Mimo licznych i uzasadnionych obaw świętowanie 20. rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów wypadło całkiem nieźle.
"Idziemy" nr 24/2009
Mimo licznych i uzasadnionych obaw świętowanie 20. rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów wypadło całkiem nieźle. Politycy powściągnęli nieco tendencję od polityzowania wszystkiego, i nawet jeżeli świętowali osobno, to jednak nie przeciw sobie. Co ważniejsze, 4 czerwca roku 2009 dało się wyczuć autentyczny entuzjazm wielu zwykłych Polaków; entuzjazm może nieszczególnie wybujały, ale w czasach powszechnej ucieczki w prywatność trzeba doceniać nawet drobne gesty zaangażowania w sprawy publiczne. To szczere przejęcie się rocznicą wynika z faktu, że spośród licznych ważnych dat związanych z przełomem roku 1989. czerwcowe wybory były jedynym momentem wolnym od podejrzeń o manipulację. Zapytani o swoją przyszłość Polacy masowo odrzucili komunizm.
Wcześniej, przy okrągłym stole, i później, podczas przejmowania władzy przez obóz „Solidarności”, tej jednoznaczności bardzo brakowało. Wystarczy przypomnieć, że już po ogłoszeniu wyników głosowania opozycyjne elity zaczęły kombinować, jak ominąć werdykt narodu i jednak wpuścić do sejmu komunistyczną wierchuszkę, umieszczoną na skreślonej przez większość tzw. liście krajowej. Wiele osób poczuło wówczas, że za ich plecami toczy się jakaś zakulisowa gra, że powstają dwa obiegi informacji o działaniach opozycji – jeden przeznaczony dla widzów, i drugi, wewnętrzny, dla wtajemniczonych. „Solidarność” traciła swój wspólnotowy, niepolityczny wymiar. Na zawsze.
Czy 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm? Na pewno tego dnia wygasła ostatecznie – i tak bardzo wątpliwa – legitymacja polskich komunistów do rządzenia krajem. Choć zachowali większość w Sejmie (razem z SD i ZSL), to nie mogli powstrzymać procesu utraty władzy. Mówienie w związku z czerwcowymi wyborami o „końcu komunizmu” w Polsce budzi jednak intuicyjny opór wielu osób, który podzielam. Jest to związane z pozostawieniem zbyt wielu elementów systemu na okres wielu miesięcy, a nawet lat, w stanie nienaruszonym. Nie o takim „końcu komunizmu” marzyli niepokorni Polacy. Ludzie wyniesieni na szczyt społecznej hierarchii dzięki brutalnej inżynierii społecznej weszli do nowej Polski, dysponując znaczną przewagą – instytucjonalną i finansową – nad upadlaną przez dekady resztą społeczeństwa. Nie podjęto żadnej próby zmiany tej demoralizującej sytuacji. Co więcej, nie ukarano nawet ewidentnych zbrodni systemu, nie mówiąc już o rozliczaniu ludzi zaangażowanych w podtrzymywanie reżimu. Część elit solidarnościowych dokonała odwrócenia sojuszy, budując swoją polityczną przyszłość na współpracy z ludźmi komuny. Było to doświadczenie psychicznie głęboko upokarzające.
Dwa fundamenty polskiego oporu przeciw komunizmowi, a więc Kościół katolicki oraz niezależni rolnicy, niemal z dnia na dzień zaczęły być przedstawiane jako największe przeszkody w budowie nowoczesnego kraju. Do tego doszła szczególna skaza polskiego liberalizmu, opcji ideowo dominującej: otóż w narodzie widział on najczęściej nie partnera, ale czarną masę, którą trzeba – bez pytania o zgodę – poddać procesowi przyspieszonej reedukacji. Niektórzy komentatorzy, jak prof. Ryszard Legutko czy prof. Zdzisław Krasnodębski, dostrzegają nawet analogie między budową PRL a budową III RP – widząc je właśnie w owym pedagogicznym podejściu do zwykłych ludzi, którzy „nie dorastają” do czasów i których trzeba „przerobić”.
Przy całej ułomności polskiej drogi rok 1989 przyniósł jednak wolność – tę najprostszą choćby wolność do w miarę nieskrępowanego działania jednostek. I to trzeba docenić. Ale należy też stawiać pytanie, czy aby nie marnujemy możliwości, które się przed nami otworzyły. II RP była krajem biednym, zacofanym, niedemokratycznym, a jednak przez 20 lat wychowała pokolenie najwspanialsze w naszych dziejach. W Święto Niepodległości 11 listopada 1938 r. rówieśnicy Wolnej Polski, przyszli Kolumbowie, cieszyli się ostatnimi spokojnymi miesiącami. Wojenna hekatomba była już za rogiem. Czy młodzi Polacy wychowani w III RP zdaliby podobny egzamin równie dobrze jak ich rówieśnicy cztery pokolenia wcześniej?
opr. aś/aś