O wciąż niewyjaśnionych okolicznościach morderstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki
„Zbrodnia założycielska” - tak niekiedy mówi się o zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki. Być może jest to odpowiedź na pytanie, dlaczego - pomimo faktu, iż od bestialskiego mordu minęło tyle lat i mimo wątpliwości, jakie przez ten czas się zrodziły w wyniku ujawnienia nowych wątków w sprawie - niewiele się dzieje. 19 października minęły 33 lata od jego zamordowania.
Naruszenie dziwnego status quo, panującej po dziś dzień zmowy milczenia w konsekwencji doprowadziłyby do momentu, że wiele pomników trzeba by było wstydliwie zdemontować, jak też na nowo napisać historię III RP - taką tezę od lat stawia dziennikarz Wojciech Sumliński. Na jej potwierdzenie przedstawia dokumenty i wyniki własnych poszukiwań, ale też efekty śledztwa prokuratora Andrzeja Witkowskiego, któremu dwukrotnie je powierzano, a następnie odbierano (w 1991 i 2004 r.). Czy dlatego, że zanadto zbliżył się do brutalnej prawdy? - chciałoby się zapytać. Najprawdopodobniej tak. Zaskakiwać może też niespotykana wcześniej skala, z jaką po procesie toruńskim tuszowano zbrodnię: przez sześć lat było w nią zaangażowanych kilkuset funkcjonariuszy SB. Na początku lat 90 ubiegłego wieku zniszczono (jako oficjalny powód podając „niską wartość operacyjną”) wiele teczek osób, które mogłyby sporo powiedzieć na temat tragicznych wydarzeń. Interesujące jest, iż pomimo brutalnej, w przeszłości powracającej falami, nagonki na każdego, kto próbował „ruszyć temat”, wiarygodności materiałów dowodowych, prezentowanych choćby w książkach Sumlińskiego, licznych artykułach i publicznych wystąpieniach, nikt nie zakwestionował. Jeszcze bardziej dziwne jest, że prawdą wydają się być niezainteresowani ludzie Kościoła. Dlaczego? Czy wystarczająco przekonujący jest argument, aby zostawić ks. Popiełuszkę w spokoju, „bo to może zaszkodzić szybkości i ciągłości procesu kanonizacyjnego” - co jest przekonaniem z gruntu błędnym, ponieważ nikt nie kwestionuje jego męczeństwa. A może w całej sprawie jest drugie dno? Może chodzi o to, że podczas ukazywania nieznanych dotąd dowodów światło dzienne ujrzałyby mało chwalebne fakty z bliskiego otoczenia męczennika?... Nie wiemy tego.
„Załatw to, niech on nie szczeka” - takimi słowami miał się zwrócić, według relacji świadków, gen. Wojciech Jaruzelski do gen. Czesława Kiszczaka. Chodziło o ks. J. Popiełuszkę. Był rok 1984. Bezpośrednio po „propozycji nie do odrzucenia” podczas narady w gabinecie szefa komunistycznej bezpieki postanowiono „rozwiązać” problem. Nowe dowody wskazują, iż generałowie Kiszczak, Płatek i Ciastoń zaproponowali dwie strategie działania: pierwsza zakładała pozyskanie ks. Jerzego jako tajnego współpracownika, ewentualne wysłanie go na studia do Rzymu (Kiszczak mocno naciskał w tej kwestii na abp. Bronisława Dąbrowskiego, ówczesnego sekretarza Konferencji Episkopatu Polski), w drugiej wprost mówiło się o zamordowaniu kapłana i obarczeniu winą księży z opozycyjnej organizacji konspiracyjnej (która - nota bene - nigdy nie istniała). Następnie szefowie MSW zamierzali wmówić Polakom (z pomocą nieocenionego w takich sytuacjach rzecznika prasowego rządu Jerzego Urbana), iż istniał antypaństwowy spisek „wichrzycielskich sił” i duchowieństwa, który - dla dobra socjalistycznej ojczyzny! - trzeba rozbić. Udałoby się przy tej okazji upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: uciszyć raz na zawsze znienawidzonego Popiełuszkę i dać władzom legitymację do „wzięcia za pysk” społeczeństwa. Tym bardziej, że system mocno zaczął się chwiać.
Gdy ks. Jerzy nie zgodził się na wyjazd na studia, pozostał drugi wariant esbeckiego planu. Został on jednak zrealizowany tylko w połowie - zrezygnowano z drugiej części. Dlaczego? Najprawdopodobniej jesienią 1984 r. zaczęła dojrzewać koncepcja „okrągłego stołu” - jak wiemy, zrealizowana w 1989 r. Komuniści wiedzieli już, że trzeba się dogadać z „konstruktywną” opozycją i wynegocjować jak najlepsze warunki „miękkiego lądowania”. Ks. Popiełuszko musiał zginąć - nie było odwrotu. Według W. Sumlińskiego esbecka wierchuszka postanowiła poświęcić „dobru sprawy” (!) funkcjonariuszy bezpieki niższego szczebla, przyjmując linię obrony, wedle której zabójstwo księdza było ich prywatną inicjatywą. Teza potwierdziła się potem podczas tzw. procesu toruńskiego. Faktyczni inspiratorzy zbrodni - generałowie, na czele z Jaruzelskim i Kiszczakiem - nigdy nie zostali ukarani.
Wiele wątpliwości wzbudza też przedstawiony oficjalnie przebieg wydarzeń, jaki miał miejsce w dniach 19-31 października 1984 r., tj. czasie od porwania ks. Jerzego do momentu odnalezienia jego ciała niedaleko tamy pod Włocławkiem. Fakty wydobyte na światło dzienne przez prokuratora A. Witkowskiego wskazują, iż prawda może znacznie różnić się od oficjalnej wersji, utrwalonej w opracowaniach historyków i zaprezentowanej podczas procesu. Rodzą się następujące pytania: czy ks. Popiełuszko zginął w dniu porwania, czy żył jeszcze kilka dni (podaje się liczbę sześciu)? Osądzeni sprawcy zbrodni działali sami, a może mieli wspólników? Po latach świadkowie zeznali, że 25 października 1984 r., ok. 20.00, widzieli samochód, który zatrzymał się na moście niedaleko zapory. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn i wrzuciło do wody „pakunek” przypominający ludzkie ciało. Kim byli? Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala w tym czasie siedzieli już zamknięci w areszcie (aresztowano ich 23 października). Zakładając, że owym „pakunkiem” było zmaltretowane ciało kapłana, można postawić pytanie: kto pomagał oprawcom? Dlaczego ich nazwiska nigdy nie zostały ujawnione?
Kolejne pytanie: czy ciało ks. Jerzego zostało wydobyte z wody 31 października, czy dokonało się to wcześniej? Jak pisze W. Sumliński, przesłuchiwany przez prokuratorów IPN Marian Jęczmyk, w 1984 r. prokurator wojewódzki w Toruniu, zeznał, iż zwłoki ks. Jerzego zostały odnalezione, potajemnie wydobyte i poddane oględzinom 26 października 1984 r.! Później je ponownie zatopiono? Dlaczego? A może ich wyłowienie 31 października było mistyfikacją zorganizowaną tylko po to, aby odegrać finałową scenę w ponurym teatrze?
Wątpliwość budzi też rola kierowcy ks. Jerzego Waldemara Chrostowskiego. Dla uczciwości należy napisać, iż wielu spośród ludzi, którzy go osobiście znają, wyklucza jego aktywny udział w umożliwieniu porwania, a następnie uprowadzeniu kapłana - ręcząc za tym słowem. Rozmawiając z nimi wiele razy, otrzymałem zapewnienie, iż wersja dziennikarza śledczego jest nie do przyjęcia. Co jednak mówią na ten temat dokumenty i dowody w sprawie? Ano mówią na przykład, że: fizycznie niemożliwe jest wyjście praktycznie bez szwanku z upadku na asfalt, kiedy skacze się z pędzącego 100 km/h auta; że marynarka Chrostowskiego została przecięta ostrym narzędziem, a nie, jak twierdził, rozerwana przez przytrzymującego go funkcjonariusza SB; że od 2 lutego 1984 r. był zarejestrowany w I Wydziale IV SUSW w Warszawie pod numerem 39785 jako „zabezpieczenie operacyjne do sprawy operacyjnego rozpracowania pod kryptonimem Popiel”; wreszcie że jego akta zostały zniszczone, a on sam otrzymał od MSW odszkodowanie, „które miało wynagrodzić powstałą szkodę ze środków budżetowych” za cenę ugody z bezpieką! Była to suma o równowartości kilkuletniej pensji! Całość opatrzono klauzulą tajności…
Ktoś napisał, że męczeństwo bł. ks. J. Popiełuszki było większe, niż nam się to dzisiaj wydaje. Był niebezpieczny za życia - jeszcze niebezpieczniejszy dla wielu wydaje się dzisiaj, 33 lata po swojej męczeńskiej śmierci. I to na wielu poziomach!
…wielokrotnie przypominał podczas sprawowanych Mszy św. za ojczyznę ks. Jerzy. Trudno powiedzieć, czy i kiedy zostanie podjęte śledztwo w sprawie ponownego zbadania okoliczności zbrodni - w oparciu o fakty, które przed laty były nieznane. Każdy, kto pamięta tzw. proces toruński, w którym sądzono sprawców mordu, nie ma wątpliwości, że była to farsa. Ślady zacierano jeszcze na początku lat 90 ubiegłego wieku. Czy była to cena porozumienia przy okrągłym stole? Czy cenę za pokojowe oddanie władzy miała stanowić bezkarność mocodawców i inspiratorów zbrodni? Wykreowano ich po latach na cherubinów i orędowników pokoju, którzy zawsze byli szczerze zatroskani o Polskę. Dwóch z nich: „szczery patriota” Jaruzelski i „człowiek honoru” Kiszczak już nie żyją.
Prokurator A. Witkowski zadeklarował niedawno, że wystarczy mu pół roku, by - po ponownym przywróceniu do sprawy - wyjaśnić wiele nieznanych nam dzisiaj kwestii związanych z morderstwem kapelana Solidarności. Czy otrzyma na to zgodę?
opr. ab/ab