - „To żadni kupcy, tylko handlarze. (...) znaczna część przestępców”) czy posła Palikota i Karpiniuka, mamy obraz przedstawicieli narodu, którzy lżą ten naród. Dokłada się do tego szczucie wręcz jednych ludzi na drugich. W imię PR nie można niszczyć ludzi.

Mam dość nieustannych pieni, że jest dobrze

Bo dobrze nie jest. Dziura budżetowa może okazać się o wiele większa, a działania rządzących wcale jej się nie przeciwstawiają. Dołączając do tego plany zniszczenia Rezerwy Demograficznej, zamiary wprowadzenia obostrzeń w przypadku pracy podejmowanej przez emerytów, wzrastające bezrobocie, spadek popytu wewnętrznego, to wcale nie jest dobrze, a tania szmira z ekranów telewizyjnych tego nie załatwi. Nie jest nam potrzeba orkiestra z Titanica, grająca pięknie, gdy okręt idzie na dno, ale zakasanie rękawów i wzięcie się do ratowania tego, co jeszcze ratować można. W tym względzie trzeba powiedzieć jasne „stop” mamieniu społeczeństwa. Nawet jeśli przegra się wybory prezydenckie.

Mam dość, że nikt, nawet Kościół, nie umie dzisiaj powiedzieć: „Non possumus!”

Szkoda, naprawdę szkoda...

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama