Rozmowa z dr. Grzegorzem Kubą, historykiem, pracownikiem Centralnej Biblioteki Wojskowej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie.
Rozmowa z dr. Grzegorzem Kubą, historykiem, pracownikiem Centralnej Biblioteki Wojskowej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie.
W listopadzie 1918 r. Polska odzyskuje niepodległość. Niedługo później rozpoczyna się konflikt polsko-bolszewicki, którego kulminacją jest Bitwa Warszawska. Jaka była jej geneza?
Po ustaniu działań wojennych w Europie 11 listopada 1918 r. kwestia polskich granic nie była ustalona. W zasadzie tuż po wojnie Polsce udało się wyznaczyć tylko granicę zachodnią. Terenami spornymi były kwestie granic z Czechosłowacją i Litwą, niejasna była sytuacja przynależności wschodniej Małopolski, gdzie wybuchł konflikt z Ukraińcami. Ponadto Rosja po rewolucji bolszewickiej pogrążona w wojnie domowej nie rezygnowała z pretensji do swoich zachodnich terenów. Od wschodu Armia Czerwona maszerowała w kierunku rdzennych polskich terenów. Coraz bardziej stawało się jasne, że sytuacja rozstrzygnie się w wyniku konfrontacji zbrojnej. 5 lutego 1919 r. podpisano w Białymstoku umowę o przetransportowaniu niemieckich wojsk z Ober-Ost (wydzielona część terytorium Imperium Rosyjskiego, okupowanego przez Cesarstwo Niemieckie od 1915 r.) przez terytorium Polski na terytorium Niemiec. Po wycofaniu się Niemców na tych ziemiach pozostali tylko Polacy i bolszewicy. Do pierwszej potyczki obu armii doszło 14 lutego 1919 r. koło miasteczka Mosty niedaleko Szczuczyna (na terenie obecnej Białorusi), gdzie odziały Wojska Polskiego powstrzymały marsz Armii Czerwonej na zachód. To był początek wojny polsko-bolszewickiej.
Istotną rolę odegrała gigantyczna mobilizacja polskiego społeczeństwa. Do armii wstępowali ochotnicy. Jak wyglądała liczebność polskich sił?
Sama armia ochotnicza była niezwykłym fenomenem, bo liczyła ponad 100 tys. ochotników. To ewenement, ponieważ mówimy o społeczeństwie, które nie zdążyło otrząsnąć się po niedawno zakończonej wojnie, a już trzeba było toczyć kolejną walkę. I to walkę nie tylko o wschodnią granicę Polski, a cały kształt państwa, jego suwerenność i niezależny byt. Od momentu pogarszającej się sytuacji na froncie i postępów Armii Czerwonej powstawało szereg działań mających na celu mobilizowanie społeczeństwa do walki. Powstała Rada Obrony Państwa, działająca od 1 lipca do 1 października 1920 r., zawiązywały się obywatelskie komitety obrony państwa, a w krytycznym momencie walki na froncie powołano Rząd Obrony Narodowej pod przewodnictwem Wincentego Witosa, który skupiał wszystkie liczące się siły parlamentarne. Działaniom towarzyszyła masowa akcja propagandowa. Rozwieszano plakaty, odezwy i afisze zachęcające do różnej formy aktywności: wstępowania do Armii Ochotniczej, przekazywania środków finansowych na rzecz prowadzenia wojny, niezbędnego sprzętu dla żołnierzy czy też zakupu obligacji państwowych. Wydawano ulotki i jednodniówki informujące o sytuacji na froncie oraz mobilizujące społeczeństwo. Wszystko to spowodowało, że do walki stanęły w zasadzie wszystkie grupy społeczne: robotnicy, włościanie, akademicy, harcerze, profesorowie, uczniowie, urzędnicy. Entuzjazm do obrony kraju był bardzo duży. Mimo to stroną silniejszą byli bolszewicy, gdyż według szacunków dysponowali ok. 950 tys. żołnierzy. Polska mogła przeciwstawić ok. 360 tys. żołnierzy. Mówimy o całości wojny, która trwała od 14 lutego 1919 r. do 18 października 1920 r. Mniejsze dysproporcje sił były podczas Bitwy Warszawskiej - Polska dysponowała ok. 120 tys., a bolszewicy wystawili ok. 144 tys. żołnierzy.
Kluczową rolę w zwycięstwie nad bolszewikami podczas Bitwy Warszawskiej odegrał manewr polskich wojsk oskrzydlający Armię Czerwoną. Na czym polegał?
Zacięte walki o podwarszawskie miejscowości trwały od 13 sierpnia. Na 16 sierpnia zaplanowano kontruderzenie wojsk polskich znad rzeki Wieprz, którym osobiście dowodził Józef Piłsudski. Sformowano grupę uderzeniową składającą się z dwóch armii frontu środkowego, którym dowodził generał Edward Śmigły-Rydz. W skład grupy weszły 14 i 16 Dywizja Piechoty oraz 21 Dywizja Piechoty Górskiej (wchodziły w skład 4 Armii gen. Leona Skierskiego), 1 i 3 Dywizja Piechoty Legionów oraz 4 Brygada Kawalerii (3 Armia gen. Zygmunta Zielińskiego). Obwód skoncentrowany został między Dęblinem a Lubartowem i uderzył na skrzydło oraz tyły bolszewickiego frontu zachodniego. Polskie siły miały przewagę nad słabą w tamtym rejonie Grupą Mozyrską. Już 17 sierpnia odbito Mińsk Mazowiecki, Kałuszyn, Siedlce i Białą Podlaską. Zdobycie tych miejscowości zagroziło odcięciem wojsk Michała Tuchaczewskiego i bolszewicy zaczęli się wycofywać, aby uniknąć okrążenia. 18 sierpnia marszałek Piłsudski przegrupował siły i stworzył grupę pościgową, która zwłaszcza na prawym skrzydle wroga miała odciąć odwrót na linii Brześć nad Bugiem - Białystok - Osowiec. 24 sierpnia wielkie jednostki 4 Armii osiągnęły granicę z Prusami Wschodnimi. W dniach 25-26 sierpnia nastąpiła ostania próba przebicia się bolszewików w bitwie pod Kolnem, którą zniwelowała 14 Dywizja Piechoty generała Daniela Konarzewskiego.
Bohaterska obrona Warszawy i całej Polski najpewniej nie zdałaby się na nic - a w każdym razie byłaby znacznie trudniejsza - gdyby nie fantastyczne dokonania polskiego wywiadu wojskowego.
Rola polskiego wywiadu miała niebagatelne znaczenie w zwycięstwie w wojnie. W okresie poprzedzającym Bitwę Warszawską znał on zamysły nieprzyjaciela z wyprzedzeniem od kilku do kilkunastu dni. Była to ogromna przewaga. Jedyną trudność stanowiło potwierdzenie zdobytych wiadomości. Wykorzystywano również wywiad frontowy i lotniczy, dzięki czemu znano rozmieszczenie sił przeciwnika, jego możliwości przerzucania sił z głębi kraju na front zachodni, a także uzbrojenie i wyposażenie, a nawet nastroje czy stan wyżywienia poszczególnych oddziałów. Bardzo ważnym wydarzeniem było przejęcie i odczytanie radiodepeszy dowództwa 16 Armii, która zawierała rozkaz zdobycia Warszawy. Przekazywanie tego typu informacji drogą radiową było istotnym błędem popełnionym przez bolszewików. Świadczyło, że nie zdawano sobie sprawy ze znajomości ich szyfrów przez polski wywiad. Szyfry zostały złamane już we wrześniu 1919 r. przez porucznika Jana Kowalewskiego. Manewr kontrofensywy udał się w dużej mierze właśnie dzięki znajomości zamierzeń nieprzyjaciela i umiejętnemu wykorzystaniu tej wiedzy przez polskie dowództwo.
W wyniku tej zwycięskiej dla Polaków bitwy bolszewicy zostali zmuszeni do negocjacji pokojowych, które zakończyły się podpisaniem traktatu ryskiego w marcu 1921 r. Jakie były jego zapisy?
Negocjacje pokojowe rozpoczęto już 17 sierpnia 1920 r. w Mińsku, czyli jeszcze w trakcie polskiej ofensywy. Wtedy pewni siebie bolszewicy wystosowali warunki nie do przyjęcia dla strony polskiej. Wschodnia granica między państwami miała przebiegać na tzw. linii Curzona. Oczekiwano, że polskie odziały wojskowe zostaną ograniczone do 50 tys., a Polska zgodzi się na utworzenie tzw. milicji robotniczej w celu utrzymania porządku wewnętrznego. Jednak zmiana sytuacji na froncie zmieniła też pozycję negocjacyjną. Po odparciu bolszewików spod Warszawy zdecydowano się na negocjacje pokojowe w neutralnej Rydze. Najważniejszymi ustaleniami traktatu była kwestia granicy wschodniej. Polska uzyskała zajmowane przez Wojsko Polskie wiosną 1919 r. gubernie: grodzieńską i wileńską oraz zachodnie części guberni Wołyńskiej (z Łuckiem, Równem i Krzemieńcem) oraz część zachodnią guberni mińskiej (z Nieświeżem, Dokszyzami i Stołpcami). Granica była w zasadzie tożsama z granicą drugiego rozbioru z 1793 r., z niewielką korektą na rzecz Polski w postaci Wołynia i Polesia z Pińskiem. Ponadto na mocy traktatu Polska miała otrzymać jako rekompensatę 30 mln rubli w złocie (według cen z 1913 r.). Ważny zapisem traktatu ryskiego było zobowiązanie do zwrotu zagrabionych przez Rosję w okresie zaborów dzieł sztuki i zabytków.
Bitwa Warszawska jest nazywana 18 decydującą bitwą w dziejach świata. Co stałoby się z Polską i Europą, gdyby to bolszewicy wygrali w 1920 r.?
Trudno to wyrokować. Pewnie przegralibyśmy wojnę, a co za tym idzie - rewolucja bolszewicka rozlałaby się po Europie. Słowa Włodzimierza Lenina: „Przez trupa Białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze” niewątpliwie by się spełniły i Europa zapaliłaby się tym bolszewickim pożarem. Cały czas należy pamięć o Tymczasowym Komitecie Rewolucyjnym, polskim przyszłym marionetkowym i całkowicie zależnym od bolszewików rządzie, który miał przejąć władzę w Polsce po zajęciu jej przez Armię Czerwoną. Wiadomym jest, że niemieccy komuniści już czekali na swoich towarzyszy ze wschodu. Trudno określić też, gdzie zatrzymałby się ten czerwony pochód: czy na Renie po połączeniu z komunistami niemieckimi, czy opanowałby cały kontynent? Na szczęście dla Europy stawianie tych pytań pozostaje w sferze gdybania i, dzięki wysiłkowi polskiego oręża i zaangażowania społecznego, nie musimy na nie odpowiadać.
Echo Katolickie 33/2020
opr. ac/ac