Teraz Polska?

Kto ma dostęp do kurka z gazem, ten ma władzę. Tego uczą dziś nawet w szkole

"Idziemy" nr 30/2010

Zuzanna Smoleńska

Teraz Polska?

Kto ma dostęp do kurka z gazem, ten ma władzę. Tego uczą dziś nawet w szkole.

Błękitne paliwo stanowi obecnie około 12 proc. całkowitego zużycia energii w Polsce. Dziesięć lat temu było to 9 proc., a przed czterdziestu laty – zaledwie 7. Naszym głównym paliwem jest wprawdzie węgiel, ale jego standardowe wykorzystanie jest coraz droższe z powodu wymuszonej przez Unię Europejską polityki proekologicznej. Dalszy szybki wzrost zapotrzebowania na gaz jest więc nieunikniony.

Obecnie kupujemy gaz głównie od Gazpromu: 9 na całkowitą ilość 15,2 mld metrów sześciennych w 2010. Przy tym nie mamy podstaw, by czuć się do końca bezpiecznie. Czy nasz przemysł nie skurczy się całkowicie, zależeć może nie tylko od polityki polskiego rządu. Rolę odgrywają tu zarówno stosunki Rosji z naszym krajem, jak i z innymi państwami, zwłaszcza wschodnimi.

Gaz nie jest też dla nas tani. Płacimy więcej, niż inni członkowie UE, w tym Niemcy i Francuzi, do których przez 670 km terytorium naszego kraju dostarczane jest rocznie ok. 30 mld metrów sześciennych gazu właśnie z Gazpromu. Tranzyt nie przynosi Polsce żadnych korzyści. Jest to nie tylko jeszcze jeden powód do poszukiwania lepszych energetycznie rozwiązań, ale i kolejny dowód na dyktat rosyjskiego giganta.

Tylko Gazprom?

Nad możliwościami wymknięcia się spod rosyjskiej kontroli rozmawiano podczas czerwcowego spotkania poświęconego bezpieczeństwu energetycznemu Polski. Prelegenci, eksperci ds. energetyki, podkreślali konieczność uniezależnienia się od Moskwy i podjęcia przez rząd takich działań, które otworzą możliwości wykorzystania innych źródeł gazu. –Energetyczna polityka Lecha Kaczyńskiego powinna być kontynuowana – mówił Piotr Naimski, były doradca ds. bezpieczeństwa energetycznego w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.

Prezydent Kaczyński wzmacniał m.in. projekt podmorskich gazociągów z Norwegii i Danii oraz zapoczątkował tzw. Inicjatywę Krakowską, czyli współpracę prezydentów Polski, Litwy, Ukrainy, Gruzji i Azerbejdżanu na rzecz budowy rurociągu naftowego Odessa–Brody–Płock–Gdańsk. Popierał też budowę gazoportu LNG w Świnoujściu. Ostatnie przedsięwzięcie zgodziła się niedawno wesprzeć UE. Dzięki temu import z terminalu powinien ruszyć już za cztery lata. Gaz będzie do niego dostarczany statkami od dowolnych dostawców. Gazoport będzie mógł przyjąć 7,5 mld metrów sześciennych gazu skroplonego.

Jeśli jednak obecny kontrakt z Gazpromem, zwany kontraktem jamalskim, zostanie przedłużony do 2037 r. na zasadach stale zwiększanych dostaw, może się okazać, że terminal LNG nie będzie spełniać swojej funkcji, przynajmniej przez 23 lata. Niewykorzystane mogą być też inne energetyczne szanse, w tym prawdopodobnie duże polskie złoża w łupkach gazonośnych (shale gas). To właśnie gaz z łupków, jak mówił Piotr Woźniak, geolog, minister gospodarki w latach 2005–2007 „jest dziś jedną z większych nadziei na uniezależnienie się od importu surowca na własne potrzeby”.

Gorączka łupków

Łupki gazonośne, które ostatnio stały się prawdziwym energetycznym hitem, to mające najczęściej kilkaset milionów lat wytwory skalne powstałe m.in. z ropy naftowej. Jak podaje raport „Modern shale gas development in the United States” Ministerstwa Energetyki USA z kwietnia 2009 r., łupki mogą zawierać minimum 90 proc. metanu. Ich wykorzystanie nie jest jednak nowością, choć niektórym mogło się tak wydawać, zwłaszcza gdy pojawiły się wiadomości o wydobywaniu z nich gazu metodą odkrywkową.

Pierwsze szyby wydobywcze tych specyficznych złóż węglowodorów powstały we Fredonii w stanie New York już w latach 20 XIX w., choć na pełne ich wykorzystanie Amerykanie zdecydowali się dopiero w ostatniej dekadzie minionego stulecia. Dziś łupki dostarczają ok. połowę gazu w USA, a ich udział w sektorze naftowym stale rośnie, spychając na dalszy plan import gazu ze złóż konwencjonalnych.

Amerykańskie pracownie zajmujące się energetyką i konsultingiem przekonują, że także Stary Kontynent może kryć gazonośne łupki. Prace poszukiwawcze zaczęto m.in. w Niemczech, Austrii i na Ukrainie. Według nich bardzo hojna jest też polska ziemia. Advanced Research twierdzi, że może się w niej znajdować ok. 3 bln metrów sześciennych gazu z łupków, tj. tyle, ile w konwencjonalnych złożach w Iraku. Według Wood Mackenzie jest to mniej – ok. 1,4 bln metrów sześciennych, co i tak dawałoby sto razy więcej, niż wynosi roczne u nas zużycie surowca.

– Są to ilości opracowane na podstawie porównania polskich i amerykańskich warunków geologicznych – zaleca ostrożny entuzjazm Główny Geolog Kraju, wiceminister środowiska Henryk Jezierski. – Na razie – podkreśla – nasze udokumentowane zasoby to przede wszystkim 140 mld metrów sześciennych gazu w tzw. złożach konwencjonalnych.

Zainteresowanie polskimi łupkami daje pewne podstawy, by sądzić, że gaz tego typu naprawdę mógłby pozwolić nam na niemal wiek energetycznego spokoju. – Do 12 lipca br. Ministerstwo Środowiska udzieliło 65 koncesji – od 2 do 5,5 lat – na poszukiwanie i rozpoznawanie niekonwencjonalnych złóż gazu ziemnego typu shale gas – poinformowała „Idziemy” Magda Sikorska, rzecznik resortu. W styczniu wydanych koncesji było 40.

Biuro prasowe PGNiG SA podało 7 lipca, że posiada 13 koncesji poszukiwawczych, a na dwie kolejne złożone są wnioski. Orlen Upstream Sp. z o.o., firma z kapitałem polskim, ma pięć koncesji. Pozostałe otrzymali m.in. Chevron, ConocoPhillips i Marathon Oil Corp. Są to firmy głównie amerykańskie i brytyjskie.

Warto, choć drogo

W Rekowie pod Lęborkiem wiercenia rozpoczęła 25 czerwca Lane Energy. Niecały miesiąc później PGNiG zakończyło wiercenia niedaleko Puław. W czwartym kwartale 2010 r. – ujawnia Joanna Wasicka-Zakrzewska z PGNiG – planowane jest rozpoczęcie wiercenia w okolicach Gdańska. Do końca 2013 r. spółka wykona pierwsze otwory na większości „niekonwencjonalnych” koncesji, w tym także w okolicach Warszawy. Zintensyfikowane prace prowadzą też i inne firmy. – Za 2-3 lata – twierdzi Wasicka-Zakrzewska – powinny być znane pierwsze miarodajne dane na temat występowania i wielkości złóż tego gazu w Polsce. Nieco więcej – 5 lat – na pełne rezultaty prac poszukiwawczych daje Departament Geologii i Koncesji Geologicznych.

Poszukiwania nie oznaczają jednak natychmiastowego korzystania z dóbr. Jeśli takowe są, eksploatacja będzie możliwa za 5-10 lat. Najbardziej czasochłonnym problemem nie są braki przesyłowe.

Gaz z łupków, podobnie jak z innych niekonwencjonalnych złóż, nie dopływa samoczynnie do otworu i nie wydostaje się sam na powierzchnię. Do wydobycia konieczne jest wykonanie skomplikowanych i kosztownych, idących w miliony dolarów, zabiegów. Są to m.in. gęste wiercenia w głąb ziemi na głębokość od 500 m do 5 tys. m, wiercenia poziome i szczelinowania, w których specjalizują się głównie firmy amerykańskie.

Posiadacze koncesji ponoszą ryzyko poszukiwań i wszelkie koszty operacyjne, nie mając gwarancji odkrycia nowych złóż. – Skarb Państwa nie musi płacić za te badania, będąc i tak właścicielem ewentualnie odkrytych złóż – zaznacza Magda Sikorska z Ministerstwa Środowiska.

Pierwszy koszt, jaki ponoszą firmy, to opłata administracyjna za koncesję – za jedną maksymalnie 500 tys. zł, z czego około 50 proc. na rzecz Skarbu Państwa. O ile dojdzie do odkrycia i udokumentowania złoża, przedsiębiorca musi wystąpić z wnioskiem o uzyskanie koncesji na wydobycie, co także wiąże się z opłatami.

– W tym celu niezbędne jest przeprowadzenie odrębnego postępowania administracyjnego: o udzielenie koncesji na wydobywanie ze złoża, w dodatku poprzedzonego oceną oddziaływania na środowisko. Dopiero w wyniku takiego postępowania mogą zostać ustalone szczegółowe warunki prowadzonej działalności, w tym zobowiązania (m.in. wobec Skarbu Państwa) przyszłego adresata koncesji – tłumaczy w odrębnym oświadczeniu resort środowiska. Ministerstwo dementuje przy tym pogłoski, wedle których rząd nie zabezpiecza polskich interesów związanych z eksploatacją złóż. – Taka ocena może wynikać z błędnej interpretacji zarówno aktualnie obowiązujących, jak i projektowanych rozwiązań – czytamy m.in. w oświadczeniu. Jego treść w całości dostępna jest na stronie internetowej resortu.

Przedstawiciele firm, które zdecydowały się na niepewne gazowe przedsięwzięcia na naszej ziemi podkreślają, że „każda inwestycja może przynieść zyski”, o ile rząd pozwoli na jej rozwój. „Konwencjonalne złoża, stosunkowo łatwe do wydobycia i tanie w eksploatacji, są zlokalizowane na niewielkim obszarze” – zauważa też Paweł Poprawa z Państwowego Instytutu Geologicznego. „Złoża niekonwencjonalne mają zwykle bardzo duże zasoby i obejmują większe obszary. Wysokie koszty produkcji gazu z niekonwencjonalnych złóż, niekorzystne z punktu widzenia inwestora, pozostają w systemie gospodarczym kraju, w którym trwa produkcja, oddziałując na jego ekonomię w większym stopniu niż konwencjonalna produkcja” (za: P. Poprawa, „Szansa na nowe złoża gazu w Polsce”, PIG, styczeń 2010).

W minionych latach pojawiały się już pomysły wykorzystania własnych źródeł gazu niekonwencjonalnego. Był m.in. pomysł na gaz z węgla, który jak bumerang wracał zwłaszcza podczas gazowych kryzysów. Teraz mamy łupki i poszukiwany na mniejszą skalę gaz ścieśniony w skałach. Czy koalicja PO-PSL odważy się postawić na polską ziemię niczym ojciec lampy naftowej Ignacy Łukasiewicz? Odpowiedź przyniesie jeszcze ten rok i nowa umowa z Gazpromem.

Rosyjski gaz nie jest też dla nas tani. Płacimy więcej, niż inni członkowie UE.

Jeśli gaz się znajdzie, eksploatacja będzie możliwa za 5-10 lat.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama