Niemcy i Austria otwierają 1 maja 2011 rynki pracy dla Polaków. Czy czeka nas kolejna fala emigracji zarobkowej?
Niemcy i Austriacy 1 maja otwierają dla Polaków swoje rynki pracy. Czy czeka nas kolejna wielka fala emigracji zarobkowej?
Polska prasa bije na alarm. Zdaniem autorów niektórych artykułów, do pracy w Niemczech może wyjechać jeszcze więcej Polaków niż po 2004 r. wyemigrowało do Wielkiej Brytanii. Konsekwencje dla naszej gospodarki mogą być jednak znacznie gorsze, bo Niemcy poszukują przede wszystkim specjalistów i fachowców. Najbardziej ostrzą sobie zęby na wykwalifikowanych pracowników budowlanych (zwłaszcza inżynierów i techników), lekarzy, pielęgniarki i programistów komputerowych. Czy ogołocą nasz rynek pracy?
Szczególne zaniepokojenie zapanowało w regionach przygranicznych. — Właśnie jestem w Szczecinie. Władze województwa zachodniopomorskiego chcą się dobrze przygotować i mają do mnie wiele pytań — mówi prof. dr hab. Krystyna Iglicka, która w Centrum Stosunków Międzynarodowych zajmuje się problemami związanymi z emigracją.
Zagraniczni korespondenci polskich gazet informują z kolei o niepokoju w Niemczech, gdzie pracownicy boją się utraty swoich miejsc pracy.
Strachy na Lachy
Właściwie nie bardzo wiadomo, czemu wybuchła taka panika. Prawie co roku kolejne kraje starej Unii otwierały dla nas swoje rynki pracy i przechodziło to zupełnie bez echa. Nigdzie nie powtórzył się angielski scenariusz, kiedy po wstąpieniu Polski do Unii wyjechały tłumy na wyspy naszych rodaków. Nikt nie potrafił ich policzyć, ale mówiło się wtedy nawet — z przesadą — o dwóch milionach. Potem jednak otwierały się możliwości pracy we Francji, Włoszech, Hiszpanii... Wszędzie tam jechało zaledwie kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Dlaczego teraz nagle nasi rodacy mieliby się rzucić masowo do pracy w Niemczech? — Gospodarka niemiecka wychodzi z kryzysu i mają tam sporo wolnych miejsc pracy. W dodatku Niemcy są blisko — przekonują bijący na alarm.
Specjaliści jednak są ostrożni. — Według naszych prognoz, może wyjechać od 250 do 400 tysięcy ludzi i to nie naraz, tylko w ciągu kilku lat. Oczywiście możemy się mylić, ale nic nie wskazuje na to, by do Niemiec wyjechało tylu Polaków co do Anglii — ocenia Katarzyna Soszka-Ogrodnik z Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej.
O Wandzie, co nie chciała Niemca
„Gdzie jak gdzie, ale u Niemca pracował nie będę” — zarzeka się anonimowy internauta na jednym z internetowych forów. Wielu naszych rodaków nie podziela jednak jego uprzedzeń. Już teraz kilkaset tysięcy pracuje tam na umowach czasowych, nie licząc zatrudnionych na czarno. Tak naprawdę, jak ktoś bardzo chciał tam pracować, potrafił już teraz omijać zakazy. Dziennikarze straszący nas mającym nastąpić drenażem kadr nie wspominają na ogół, że już kilka lat temu Niemcy znieśli bariery w zatrudnianiu inżynierów niektórych branż. Polscy inżynierowie nie rzucili się jednak masowo za Odrę. Czyżby wzorowali się na legendarnej Wandzie, co nie chciała Niemca? A może przyczyny leżą głębiej? Dlaczego inwazja z Polski skierowała się tylko na Wielką Brytanię, a nie na przykład na Francję?
Sprechen Sie Deutsch?
Jedną z głównych przyczyn wybierania brytyjskiego i irlandzkiego kierunku była niezła znajomość języka angielskiego wśród młodych Polaków. Wszyscy uczą się teraz w szkole języka Szekspira, więc znają go przynajmniej w stopniu podstawowym. Dodawało to odwagi w chwili podejmowania decyzji o wyjeździe i bardzo ułatwiało „zaczepienie się” na miejscu. Inne języki są w Polsce znane znacznie gorzej. Co z tego, że ktoś jest wybitnym lekarzem, skoro musi się w pracy dogadać z pacjentami i pielęgniarkami.
— Niemcy są bardzo konkretni w formułowaniu swoich oczekiwań. Oferują pracę lekarzom, pielęgniarkom, informatykom, inżynierom, ale bardzo często wymagają znajomości języka co najmniej na poziomie B1, czyli tzw. zaawansowanym niższym, potwierdzonym certyfikatem. Nie wystarczy znać paru słów — wyjaśnia Katarzyna Soszka-Ogrodnik.
Nasz rynek pracy najlepiej chroni więc słaba znajomość języków obcych.
Jaśnie pan funt
Była jednak jeszcze druga przyczyna popularności pracy w Wielkiej Brytanii. Kilka lat temu za funta można było dostać aż sześć złotych. Nawet najmniej płatna praca na Wyspach była dla Polaków bardzo atrakcyjna finansowo. Teraz, gdy kurs funta spadł, kilkadziesiąt tysięcy naszych rodaków wróciło do kraju. Na jakie pensje mogą liczyć Polacy za Odrą?
— Okazuje się, że niemieckie stawki za najprostsze prace nie są już dla Polaków takie atrakcyjne jak kiedyś. Na przykład w rolnictwie minimalna płaca wynosi 6—6,5 euro za godzinę, czyli jest niższa niż na przykład w krajach skandynawskich lub w Wielkiej Brytanii. W budownictwie to 10—12 euro za godzinę. Oczywiście pracodawca może dać więcej, ale na ogół nie musi, bo zamiast Polaków zatrudni mniej wymagających Rumunów czy Bułgarów. Dlatego w Niemczech jest coraz mniej polskich pracowników sezonowych — tłumaczy Katarzyna Soszka-Ogrodnik.
Jej zdaniem, zarobki dla specjalistów też mogą się okazać zbyt mało atrakcyjne. — Spawacz przy budowie Stadionu Narodowego w Warszawie może zarobić nawet 7 tysięcy złotych miesięcznie na rękę. W Niemczech zarobiłby więcej, ale musiałby słono opłacać wynajmowanie mieszkania, utrzymanie w Niemczech też jest droższe niż w Polsce, więc niekoniecznie by mu się to opłaciło. Kiedyś zarobki były w Niemczech sześć razy wyższe niż u nas, teraz są trzy razy wyższe, więc pokusa wyjazdu jest mniejsza — mówi Katarzyna Soszka-Ogrodnik.
Pracownicy weekendowi
Decyzja o emigracji zarobkowej nie jest łatwa. Trzeba zarobić tyle, żeby opłacało się sprowadzić rodzinę, albo narazić się na rozłąkę. Polscy eksperci twierdzą, że najwięcej osób zdecyduje się na rozwiązanie pośrednie. Podejmą pracę w Niemczech, ale na weekendy będą wracać do domu. Wtedy rozłąka z rodziną nie będzie tak bolesna, a koszt wynajmu jednego pokoju jest kilka razy mniejszy niż całego mieszkania. Dlatego większość emigrantów będą stanowić zapewne mieszkańcy województw przygranicznych.
— Rzeczywiście, na zachodzie Polski panuje spore zaniepokojenie. Mamy sygnały, że stamtąd może wyjechać 10—15 procent pracowników niektórych branż, zwłaszcza budowlanej. Z drugiej strony to wielka szansa dla pracowników, którzy mogą teraz negocjować podwyżkę z pracodawcami — ocenia Katarzyna Soszka-Ogrodnik.
opr. mg/mg