Jak tam nasi? [GN]

Raport o Polonii i Polakach za granicą 2009 - streszczenie dokumentu wydanego przez polskie MSZ

W Belgii Kopernika mają za Greka, we Francji powstanie w getcie mylone jest z powstaniem warszawskim, najbardziej przychylna dla Polaków jest Szwecja, a najtrudniej żyje się „naszym” w krajach byłego ZSRR. Mówi o tym „Raport o Polonii i Polakach za granicą 2009”.

Nie spotkać Polaka w jakimś miejscu na ziemi, to jak trafić na ciekawy moment posiedzenia sejmowej komisji śledczej. Truizmem stało się już zdanie, że na każdym kontynencie, niemal w każdym kraju w różnym stopniu obecni są nasi rodacy — bądź to na skutek starych emigracji, bądź też całkiem świeżych wyjazdów w poszukiwaniu „lepszego świata”. W sumie — według szacunkowych danych — ok. 17 milionów osób. Jedni mają od pokoleń zapuszczone korzenie w nowej ojczyźnie, inni znajdują się ciągle na etapie poszukiwania swojego miejsca w obcej rzeczywistości, nierzadko też tkwią w stanie pewnego zawieszenia, życia „pomiędzy”. Jedni zachowują polską kulturę i język, drudzy woleliby całkowicie zasymilować się ze społeczeństwem przyjmującym, odcinając się zupełnie od korzeni. Najwięcej Polaków — ok. 10 milionów — żyje w USA. Liczne skupiska Polonii znajdują się również w Kanadzie, Australii, Brazylii, Niemczech i we Francji.

Tuż przed końcem minionego roku polskie MSZ opublikowało raport o sytuacji Polonii i Polaków żyjących za granicą. Po raz pierwszy dokonano tak kompleksowego opracowania problemów związanych z życiem naszych rodaków na obczyźnie. Z konieczności autorzy musieli dokonać wyboru krajów, które zostały wzięte pod lupę: wybrano 30 państw, w których Polacy albo stanowią znaczną i liczącą się mniejszość narodową, albo też ich rola dla Polski jest strategiczna. My z konieczności przedstawiamy tylko wycinek z tego raportu. Wybór czterech krajów — Australii, Szwecji, Kazachstanu i Belgii — jest, oczywiście, arbitralny. Australia — jako kraj pozaeuropejski, a mniej znany niż np. USA. Szwecja — jako przykład kraju najbardziej przychylnego dla Polonii. Kazachstan — jako zaprzeczenie poprzedniego. I Belgia — ze względu na interesującą analizę mentalności emigranta.

Kangur polski

150 lat ma tradycja emigracji Polaków do Australii. Polish Hill River, pierwsza osada przybyszów z Polski, dziś jest kultowym miejscem Polonii, funkcjonującym jako muzeum. W sumie

w krainie kangurów żyje ok. 165 tys. Polaków. Aż 57 proc. spośród 23 400 osób urodzonych w Polsce jest zatrudnionych jako pracownicy wykwalifikowani (to odsetek powyżej średniej australijskiej). Status prawny Polonii jest uregulowany, a obywatelstwo australijskie posiada 95 proc. emigrantów polskiego pochodzenia. Jednocześnie liczebność Polaków i ich pozycja nie mają realnego odzwierciedlenia w tamtejszym życiu politycznym, bo też niewielu z nich chce się angażować w politykę, przez co rzadko są reprezentowani nawet we władzach lokalnych. Za to bardzo widoczni jesteśmy w życiu naukowym i artystycznym. Władze australijskie wspierają wszelką aktywność grup etnicznych, bo też i tamtejsza filozofia społeczna opiera się na koncepcji tygla kulturowego — współistnienia różnorodności tradycji i kultur. Polacy szczególnie odczuwają to w kwestii finansowania przez władze edukacji językowej i opieki społecznej. Polska kojarzy się Australijczykom jednoznacznie z Janem Pawłem II, Lechem Wałęsą, „Solidarnością” i Tadeuszem Kościuszką. Obraz Polaków jest generalnie pozytywny, choć z drugiej strony rozpowszechnił się stereotyp „polskiego antysemityzmu”. Pojawiające się wzmianki w prasie o „polskich obozach koncentracyjnych” nie wynikają tylko z braku wiedzy historycznej, ale też z niechęci do Polaków, zwłaszcza ze strony niektórych środowisk żydowskich. Nauka historii jest tu w ogóle ograniczona. O Polsce mają szansę dowiedzieć się właściwie tylko ci uczniowie, którzy wybierają historię II wojny światowej. Część podręczników dokładnie relacjonuje jej przebieg. Ale już jako przykład heroizmu w ratowaniu Żydów jest pokazany... król Danii, który zorganizował ucieczkę 7500 osób do Szwecji. Ani słowa o polskich rodzinach, które narażały swoje życie, chroniąc Żydów w swoich domach.

Nie ma jak w Szwecji

Wygląda na to, że najlepsze warunki do zachowania swojej tożsamości Polacy mają w Szwecji. Ocenia się, że dziś zamieszkuje tam 100-tysięczna grupa zarówno starszej emigracji (i jej potomków), jak i nowej emigracji zarobkowej. Chociaż zdecydowana większość Polonii to osoby przybyłe do Szwecji ze względów ekonomicznych i także przez to nie zajmujące znaczącej pozycji w życiu politycznym, to jednoczesnie na tle innych grup etnicznych zamieszkujących Szwecję Polacy wykazują się dużo wyższym poziomem wykształcenia. Polscy lekarze i stomatolodzy mają już tradycyjnie dobrą opinię. Jesteśmy aktywni w nauce i kulturze, działają też polskie firmy. Status prawny Polonii nie budzi — według raportu — żadnych zastrzeżeń. Nie ma też sygnałów o dyskryminacji Polaków, którzy są — podobnie jak inne mniejszości narodowe — traktowani na równi z rdzennymi Szwedami. Mało tego, szwedzki rząd oraz władze lokalne pomagają finansowo organizacjom polonijnym, a nauczyciele języka polskiego są opłacani przez państwo szwedzkie, zaś język polski jest traktowany jako przedmiot nadobowiązkowy, a oceny z niego są brane pod uwagę przy rekrutacji na studia. Za to w społeczeństwie ciągle funkcjonuje stereotyp Polaków jako „szarego elementu składowego postkomunistycznej masy upadłościowej”. To wynik zwykłej obojętności Szwedów na tę część Europy. Pozytywnie za to mówi się o nas w kontekście unijnego Partnerstwa Wschodniego, którego Polska jest głównym mecenasem. W podręcznikach historii nie ma raczej przekłamań na temat Polski. Problemem są podziały szwedzkiej Polonii. Starszemu pokoleniu zależy jeszcze na edukacji, nowi przybysze raczej nie chcą angażować się społecznie, mają nastawienie bardziej konsumpcyjne.

Byle nie Kazachstan?

Przykładem trudniejszej sytuacji Polaków jest z pewnością Kazachstan. Tamtejsza Polonia to w większości potomkowie przymusowych przesiedleńców z sowieckiej Ukrainy i Białorusi, którzy nigdy nie posiadali obywatelstwa polskiego, a nierzadko również już wtedy nie mówili po polsku. W Kazachstanie dominuje opinia, że Polacy są jedną z najbardziej wynarodowionych społeczności. Tylko 12 proc. z nich posługuje się językiem polskim. Aż 80 proc. kazachstańskich Polaków mieszka na wsi. To o wiele więcej niż inne grupy narodowościowe. Brakuje polskiej elity intelektualnej, większość uległa rusyfikacji. To Polacy — z racji zatrudnienia przeważnie w rolnictwie — stracili najwięcej na rozpadzie ZSRR. Wcześniej polska ludność wiejska była tu najbogatsza po Niemcach. Obecna polityka władz odchodzi od modelu wielokulturowego w stronę bardziej nacjonalistyczną. Wielu Polaków utraciło przez to swoje stanowiska, a nieraz również w ogóle pracę. Skutkiem takiej polityki było także ograniczenie nauki języka polskiego w szkołach publicznych. Odczuwalna jest coraz bardziej ścisła kontrola państwowa nad organizacjami polonijnymi i wyraźna niechęć do nauczycieli języka polskiego. Nie tylko Polacy, ale też inne mniejszości mówią wprost o programowej kazachizacji społeczeństwa. Obraz Polaków w Kazachstanie jest kształtowany głównie przez media rosyjskie — najczęściej niechętne Polsce. Podręczniki historii mówią dużo o Polakach — zwłaszcza o walce Rosjan z polskimi najeźdźcami. Nie pojawia się żadna wzmianka o rozbiorach Polski. Za to — co ciekawe — jest mowa o masowych zsyłkach Polaków do dzisiejszego Kazachstanu w XIX w., ale już nie wspomina się o zsyłkach w latach 1936—39. O agresji sowieckiej 17 września mówi się jako o „marszu wyzwoleńczym”. Nie ma mowy o Holokauście, Armii Krajowej czy powstaniu warszawskim.

Życie pomiędzy

Na tle wszystkich części raportu szczególną uwagę zwraca rozdział o Polakach w Belgii. Oprócz informacji podanych w podobnym kluczu jak wyżej przedstawione (m.in. ciekawostka, że belgijskie podręczniki historii twierdzą, że Mikołaj Kopernik był z pochodzenia Grekiem!), pojawia się także socjologiczno-psychologiczna analiza sytuacji emigranta, próba zrozumienia mentalności człowieka żyjącego „pomiędzy”. Znajdują się tu dane z badań dotyczących deklarowanej chęci powrotu do Polski. Aż 81 proc. polskich imigrantów twierdzi, że nie ma zamiaru wracać. Cześć jest niezdecydowana, a tylko 6 proc. chce wrócić do kraju. Takie wyniki pokazują, że chociaż życie emigranta niekoniecznie jest usłane różami — z powodu bariery językowej, różnicy kulturowej i świadomości bycia „obcym” — to jednak przyzwyczajenie do stosunkowo wysokich zarobków skłania do pozostania na obczyźnie. Tym bardziej gdy pojawiają się dzieci, które tam zaczynają edukację, poznają rówieśników. Po latach dochodzi jeszcze jeden powód, by nie wracać do Polski: w Belgii na przykład są o wiele wyższe ubezpieczenia emerytalne.

Belgijska część raportu sięga głębiej niż pozostałe, mówi o kosztach psychologicznych emigracji. W pierwszym pokoleniu to zawsze problem adaptacji do nowego środowiska, odnalezienie się w nowej kulturze. Drugie pokolenie przeżywa konflikt kulturowy — to starcie tradycji rodziców z kulturą kraju, w którym się wychowują. Trzecie pokolenie najczęściej jest już całkowicie zasymilowane ze społeczeństwem przyjmującym. Zatem największe koszty psychologiczne ponoszą pierwsze pokolenia emigrantów. Ciągłe pytanie — „kim jestem?”, życie jedną nogą w ojczyźnie, drugą w nowym kraju, musi prowadzić do stanu psychicznego zawieszenia. Niemal jedna trzecia badanych Polaków w Belgii deklaruje, że dosyć często ma poczucie bycia kimś gorszym tylko z tego powodu, że nie jest Belgiem. To pogłębia poczucie tymczasowości. Z drugiej strony emigracja czasowa — z jasno określonym terminem powrotu — jest doskonałą szkołą życia i różnorodności. Zdobyte w ten sposób doświadczenie jest nieprzeliczalne na żadne zaoszczędzone euro, funty czy dolary.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama