Polityk jest i pozostanie politykiem. Dla niego liczy się wyłącznie sukces. Nie powinniśmy się jednak dawać na to nabierać i ulegać manipulacjom, którymi nieustannie raczą nas politycy. Zwłaszcza, gdy nieustannie próbują nas czymś straszyć.
Sezon ogórkowy postanowiłem przełamać obejrzeniem filmu o lądowaniu człowieka na Księżycu. Minuta po minucie relacjonowano w nim to wielkie przedsięwzięcie z czasów, kiedy wielu z nas nie było jeszcze na świecie. Kadry z różnych zakątków Ziemi pokazywały rozemocjonowanych ludzi wszystkich ras, kultur i kolorów skóry. Kobiety w indyjskich sari wpatrywały się w monitory telewizorów z równym przejęciem, co dzieci w japońskiej szkole lub bywalcy londyńskiego pubu czy paryskich kafejek. Za żelazną kurtynę docierało o wiele mniej sygnałów, ale trudno temu się dziwić, wszak amerykański sukces w żaden sposób nie odpowiadał panującej tam wówczas ideologii sukcesu mas pracujących i rzekomo wyznających socjalizm.
Analogia do „wyznawania” nasunęła mi się w chwili, w której doszedłem do wniosków oczywistych, nie zawsze jednak na tyle, na ile oczywistymi być powinny. Kiedy bowiem w oglądanym przeze mnie filmie nagle pojawił się ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych przemawiający na temat trudnej misji, jaką było wysłanie człowieka na Księżyc, dodając przy tym, że właśnie dlatego, że to tak trudne, my (czytaj: Amerykanie) się tego podejmujemy, pomyślałem: „stop”. Polityk to polityk i jego głównym, jak się niestety wydaje, zadaniem jest przekuwanie wszystkiego w sukces polityczny. Czyli „nic nowego pod słońcem”, pięćdziesiąt parę lat później jest tak samo i pewnie póki ten świat istnieje, dalej tak będzie.
Kilka dni temu minęła kolejna rocznica tego „małego kroku dla człowieka, ale wielkiego kroku dla ludzkości” i z tej okazji pojawiła się w internecie zmanipulowana wersja przemówienia prezydenta Nixona, w którym znalazła się informacja o śmierci załogi w wyniku niepowodzenia misji. Twórcom tego deepfake’a chodziło o pokazanie, jak szkodliwe mogą być fake newsy.
Przykładów manipulacji i kłamstw, rozpowszechnianych bynajmniej nie w edukacyjnym celu, dostrzegamy wiele, a im bliżej wyborów parlamentarnych, tym bardziej są one cudaczne. Wszyscy zapewne wiedzą, że po wypowiedzi lidera opozycji, która wprawiła w zdumienie polityków zarówno prawicy, jak i lewicy (chodziło o uchodźców, przed którymi…przestrzegał!), nawet najbardziej zatwardziali przedstawiciele tzw. lewicy nie pozostawili na nim suchej nitki. O co właściwie chodzi? – pytali wszyscy. A odpowiedź przecież jest prosta: o polityczny sukces. Żenujące jest jednak to, że do jego osiągnięcia wykorzystuje się ludzkie tragedie, żonglując pojęciami w dowolny, byle skuteczny, sposób. Polecam w tej nieprzyzwoicie zadymionej atmosferze posłuchać głosu zdrowego rozsądku: „Rozmowa Gościa” dotyczy właśnie tematu imigrantów. Biskup Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, stwierdza w nim m.in.: „Z faktu, że migracje to sprawa polityki, nie może wynikać ignorowanie losu pojedynczego człowieka. Sposób prowadzenia tej debaty sprowadza się niemal wyłącznie do zarządzania strachem…”. Cóż, politycy potrafią zarządzać ludźmi w rozmaity sposób – od propagandy sukcesu po straszenie. Słuchajmy zatem zdrowego rozsądku.