Sen o Europie

Mija piąta rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Dla wielu Europejczyków z z Zachodu nie jest to powód do świętowania, ale do westchnienia...

"Idziemy" nr 18/2009

Stefan Meetschen

Sen o Europie

Mija piąta rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Dla wielu Europejczyków z z Zachodu nie jest to powód do świętowania, ale do westchnienia. Polska chciała mieć więcej specjalnych praw, więcej władzy decyzyjnej w Parlamencie Europejskim. A w końcu dominuje publiczny spór o to, kto tak naprawdę dzierży tę władzę: Tusk czy Kaczyński? A może obaj? Albo też nikt?

Wielu zachodnich polityków, którzy lubią Polskę, uważa, że międzynarodowy występ Polski na scenie UE jest co najmniej prowincjonalny. Pragną silnej polskiej osobowości. Ale kto może nią być? Na przykład Bartoszewski stracił w Niemczech swoją renomę, za to, że krytykował Erykę Steinbach. Natomiast Lech Wałęsa stracił wizerunek przywódcy w Anglii i Francji, po tym jak zostały wysunięte przeciw niemu zarzuty o to, że był agentem. Dla polityków z Hiszpanii i Włoch, Polska jest wciąż za bardzo katolicka. Nawet jeśli nie tracą okazji, by podkreślać zasługi Jana Pawła II dla Europy i Polski.

To, co wielu Europejczyków naprawdę myśli o Polsce, staje się również jasne na innym poziomie. Trzeba tylko nadstawić uszy w niektórych francuskich, niemieckich czy włoskich firmach i instytucjach działających w Polsce. Zaczyna się od zarobków. Polscy pracownicy, w stosunku do standardów europejskich, zarabiają bardzo mało. Muszą pracować dłużej niż przewiduje to ośmiogodzinny system pracy, a niekiedy również w weekendy i święta.

Wielu zagranicznych pracodawców zdaje się być dość podejrzliwymi w stosunku do Polaków, jeśli są oni inteligentni i pracowici. Kładą im na biurko regulamin i kontrolują z ironicznym uśmieszkiem, mówiąc „proszę nie wykonywać prywatnych telefonów, nie robić przerw, nie sprawdzać e-maili w swojej skrzynce internetowej”. Kiedy usłyszałem to po raz pierwszy od znajomej Polki, przestraszyłem się, że może chodzi o niemieckiego pracodawcę. Ale dzięki Bogu był on z innego europejskiego kraju. Może jednak myślał, że wciąż tu się znajdują obozy pracy lub też cała Polska to jeden wielki obóz. I to nie jest pojedynczy przypadek. Znam wielu Polaków, którzy są lepiej wykształceni niż ich zagraniczni pracodawcy, ale są przez nich traktowani bez żadnego szacunku. Tak jakby czasy okupacji wciąż się nie skończyły, ale trwają nadal pod nową europejską etykietką.

Tym razem okupanci mają kapitał, wiedzą wszystko lepiej i chcą, aby Polacy byli im wdzięczni. To mnie bardzo denerwuje. Tak bardzo, że byłbym szczęśliwy gdyby w ciągu następnych pięciu lat Europa została zalana polskimi firmami. To jest mój sen: ludzie między Rzymem i Londynem, Madrytem i Berlinem używają benzyny z PKN Orlen; cała moda dla Europy dyktowana jest przez Reserved; w europejskich rozgłośniach radiowych słychać Marka Grechutę, Czesława Niemena i Annę Marię Jopek; McDonald’s wykupiony przez Sphinxa; zagraniczni księża studiują na katolickich uniwersytetach w Warszawie, Krakowie i Lublinie; Wałęsa, Bartoszewski, Tusk i Kaczyński są na stanowisku pierwszego europejskiego prezydenta, zmieniając się raz w tygodniu.

Prawdopodobnie mój sen się nie ziści, ale taka Unia Europejska byłaby dużo piękniejsza i ciekawsza. A dzisiejszym zagranicznym pracodawcom wolno by było myć okna za 5 zł za dzień, bo przecież nie chcemy być nieludzcy.

Autor jest dziennikarzem niemieckiego pisma „Die Tagespost”

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama