Europa pod presją

Nie pamiętam, żeby współczesna Europa była pod tak dużą presją zewnętrzną. Presją, która momentami przybiera formę politycznego szantażu - mówi politolog

Z dr Beatą Gałek, politologiem, zastępcą dyrektora Instytutu Nauk Społecznych i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, rozmawia Kinga Ochnio.

Europa pod presją

Czy pamięta Pani równie gorący czas w Europie?

Nie pamiętam, żeby współczesna Europa była pod tak dużą presją zewnętrzną. Presją, która momentami przybiera formę politycznego szantażu. I to na kilku płaszczyznach: ataki terrorystyczne, problem migracyjny, konflikt na Ukrainie i widmo kolejnego kryzysu finansowego. Co prawda terroryzm w Europie to nic nowego. Miał on jednak inne oblicze i podłoże: polityczne i antysystemowe, a nie cywilizacyjne. Terroryści funkcjonowali w organizacjach, np. frakcja Czerwonej Armii w Niemczech czy Czerwone Brygady we Włoszech w latach 70. Wtedy terroryzm zwalczano przez dotarcie do grupy. Teraz nie ma klasycznych organizacji, są „samotne wilki”, aktywne w cyberprzestrzeni, niezwykle trudne do rozpracowania. Ponadto mamy do czynienia z rozsypywaniem się układu sił, decentralizacją w ramach Unii Europejskiej, którą pogłębi decyzja Wielkiej Brytanii o wyjściu ze Wspólnoty. Szkocja, Irlandia Północna czy Gibraltar chcą pozostać w strukturach UE, co wiązałoby się z rozpadem Zjednoczonego Królestwa. Turcja - po zadziwiająco szybko stłumionej próbie zamachu stanu, której konsekwencją są masowe aresztowania sędziów, nauczycieli, świadczące o czymś innym, niż tylko walce z opozycją dążącą do przewrotu - decyduje o układzie politycznym w Europie, lawirując między UE a Rosją.

Czy obecna sytuacja polityczna pokazuje słabość instytucji europejskich?

Oczywiście, ale głównym problemem nie są instytucje UE, o których ciągle słyszymy, że są powolne, panuje paraliż decyzyjny, zły system głosowania... Problemem jest brak jedności, duże zróżnicowanie poszczególnych państw i ich interesów. Kwestia polityki migracyjnej to także pokłosie tego, że nie podjęto kroków, które w realny sposób ujednolicałyby politykę azylową.

Po ataku w Nicei premier Francji powiedział, że musimy nauczyć się żyć z terroryzmem. Czy to wyraz kapitulacji i bezsilności? Organizacje terrorystyczne czują się w Europie bezkarne?

Nie mamy do czynienia z klasycznymi organizacjami terrorystycznymi, z którymi służby europejskie potrafią walczyć. To zupełnie nowy rodzaj terroryzmu wykorzystujący wyjątkowe możliwości komunikacyjne i cyberprzestrzeń. Ma on bardzo niebezpieczne przełożenie na nastroje w Europie, a te - na procesy polityczne, których efekt obserwujemy podczas wyborów. Nie nazwałabym tego kapitulacją, raczej przyjęciem do wiadomości, że nie da się uniknąć pojedynczych ataków sfrustrowanych szaleńców, w każdy razie nie ma na to szybkiego sposobu. Jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę uchodźców, którzy znaleźli się w ostatnich dwóch latach w Europie (w tym roku ok. 1,2 mln), to sytuacje, do których dochodzi, mimo wszystko można określić incydentalnymi. Musimy pamiętać, że to nie tylko islamski problem, wystarczy przypomnieć o Andersie Breiviku z Norwegii. Konflikty międzynarodowe, media masowe, internet otworzyły przysłowiową puszkę Pandory i Europa będzie musiała przywyknąć do terroryzmu, który będzie przybierał różne zbrodnicze twarze.

Największą odrazę wywołał atak na kościół i zamordowanie księdza we Francji...

Te najbardziej agresywne ataki, choćby wcześniejszy zamach na masową skalę w Nicei, w dniu święta Bastylii, świadczą o tym, że Państwo Islamskie odczuwa presję międzynarodowych ataków. Jest takie powiedzenie o szczurze zapędzonym w kąt, który zaczyna skakać i to do szyi... Prawda jest taka, że Państwo Islamskie, które w swoim mateczniku ma problemy, być może będzie chciało zmobilizować swoich członków w Europie do jeszcze bardziej dramatycznych ataków.

Ataki terrorystyczne wzmagają strach przed przyjmowaniem uchodźców. Jednym z proponowanych rozwiązań jest perspektywa zamykania granic, co spotkało się z pozytywną opinią części polskiego społeczeństwa. Czy to uchroni nas przed atakami terrorystycznymi?

Strach przed zamachami jest czymś naturalnym. Pamiętajmy jednak, że muzułmanie w Polsce stanowią mniej niż 0,1%. Jesteśmy krajem jednolitym narodowo i religijnie, stąd prawdopodobieństwo ataku jest dużo mniejsze, ale nigdy nie można wykluczyć pojedynczych zamachów. Z całą pewnością zamknięcie granic wpłynie na napływ uchodźców, a raczej należałoby powiedzieć transfer do zachodniej Europy przez Polskę. Jednocześnie spodziewajmy się postępowania Niemiec czy Francji wobec Polski na zasadzie starej, dobrej wzajemności.

Jak Europa powinna poradzić sobie z uchodźcami? Jak odróżnić ludność uciekającą od koszmaru wojny od terrorystów? Pojawiają się opinie, że jeśli chcemy pomagać, róbmy to na miejscu - budujmy szpitale, szkoły...

Bez pokoju na Bliskim Wschodzie nie da się rozwiązać tego kryzysu. Społeczność międzynarodowa na czele z USA powinna uczynić wszystko, by zakończyć konflikty w Syrii i Libii, Iraku, ustabilizować sytuację w Erytrei czy Afganistanie. Nie da się tego zrobić bez porozumienia w tej sprawie z bogatymi krajami arabskimi: Arabią Saudyjską, Emiratami, Kuwejtem, Katarem… Żeby zatrzymać falę imigrantów, należy również wspierać istniejące obozy w Turcji i Libanie. Kompleksowa pomoc na terenie państw konfliktu jest konieczna. Tylko jak to zrobić? Nie wiadomo, komu przekazać pieniądze i jaka kwota byłaby zadowalająca. Dopóki będzie chaos w regionie, nic nie można zrobić.

Ze sprzeciwem w naszym kraju spotkał się pomysł narzucenia przez UE liczby przyjętych imigrantów...

To żadne rozwiązanie, a jedynie impuls do przybycia kolejnych, których Europa nie jest w stanie absorbować w sposób niezagrażający jej bezpieczeństwu. W polityce coraz częściej decyduje nie strategia długoplanowa, a bieżąca taktyka - co zrobić, żeby mieć pięć minut spokoju w mediach lub odwrócić uwagę od czegoś. Podział kwot uchodźców angażuje emocje. Tymczasem w krajach arabskich wydawane są foldery, ulotki dla uchodźców, gdzie w sposób cukierkowy przedstawione jest życie w Europie. Dlatego, że to, co dla jednych jest tragedią, dla drugich - wielkim biznesem. Ogromny składnik PKB w Libii stanowi przemyt ludzi. Aby temu zapobiec, należałoby zaprowadzić porządek w krajach skonfliktowanych.

Brytyjczycy zdecydowali, że już dłużej nie chcą być w UE. Czy ta decyzja spowoduje aktywizację środowisk eurosceptycznych, a te - efekt domina? Czy to początek końca Wspólnoty?

Na pewno takiej, jaką znamy od 12 lat. Europa, mimo różnic, będzie miała świadomość wspólnych interesów. Brexit wypuszcza przysłowiowego gina z butelki. Prezydent Czech już powiedział o przeprowadzeniu referendum dotyczącego wyjścia z UE. Wszystko będzie zależało od skutków Brexitu, rozwoju sytuacji politycznej i ekonomicznej. Jeżeli Wielka Brytania odczuje go gospodarczo, to myślę, że może to być przestroga dla reszty. W mojej ocenie Unię da się utrzymać, zwłaszcza jeśli wzrośnie groźba jakiegoś zagrożenia, chociażby ze strony Państwa Islamskiego. Tylko trzeba przekonać do tego społeczeństwa, z którymi nikt nie rozmawia. Język Brexitu i jego zwolenników to język tabloidów, apelowanie do najniższych instynktów. A teraz zwolennicy Brexitu mówią, że zostali oszukani. Efekt: funt najsłabszy od kilkudziesięciu lat, osłabienie Unii, a świat nie stoi w miejscu. Podzielona Europa w globalnych rozgrywkach, w dobie kształtującego się na nowo ładu międzynarodowego nie wygląda dobrze.

Co Brexit oznacza dla Polski? Mówi się o fali powrotów...

Wszystko zależy od tego, jak ułożą się relacje Wielkiej Brytanii z UE. Mnóstwo Brytyjczyków żyje w Hiszpanii, Francji, Portugalii. To sieć wzajemnych relacji, które trzeba na nowo poskładać. Brexit to efekt sprzeciwu dotyczącego napływu emigrantów z krajów Azji i Afryki. Jednak zaskakujące, że główna fala nienawiści Wielkiej Brytanii była zwrócona przeciwko Polakom... Brexit może spowodować powroty rodaków ze Zjednoczonego Królestwa, ale w niewielkiej skali. Większość osób będzie mogła kontynuować i zalegalizować swój pobyt. Ograniczenia mogą dotyczyć potencjalnych imigrantów, którzy chcieliby wyjechać z Polski do Wielkiej Brytanii, ale pamiętajmy, że to będzie długi proces, mówi się o 2019 r. Rząd Wielkiej Brytanii nie jest gotowy na szybsze wyjście.

Nie tylko w Europie jest gorąco… W Stanach Zjednoczonych trwa w najlepsze kampania prezydencka. Kto byłby lepszym dla Polski amerykańskim przywódcą?

Patrząc historycznie, dla Polski zawsze było lepiej, gdy prezydentem był przedstawiciel Partii Republikańskiej. Republikanie charakteryzują się orientacją na politykę międzynarodową, natomiast prezydent z Partii Demokratycznej zawsze skoncentrowany jest na wnętrzu kraju. Tymczasem ostatnia kampania pokazuje, że różnice między głównymi partiami się zacierają. Tym razem to republikanin Donald Trump wydaje się być politykiem na tyle nieprzewidywalnym, że to Hillary Clinton może być gwarantem stabilnej polityki międzynarodowej. Trump jest wielką niewiadomą, pani Clinton to kontynuacja.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 33/2016

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama