Czy katolik obowiązkowo powinien brać udział w wyborach? Co mówi na ten temat nauka Kościoła?
Z ks. Pawłem Powierzą, duszpasterzem parlamentarzystów, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.
Czy katolik obowiązkowo powinien brać udział w wyborach? Co mówi na ten temat nauka Kościoła?
Udział w wyborach jest obowiązkiem katolika. Przypomina o tym chociażby ostatni komunikat Konferencji Episkopatu Polski z Jasnej Góry, w którym biskupi mówią, że Kościół i katolicy w Polsce powinni aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym. Hierarchowie podkreślają również, że „oczekiwanie niektórych ośrodków, iż Kościół stanie się «wielkim milczącym» na czas kampanii nie ma uzasadnienia w nauce społecznej Kościoła”. Katolik jest równoprawnym członkiem społeczeństwa, w związku z tym musi brać odpowiedzialność za losy narodu, w którym żyje. Zatem udział w wyborach jest obowiązkiem każdego wierzącego człowieka.
Tymczasem wiele osób tłumaczy się, że nie idą na głosowanie, bo nie ma takiego kandydata, który w pełni reprezentowałby ich poglądy. Czy katolik może usprawiedliwiać się w ten sposób?
Moim zdaniem to jest usprawiedliwianie swoich zawodów, zniechęcenia czy też zwykłego lenistwa. Owszem, po transformacji z 1989 r. może pojawić się takie myślenie, że choć tyle razy głosowaliśmy, to wciąż nie ma tych zmian, na które oczekujemy. W jakimś stopniu jest to bolączka współczesnej polskiej demokracji. Pamiętajmy, że w wyborach zawsze startują nowi ludzie. Warto przyjrzeć się tym kandydatom, uczestniczyć w przedwyborczych debatach, pytać o sprawy, które nas interesują. Być może, wśród tych nowych twarzy znajdziemy idealnego reprezentanta. Bo jeśli nie pójdziemy na głosowanie, to inni wybiorą za mnie i właśnie ci ludzie będą mieli wpływ na nasze życie. Będą np. decydowali o wysokości podatków, które przyjdzie nam płacić. I nie będzie wtedy „zmiłuj się”, bo tak uchwaliła parlamentarna większość. Przykład ten pokazuje, jak demokracja, nasze wybory mają wpływ na przyszłość kraju, w którym mieszkamy. Dlatego radziłbym wszystkim sceptykom, aby jednak poszli do urn i wykorzystali okazję, dzięki której przez wybór odpowiednich posłów czy senatorów co cztery lata, możemy decydować o wysokościach podatków, rent, emerytur, pensjach itd.
Czy dobrowolna rezygnacja z udziału w wyborach jest grzechem?
Moim zdaniem jest to grzech zaniedbania, bo niewzięcie odpowiedzialności za losy narodu, przyszłość ojczyzny, ludzi jest w pewnym stopniu godzeniem się na to, by do parlamentu dostali się także ci, którzy nie reprezentują chrześcijańskiej wizji świata. Pan Jezus posłał apostołów na cały świat, aby go zmienili, a nie żeby świat zmienił apostołów. Swoją żywą wiarą, radykalizmem oraz dzięki wierności Bogu i Ewangelii zbudowali na gruzach rzymskiej cywilizacji nową cywilizację chrześcijańską. Dlatego my również nie możemy godzić się na bierność. Bo jeśli my nie pójdziemy na wybory, zrobią to inni, głosując np. na ludzi, którym obca jest wizja chrześcijańskich wartości. Może się zatem okazać, że przyszłe prawo będzie godziło w życie nienarodzonych, w małżeństwo rozumiane jako związek kobiety i mężczyzny, w rodzinę. Jednym słowem zachwiane zostaną te wartości, o które Kościół, który jest strażnikiem Bożego objawienia i prawa naturalnego, upomina od początku swego istnienia.
Nawet Sobór Watykański II naucza o „prawie i obowiązku brania udziału w wolnych wyborach na pożytek dobra wspólnego”. Ale nie zawsze zyskujemy pewność, że głosując, mamy wpływ na dobro wspólne...
Jest to w dużej mierze wina systemu, który powinien być zreformowany. Mamy bezpośredni wpływ na to, kogo wybieramy do parlamentu. A poseł czy senator jest odpowiedzialny za swoich wyborców. Niestety, ta odpowiedzialność często kończy się tuż po otrzymaniu mandatu. Potem nasz poseł podczas głosowań zaczyna ulegać pewnym koneksjom partyjnym, obowiązuje go tzw. partyjna dyscyplina. W rezultacie przestaje spełniać nasze oczekiwania. Jednak nic nie można z tym zrobić, nie da się, jak to jest np. w ordynacji samorządowej, odwołać takiego posła w trakcie trwania kadencji. Jest to - moim zdaniem - wada demokracji. Ale system mamy taki, jaki mamy. I - nie idąc na wybory - obrażać się na całą rzeczywistość. Trzeba dążyć do zmian. Jest to możliwe właśnie przez głosowanie.
Wielu ludziom polityka nie kojarzy się dobrze. Często jej reprezentanci, nawet ci głośno podkreślający, że są chrześcijanami, katolikami, którzy chętnie się pokazują w towarzystwie biskupów, którzy nie pogardzą żadną okazją, by się pokazać w mediach uznających się za katolickie - nie głosują zgodnie z nauczaniem Kościoła.
To jest bardzo bolący problem, ale po to są wybory, żeby na takich ludzi już nie głosować. Jeżeli ten człowiek nas zawiódł, niech on się pokazuje nawet z biskupami, ale to ode mnie zależy, czy ponownie zostanie wybrany, czy nie.
Jako duszpasterz parlamentarzystów staram się podczas każdej Mszy św. podkreślać, że najważniejsze jest sumienie. Tym, którzy przychodzą do sejmowej kaplicy, przypominam, że każdy z nas stanie kiedyś przed Bogiem i wtedy nie będzie liczyło się to, z jakiej byłem partii, ale to, czy w swoim postępowaniu kierowałem się prawym sumieniem. Nie możemy godzić się na to, by sejm czy senat, a więc instytucje powołane do tego, by w imieniu narodu stanowić prawo, stały się miejscem niszczenia sumienia, miejscem, gdzie człowiek postępuje inaczej, niż wierzy. Największym nieszczęściem współczesnego człowieka jest to, że czasem musi iść na kompromisy, które często oznaczają zaparcie się swoich wartości, światopoglądu. A wszystko w imię doraźnych koneksji.
Oczywiście o kompromisie można mówić w sprawach np. gospodarczych, ekonomicznych. Jednak w kwestiach moralnych żadnych kompromisów nie ma. Tu trzeba być jednoznacznym: albo jesteśmy wierni Bożym przykazaniom, albo nie.
Jak zatem powinien głosować katolik? Jakie wartości wybrać, bo - jak to ujął Jan Paweł II - sama demokracja bez wartości staje się jawnym lub zakamuflowanym totalitaryzmem...
Tego uczy nas historia. Natomiast jeśli chodzi o pytanie, na kogo głosować, to każdy człowiek sam podejmie decyzję przy wyborczej urnie. Kościół nie wskaże konkretnej partii czy osoby. Znam wielu ludzi zarówno w PiS, PO czy PSL, którzy są naprawdę gorliwymi, wierzącymi ludźmi. We wspomnianym na początku komunikacie KEP czytamy, że powinniśmy popierać ludzi, którzy kierują się w życiu wartościami chrześcijańskimi i swoją postawą, zachowaniem i głosowaniem zagwarantują chrześcijańską wizję świata. Wszystko inne, lansowane w imię demokracji i wolności jest po prostu zakłamywaniem rzeczywistości i prawdy o człowieku. Dlatego, jak powiedzieli biskupi, „naszym obowiązkiem jest wybieranie ludzi, którzy zagwarantują obronę godności człowieka i życia od poczęcia do naturalnej śmierci; wybieranie osób, które będą prowadzić sprawy państwa tak, by troska o rodziny była na pierwszym miejscu; głosowanie na ludzi zdolnych podjąć trudne sprawy i reformy, konieczne dla dobra Ojczyzny”. I nie chodzi tu wyłącznie o zmiany gwarantujące dobra materialne, ale o odnowę sumienia. „Polska potrzebuje ludzi sumienia, sprawdzonych i gotowych jej służyć, zarówno w trosce o jej historię, o jej dziś, a szczególnie o jej przyszłość” - podkreślają biskupi. Mamy zatem wybierać tych, którzy gwarantują wizję człowieka i świata, którą na ziemie przyniósł Chrystus Pan i którą głosi Kościół. Wizja ta sprawdza się od dwóch tysięcy lat. Wszak przemijają cesarstwa, królestwa, rządy, zamieniają się ludzie, a nauka Chrystusa trwa. Dlatego trzeba jej bronić, zwłaszcza dzisiaj, w świecie tzw. liberalizmu, w którym zacierają się różnice między dobrem a złem. Musimy dążyć do tego, aby nasze sumienie było prawe, odróżniało dobro od zła i kierowało się dobrem i nauką Chrystusa. Wtedy będziemy spokojni o losy naszej ojczyzny, naszych rodzin.
Dziękuję za rozmowę.
opr. aś/aś