Choć bł. ks. Jerzy oddał swoje życie, to przecież jego śmierć nie była porażką.
6 czerwca ks. Jerzy Popiełuszko został ogłoszony błogosławionym. Uroczystej liturgii na warszawskim pl. Piłsudskiego, z udziałem ok. 150 tys. wiernych, przewodniczył prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych abp Angelo Amato.
Po uroczystościach beatyfikacyjnych relikwie nowego błogosławionego przeniesiono w procesji do wilanowskiej Świątyni Opatrzności Bożej i złożono je w Panteonie Wielkich Polaków.
Celem procesu beatyfikacyjnego, który poprzedził wydarzenie, było dowiedzenie heroiczności cnót kandydata na ołtarze, jak też potwierdzenie faktu, że jego śmierć była męczeńska, tzn. przyjęta dobrowolnie z powodu wiary i zadana z nienawiści do Boga i Kościoła. Podkreślano to wielokrotnie podczas niedzielnej uroczystości, potwierdziły to relacje świadków, wspomnienia bezpośrednich uczestników wydarzeń. Ważnym było też wnikliwe studium dokumentów IPN. W docieraniu do prawdy o ks. Jerzym szczególnie cenną pracą okazała się publikacja pt. „Aparat represji wobec ks. Jerzego Popiełuszki 1982-1984”. Ukazała ona niewyobrażalnie wielką skalę cierpienia, jakiego doświadczał ze wszystkich stron, poczucia osaczenia. Wiedział, iż umrze. Był gotowy na śmierć, w pełni świadomy konsekwencji swoich działań i ogromu nienawiści, jaka została ku Bogu, przez jego pośrednictwo, skierowana. A mimo to nie wycofał się. Za wierność Bogu zapłacił cenę najwyższą.
Brzmi to banalnie, ale warto wejść głębiej w sens tego stwierdzenia. Ogłasza się ich po to, by stawali się lustrem, w którym idące za nimi pokolenia będą się mogły przeglądać, szukać inspiracji, umacniać świadectwem wiary i miłości. Nie miałaby sensu jakakolwiek beatyfikacja czy kanonizacja, gdyby chodziło w niej tylko o ukazanie duchowego zwycięstwa, podkreślenie heroiczności życia, chwałę. Kościół wynosi ich na ołtarze po to, aby umocnić wierzących, ukazać przykład ukonkretnienia się ducha Ewangelii w człowieku, podkreślić wielką wartość i aktualność przesłania Dobrej Nowiny. Przypomniał o tym w homilii w niedzielne przedpołudnie kard. Angelo Amato.
Mówił, iż w „obliczu odradzających się prześladowań skierowanych przeciw Ewangelii i Kościołowi, ks. Jerzy stał się szczególnym świadkiem Chrystusa”. Uroczyste potwierdzenie tego faktu przez Kościół w Roku Kapłańskim nadało wydarzeniu dodatkowe znaczenie. Kontekst relacji, jakie dają się zauważyć we współczesnym świecie, ogromna ilość fałszywych tonów, które w nim grają, narastający relatywizm i wrogość wobec Boga, mająca swoje ukonkretnienie w prześladowaniach, w śmierci setek tysięcy chrześcijan, którzy co roku oddają życie za wiarę, domagają się zdecydowanych działań. „Chrześcijaninowi nie może wystarczyć jedynie potępienie zła, kłamstwa, nikczemności, przemocy, nienawiści, zniewolenia; on sam musi być autentycznym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości” - przypominał kard. Amato. Konieczne jest ewangeliczne świadectwo miłości. Jako potwierdzenie tych słów zacytował słowa ks. Jerzego z ostatniej odprawianej przezeń Mszy św. w Bydgoszczy, 19 października 1984 r.: „Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”. Aby czuć się w pełni dzieckiem Bożym, konieczne jest to, aby być w pełni wolnym, nie wolno ulec pokusie rezygnacji ze światła wiary, pogodzić się z ideologią pogardy i kłamstwa.
Przesłanie bł. ks. Jerzego, podobnie jak świadectwo tysięcznych rzesz świętych i błogosławionych, wyniesionych na ołtarze w ciągu ostatnich dwóch tysiącleci, nie dezaktualizuje się. Świętość nie ma, gdyby chcieć użyć kolokwializmu, „terminu przydatności do spożycia”. Da się w niej odnaleźć blask, który nie pochodzi od człowieka, ale jest odbitym w nim, jak w lustrze, światłem samego Boga. Dlatego tak bardzo jednych fascynuje, przez innych jest znienawidzona i staje się znakiem sprzeciwu. Zaskakiwać może jedynie impet i wielość środków, jakie zostają użyte, aby ją zniszczyć. Tak się przecież stało 19 października 1984 r., gdy okrutnie zamordowano kapłana z Żoliborza. Nie da się tego wyjaśnić, posługując się tylko argumentami rozumu. Jest w tym zawarta jakaś przerażająca demoniczność, w tle czai się potworne zło jako osobowa siła, totalnie zwrócona przeciwko Bogu i człowiekowi.
Choć dziś nie ma systemu komunistycznego, który jako jeden z celów postawił sobie wykluczenie z przestrzeni publicznej Boga, owa złowieszcza obecność nie zniknęła przecież ze świata. Kłamstwo nie stało się prawdą, nienawiść nie zamieniła się w miłość. Wysubtelniały metody, jakimi posługuje się szatan, ciągłej ewolucji podlegają struktury będące nośnikiem ideologii zła. Choć zmienia się kontekst społeczny, kulturowy - człowiek, zagrożenia, którym podlega, są takie same. Czego zatem dziś, 26 lat po męczeńskiej śmierci, może nas nauczyć bł. ks. Popiełuszko? Gdzie tkwi sedno uniwersalizmu dziedzictwa, jakie zostało nam przypomniane w niedzielę, 6 czerwca, przy okazji jego beatyfikacji? Jak je zrozumieć, aby zachowało swoją aktualność?
Św. Teresa mówiła, że szatan ma dwojaką taktykę docierania do człowieka. Pierwsza z nich to wmawianie, że go nie ma. Druga - przekonywanie ludzi, że jest wszechmocny. Obie, niestety, z powodzeniem stosuje po dziś dzień. Jeśli przyjmiemy, że komunizm był strukturalną emanacją zła, klarowna staje się strategia, jaką się posługiwał, aby utrzymać władzę nad ludźmi. Z jednej strony była to dialektyczność, która zło kazała nazywać dobrem, okrucieństwo racją stanu, ukrywająca wszystko pod tyleż szczytnymi, co fałszywymi hasłami. Z drugiej - bazowanie na strachu.
Setki tysięcy etatowych pracowników bezpieki, agentów, donosicieli, konfidentów miały stworzyć wrażenie, że monolitu nowego świata, zbudowanego na marksistowsko-leninowskiej utopii nikt i nic nie będzie w stanie poruszyć przez kolejne dziesięciolecia. Dopiero kiedy to sobie uświadomimy, jasnym staje się panika, jak zapanowała w szeregach partii, gdy pojawił się na warszawskim Żoliborzu, potem w hucie, a wreszcie w innych miejscach w Polsce kapłan niemający przecież szczególnych predyspozycji kaznodziejskich, ale posiadający coś, co paliło reżimowych funkcjonariuszy jak przysłowiowa woda święcona: odwagę. Jego słowa o sile prawdy, nienaruszalności ludzkiej godności, konieczności pokonywania w sobie lęku i nienawiści, sprawiały, że ludzie przestawali się bać. Naruszone zostało zatem - gdyby chcieć użyć literackiego porównania - „jądro ciemności”. Szatan został zdemaskowany. Zaczął się wściekać.
- Wielu z nas otwierało oczy ze zdumienia! - wspomina Janusz Olewiński, działacz opozycyjny, od początku uczestnik żoliborskich Mszy za Ojczyznę. - Tyle razy, jako naród, walczyliśmy o niepodległość Ojczyzny w powstaniach, przelewaliśmy krew, a tu nagle padają słowa, że można stać się wolnym inaczej: najpierw wyzwolić swoje wnętrze. To było niezwykle twórcze i potrzebne. Dokonywała się radykalna przemiana myślenia. Kiedy wracaliśmy do naszych domów - wspomina dalej - było w nas coś, co sprawiało, że ZOMO, esbecy szaleli ze wściekłości. Ale myśmy się ich nie bali.
Tutaj nastąpiło pierwsze i najważniejsze pęknięcie. Później zaowocowało ono wolnością uciemiężonego przez kilka dziesięcioleci narodu. Tu jest też początek każdej drogi do wolności.
Choć bł. ks. Jerzy oddał swoje życie, to przecież jego śmierć nie była porażką. „Jego oprawcy nie byli w stanie, nie mogli uśmiercić Prawdy. Tragiczna śmierć naszego męczennika była w rzeczywistości początkiem powszechnego nawrócenia serc do Ewangelii. Śmierć męczenników jest istotnie posiewem chrześcijan” - przypominał kaznodzieja na pl. Piłsudskiego w niedzielne przedpołudnie. Zło wraz ze swoją taktyką zostało zdemaskowane. Męczeństwo pobudziło miliony ludzi do działania, sprawiło, że wielu z nich nawróciło się. Stojąc do tej pory po stronie ciemności, przeszło na stronę światła. Jest to proces, który trwa do dziś! To, czego może nas obecnie nauczyć nowy święty patron naszej Ojczyzny, to wrażliwości na obecność zła w świecie, w nas samych, pomóc zdefiniować nowe rodzaje niewoli, jakim podlegamy. To wiara w moc Jezusa Chrystusa i uniwersalizm Ewangelii, którą głosił. Kard. Amato przypomniał słowa, wypowiedziane przed laty przez bł. ks. Popiełuszkę: „Prawda zawsze jest zwięzła, kłamstwo owija się w wielomówstwo”. Wielosłowie, którego dziś pełno wokół nas, zabija prawdę. Doskonale wie o tym szatan. Świetnie opanował technikę manipulacji. Nie ma wrogiego Bogu komunizmu, ale zstąpiły go nowe totalitaryzmy, które, posługując się hasłami wolności, w istocie nakładają człowiekowi nowe kajdany - gorsze od tych sprzed ćwierćwiecza, bo przecież niewidzialne. Nawrócenie to powrót do Prawdy. Chrystus jest Drogą, Prawdą i Życiem. Każda próba budowania czegokolwiek bez Niego skazuje na porażkę. Bł. ks. Jerzy zaświadczył, że wierność tej zasadzie warta jest każdej ceny.
opr. aś/aś