Koniec gry w złudzenia

Polityka w Polsce w roku 2009 - powrót na ziemię

Rok 2009 pozornie nie przyniósł żadnego istotnego przełomu w polskiej polityce. Układ sił wydaje się być dokładnie taki sam, jak 12 miesięcy temu: dominująca Platforma Obywatelska, dość silne, ale ograniczone to twardego elektoratu Prawo i Sprawiedliwość, słaba lewica w postaci SLD oraz balansujące na granicy progu wyborczego PSL. To jednak tylko złudzenie. Tak naprawdę bowiem w rok wyborczy polska scena polityczna wkracza w stanie dużo bardziej dynamicznym niż wydawało się to możliwe jeszcze niedawno. „Dynamika” w tym kontekście oznacza, że możliwe jest prawie wszystko. Sondażowe status quo pełni raczej rolę zasłony dymnej, niż oddaje złożony stan faktyczny.

Najważniejszą zmianą jest wewnętrzna niepewność w szeregach PO. Afera hazardowa okazała się ważna nie ze względu na jej społeczną nośność, ale dlatego, że zburzyła delikatny układ sił wewnątrz partii rządzącej. Wyrzucenie z rządu wicepremiera Grzegorza Schetyny i kilku innych ministrów sprawiło, że drużyna Donalda Tuska nie gra już do jednej bramki. Pojawiły się podejrzliwość, poczucie upokorzenia, pragnienie zemsty. Uczucia wciąż pieczołowicie skrywane, ale jednak zauważalne. To stan, którego nie zmieni już najdłuższa nawet rozmowa w 4 oczy. Nawet gdyby liderzy obu frakcji — a więc Tusk i Schetyna - zdawali sobie sprawę, iż konflikt niszczy szanse ich obu, to nie są już w stanie zatrzymać procesu erozji zaufania. Także dlatego, że w stronę konfliktu pchają ich najbliżsi współpracownicy, którzy starcie postrzegają jako szansę na własne wyniesienie.

Gra to delikatna i skomplikowana. Najtrudniejszy wybór stoi przed Donaldem Tuskiem. Jeżeli wystartuje w wyborach prezydenckich i wygra, straci realną władzę. Będzie jeździł po świecie, ale Polski nie będzie już mógł kształtować według własnej wizji, ponieważ to domena rządu. Ale drugie wyjście także nie jest dobre: jeżeli Tusk nie wystartuje lub nie wygra, okaże się liderem niepełnym, jakoś jednak słabym. Dobrego wyjścia nie ma.

To, co najbardziej cieszy po ostatnich 12 miesiącach, to powrót naszej polityki do świata realności. Prawdziwe problemy Polaków — służba zdrowia, gospodarka, budowa dróg - znów zagościły w mediach. Skończył się czas dominacji „PR-u”, czy raczej „picu”, opartego na estetycznej dychotomii „ładny” - „brzydki”, „elegancki” - „obciachowy”. W jakiejś mierze to zasługa kryzysu, który choć nie okazał się dramatycznie głęboki, to jednak daje się odczuć, zwłaszcza na prowincji, gdzie bezrobocie rośnie najszybciej. W każdym razie nie ma już mowy o zarządzaniu społecznymi emocjami na poziomie pustych zapowiedzi i obietnic, których nawet nie próbuje się wdrożyć w życie. To wielka ulga; poczucie nierealności i jałowości, swoistej lewitacji ostatnich 2 lat, męczyło wyjątkowo. Był to jedyny moment ostatnich 2 dekad, gdy naprawdę można było uwierzyć w teorię o „końcu historii”.

Warto wierzyć, że skutki naszych działań są jednak powiązane z naszym wysiłkiem. Pamiętamy ze szkoły, że specjalnie nie przykładając się do nauki można było — opierając się na „inteligencji”- zaliczyć jedną lub nawet 2 klasówki w oparciu o wcześniej zdobytą wiedzę. Później jednak to nie wystarcza, luka jest zbyt duża, i albo weźmiemy się do nauki, albo ryzykujemy serię ocen niedostatecznych. Tak też jest w polityce: coś robić trzeba, „nicnierobienie” to prosta droga ku przepaści, nawet jeżeli początek jest miły.

Rok przyszły nie będzie łatwy. Martwi przede wszystkim ogromny deficyt budżetowy, przekraczający poziom 50 mld zł. Pamiętajmy, że jeszcze dwa lata temu tzw. kotwica budżetowa wynosiła 30 mld zł. Zadłużamy się więc w stopniu niebezpiecznym, obciążając rachunek przyszłych pokoleń. Powstaje też pytanie, czy aby nie ryzykujemy tzw. „scenariusza węgierskiego”, a więc stanu zapaści finansów państwa bliskiego bankructwu. Bo wyborców można oszukać, ale zagranicznych inwestorów — już trudniej. Oby trwający od kilkunastu dni spadek wartości złotówki nie okazał się zapowiedzią poważnych kłopotów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama