Szanujmy się!

Przeklinają wszyscy, od dzieci począwszy, na kobietach w ciąży skończywszy.

Napisała do mnie jedna z Czytelniczek, że powinienem zabrać głos w sprawie języka używanego przez nas na co dzień, w tym wyrażeń wulgarnych i tych potocznie nazywanych przekleństwami. Generalnie chodziło jej o kulturę języka, która, jak sądzi, sięga obecnie dna.

Przeklinają wszyscy, od dzieci począwszy, na kobietach w ciąży skończywszy. Niektórzy twierdzą, że to, co jest dopuszczalne w ustach mężczyzny, kobiecie nie przystoi w żadnym wypadku. Skądinąd osąd ten nie dotyczy tylko używanego przez nas słownictwa, lecz wielu innych spraw. Taka na przykład sprzedawczyni w jednym z okolicznych sklepów opowiadała koleżance, jak to pewna pani nakradła do kieszeni, ile tylko się dało. – No, żeby to jeszcze chłop był – stwierdziła. – Ale żeby kobieta tak bezczelnie kradła?

Odkładając na bok stereotypy, wracam do naszej kultury. Czy jesteśmy kulturalnym narodem? Czy potrafimy zachować się kulturalnie? W dawnych czasach z pojęcia „umieć żyć” stworzono wręcz synonim kulturalnego zachowania i z francuskiego nazwano je „savoir-vivre”. Słusznie. Bo chodzi o to, żeby umieć żyć z innymi obok siebie, żyć w społeczności, umieć się zachować wobec innych czy w określonym kontekście kulturowym. Śmiem przypuszczać, że wzmiankowana Czytelniczka ma rację. Co nie znaczy, że w każdej sytuacji, gdy słyszę obok siebie głośną rozmowę, w której co drugie słowo jest wulgarne, reaguję. Kulturę osobistą wynosi się z domu. Tak twierdził mój nieodżałowany nauczyciel prawa, ksiądz Sobański, który należał do grona prawdziwych dżentelmenów. Takich już ostatnich z żyjących na tym świecie. On wyniósł ją nienaganną. Nie każdy ma takie szczęście. Ale przecież człowiek się rozwija, uczy, doskonali, pracuje nad sobą. Stąd w dzisiejszym numerze „Gościa” postanowiliśmy zająć się „savoir-vivre’em” kościelnym. Nie przypuszczając nawet, jak drażliwy to temat. Bo i o strój w kościele chodzi (niech no mi powie która z pań, że się jej udało wejść do bazyliki świętego Marka w Wenecji bez zakrytych ramion! Skądinąd nie zmienia to faktu, że zdenerwował mnie osobiście pilnujący w niej porządku strażnik, który gwizdał), i o zachowanie. Pamiętam dezorientację mojej matki, która po raz pierwszy w życiu, idąc w procesji komunijnej, szła za mężczyzną odbierającym w tejże procesji telefon. Temat zachowania zarówno dorosłych, jak i dzieci (za które w końcu to dorośli odpowiadają) w kościele, na liturgii, wzbudza wiele emocji. Jedna z rozmówczyń Agaty Puścikowskiej stwierdziła, że nawet w miejscu świętym nie potrafimy w bliźnim dostrzec bliźniego... bo po jednej stronie znajdują się dorośli narzekający na dzieci w trakcie Mszy Świętej przeznaczonej szczególnie dla rodzin z małymi dziećmi, po drugiej – rodzice, którzy pozwalają pociechom dosłownie na wszystko. A wystarczyłaby zwykła zasada: szanuję siebie i innych. Tak, zgadzam się całkowicie. W kulturze osobistej o to właśnie chodzi. O szacunek do drugiego człowieka. Jeśli więc z tą pierwszą mamy problem – czy to przez nieodpowiednie zachowanie, czy to przez nieodpowiednie słownictwo, które spowszedniało, – to dlatego, że nie szanujemy innych. Ale siebie niestety też.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama