Oni nie umarli

Naszą zaś sprawą pozostaje zadanie, aby ich ofiara nie była daremna...

"Idziemy" nr 17/2010

ks. Henryk Zieliński

Oni nie umarli

Skala zjawisk, które ujawniły się w związku ze śmiercią i pogrzebem Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i osób mu towarzyszących, przerosła wszelkie prognozy. Dziś, kiedy zaczynamy wyzwalać się z pierwszego szoku i bólu po katastrofie w Smoleńsku, przychodzi czas aby zweryfikować na gorąco wydawane opinie i rozpaczliwe pytania stawiane samemu Bogu. Każdy dzień przynosi bowiem nowe fakty, z których wyrastają nowe pytania.

Od tygodnia wiadomo choćby, że załoga prezydenckiego samolotu podjęła tylko jedną i od razu nieudaną próbę lądowania na lotnisku w Smoleńsku. Dlaczego zatem rosyjska obsługa lotniska przez kilka dni wmawiała nam, że były aż cztery podejścia? Czemu miało służyć to kłamstwo? Oczernianiu załogi samolotu, która uparła się na to właśnie lotnisko? Czy dyskredytacji Prezydenta Kaczyńskiego, który miałby wymusić lądowanie w Smoleńsku, nie bacząc że naraża na śmierć prawie 100 osób? A może chodziło o odwrócenie uwagi od podejrzeń, że obsługa lotniska mogła być „niedysponowana” albo jeszcze od czegoś innego? Ile prawdy jest w twierdzeniach, że na lotnisku w Smoleńsku był zamontowany nowoczesny system naprowadzania – ale tylko na czas lądowania premierów Putina i Tuska? I czy faktycznie został on zdemontowany przed lądowaniem Prezydenta RP? W tych sprawach nie może być żadnego krętactwa. Bo we wszystkim, co w jakikolwiek sposób dotyczy ofiar Katynia, mamy prawo być nieufni. A każda niewyjaśniona wątpliwość może zniszczyć szansę na polsko-rosyjskie pojednanie.

Niezależnie od tego, co zostanie wyjaśnione w rzetelnym – miejmy nadzieję – śledztwie, już teraz mamy wiele przesłanek aby dyskutować o sensie dramatu, w którym od kilkunastu dni uczestniczymy. Bo czy wiele z ofiar smoleńskiej katastrofy nie poświęciłoby życia, aby zapewnić Ojczyźnie to, co działo się u nas w minionym tygodniu? Aby nastąpiła szansa na przełom, prawdę i życzliwość w relacjach rosyjsko-polskich? Żeby Katyń i Polskę umieścić w centrum uwagi świata i uzyskać wolę przyjazdu do naszego kraju wszystkich liczących się światowych przywódców, których dotąd nie udawało się ściągnąć nad Wisłę? Albo żeby nakłonić Polaków do patriotycznego przebudzenia? Wreszcie może i po to, aby odwrócić sposób patrzenia na duchowieństwo i Kościół? Aby księża stali się potrzebni w sprawach życia i śmierci, a nie jako żywe tarcze w seansach antyklerykalizmu? Z pewnością wielu z uczestników feralnego lotu byłoby gotowych na taką ofiarę!

Kiedy Lech Kaczyński jeszcze jako minister sprawiedliwości w rządzie AWS spotykał się w dzisiejszej siedzibie naszej redakcji z grupą katolickich dziennikarzy, już wtedy złożył deklarację, która dzisiaj stawia jego śmierć w innym świetle. Mówił bowiem wtedy o śledztwach prowadzonych przeciwko mafiom, płatnym zabójcom i politykom uwikłanym w przestępcze powiązania. Przyznał, że ciągle ma z tego powodu pogróżki i że wie o wydanym na niego przez świat przestępczy wyroku śmierci. Zaś na pytanie czy warto, odpowiedział, że służba prawdzie i sprawiedliwości wymaga czasem najwyższej ofiary, z którą on się liczy na co dzień.

Dlatego zarówno w odniesieniu do śp. Prezydenta Kaczyńskiego, jak i do wielu innych uczestników smoleńskiej katastrofy można sparafrazować zdanie, którego abp Sławoj Leszek Głódź używał na pogrzebach żołnierzy poległych podczas pełnienia misji: „Oni nie umarli, oni oddali swoje życie” . Naszą zaś sprawą pozostaje zadanie, aby ich ofiara nie była daremna.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama