Wydarzenia w serwisach informacyjnych nazywane są rewolucją i przebudzeniem arabskim. Co to oznacza?
"Idziemy" nr 6/2011
W tych dniach oczy świata kierują się na kraje muzułmańskie. Protesty, zamieszki, wojsko na ulicach Tunezji, Egiptu, Jordanii i Jemenu. Wydarzenia te w serwisach informacyjnych nazywane są rewolucją i przebudzeniem arabskim. Co to oznacza?
Tunezja należy do liberalnych krajów arabskich, w których dominującą religią jest islam. Po uzyskania niepodległości od Francji w 1956 r. jest państwem z systemem prezydenckim, z dominacją jednej partii politycznej. Przez 23 lata prezydentem był Ben Ali. Główne gałęzie gospodarki to rolnictwo, przemysł wydobywczy i naftowy, turystyka oraz przemysł odzieżowy. Od lat 80. ubiegłego wieku wprowadzano zmiany mające na celu poprawę gospodarki kraju. Jednym z elementów była prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych. Analfabetyzm dotyka 29 proc. ludności. Bezpośrednią przyczyną obecnych zamieszek było samospalenie mężczyzny po tym, jak policja skonfiskowała jego ubogi stragan.
Egipt jest republiką arabską, na czele której stoi prezydent. Od 1981 r. jest nim Hosni Mubarak. Na początku swojej prezydentury wprowadził stan wojenny, który obowiązuje w państwie do dziś. Gospodarka Egiptu opiera się na rolnictwie, przemyśle i turystyce, która w 2010 r. przyniosła blisko 13 mld dolarów przychodów. Niemal połowa mieszkańców Egiptu żyje w nędzy.
Królestwo Jordanii to arabska monarchia na Bliskim Wschodzie. Władcy jordańscy pochodzą z dynastii Haszymidów, arystokracji plemienia Kurjszytów, z którego wywodził się Mahomet. Społeczne niezadowolenie w tym kraju spowodowały szybko rosnące ceny żywności i korupcja wśród ministrów.
Jemen to republika arabska, której głową jest prezydent. Od 32 lat funkcję tę pełni Ali Abdullah Salih. Jemen jest jednym z najsłabiej rozwiniętych krajów arabskich. Bezrobocie wynosi 35 proc., znaczna zaś część mieszkańców na utrzymanie ma mniej niż dwa dolary dziennie. Powodem wystąpień antyprezydenckich była zapowiedź zmian w konstytucji, dotycząca rządów prezydenta. W myśl nowych zasad Ali Abdullah Salih mógłby pełnić swoją funkcję przez kolejne dwie dziesięcioletnie kadencje.
Zamieszki w krajach arabskich mają przede wszystkim podłoże społeczno-ekonomiczne, a ich źródłem jest polityka poszczególnych rządów. Ludność tych państw jest stosunkowo młoda, ze względu na popularną w kulturze islamu wielodzietność. Młodzi, często dobrze wykształceni ludzie, nie mają możliwości podjęcia pracy, a w związku z tym nie widzą dla siebie szansy w skostniałych systemach państwowych. Jednocześnie orientują się w sytuacji światowej, co daje im nadzieję na wywalczenie zmian w swoich krajach.
Bunt społeczności krajów arabskich w Afryce i na Bliskim Wschodzie jest również skierowany przeciwko wieloletnim reżimom przywódców poszczególnych państw. Tak intensywny zryw i widoczny protest przeciwko złej polityce wewnętrznej krajów był możliwy dzięki głębokiej już informatyzacji świata. Znaczącą rolę w arabskiej rewolucji odegrał internet, zwłaszcza portale społecznościowe Facebook i Twitter, a także arabskojęzyczna telewizja Al-Jazeera z Kataru. Media te pozostały poza ścisłą kontrolą reżimów. Zagrożenia płynące z sieci dostrzegł Egipt, ograniczając działanie internetu w kraju. Mieszkańcy państw muzułmańskich objętych „wiosną ludów”, obserwując wydarzenia w Tunezji, przekonali się, że jest możliwa zmiana wieloletnich rządów reżimowych.
Zdaniem prof. Janusza Daneckiego, wybitnego polskiego arabisty, jesteśmy świadkami upadku reżimów. Profesor twierdzi również, że efekt tunezyjskiego domina może spowodować zmiany w Jemenie, Libii, Algierii, Jordanii, Syrii i Maroku.
Islam jest nie tylko systemem religijnym, ale również reguluje postępowanie w życiu społecznym i politycznym. Związek między prawem Bożym a prawem państwowym w krajach muzułmańskich jest niezwykle silny. Przywódca państwa jest zobowiązany znać prawo Boże oraz rządzić sprawiedliwie. Dopóki zadania te są wypełniane właściwie, obywatele uznają autorytet państwa, uczestnicząc w urzeczywistnianiu panowania Boga na ziemi, zgodnie ze słowami Koranu: „Słuchajcie Boga! Słuchajcie Posłańca! I słuchajcie tych spośród was, którzy posiadają moc rozkazywania!” (Q, s. IV, w.54).
Jednak gdy prezydent lub rząd działa na niekorzyść społeczeństwa, może to być uznane za nieposłuszeństwo wobec Boga. Taką sytuację mamy w Egipcie, gdzie od prawie 30 lat narastało niezadowolenie z rządów Hosniego Mubaraka. Opozycja, zwłaszcza znawcy gospodarki, od dawna zarzucali prezydentowi prowadzenie złej polityki. Wieloletnie rządy Mubaraka, zwierzchnika sił zbrojnych oraz policji politycznej, spowodowały ukształtowanie się grupy osób, które wraz z odejściem prezydenta i upadkiem jego reżimu utracą swój znaczący status. Dlatego będą bronić dotychczasowych przywilejów.
Profesor Marek Dziekan, komentując wydarzenia w Egipcie, przestrzega przed zachodnią ingerencją w wewnętrzne sprawy krajów objętych zamieszkami. Należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt sytuacji w Egipcie. Kraj Mubaraka otrzymuje od Stanów Zjednoczonych znaczące sumy, w zamian za utrzymywanie pokoju między Egiptem a Izraelem. Zmiana władzy może pociągnąć za sobą zerwanie pokoju między tymi państwami, a to mogłoby skutkować destabilizacją polityczną w całym regionie.
Nieco inna sytuacja panuje w Jordanii. Niezadowolenie obywateli skierowane jest przeciwko rządowi, a nie przeciwko królowi Abdullahowi II. Król, nie chcąc dopuścić do większych zamieszek, jak ma to miejsce w Egipcie, w swoim przemówieniu do rządu jednoznacznie wskazał winnych sytuacji gospodarczej kraju. Nieudolność oraz korupcja niektórych ministrów spowodowały wzrost cen, inflację i bezrobocie. Dlatego Abdullah II wskazał możliwości naprawy błędów: poprzez walkę z korupcją, a także otwarcie archiwów państwowych, aby umożliwić wyjaśnienie wątpliwości i naprawienie błędów.
Znaczne dysproporcje w statusie materialnym społeczeństwa – od majętnych elit politycznych do mas na granicy nędzy – w Tunezji, Egipcie i innych państwach ogarniętych rewolucją również są odczytywane przez obywateli jako oddalenie się rządzących od woli Bożej. Zgodnie z nauką Koranu, stwórcą oraz dawcą wszelkich dóbr jest Bóg, oddający je w dyspozycję wiernych. Dlatego bogaci są zobowiązani dzielić się owymi dobrami z ubogimi i potrzebującymi. Tymczasem elity, nazywane wręcz mafiami, przestają w dostatku i bogactwie, podczas gdy zwykły obywatel żyje w ubóstwie.
Praca w ujęciu teologii muzułmańskiej nie jest karą za grzech pierwszych rodziców. W latach 30. XX w. egipski egzegeta koraniczny Raszid al-Barrawi definiował pracę ludzką jako obowiązek każdego, kto może pracować. Ponadto uważał, że praca stanowi zajęcie zaszczytne, ponieważ podtrzymuje godność człowieka. Z tego względu państwo powinno zagwarantować pracę wszystkim swoim obywatelom, bowiem Koran naucza: „Mężczyznom przypadnie udział w tym, co sobie zarobili, i kobietom przypadnie udział w tym, co sobie zarobiły” (Q, s. IV, w. 32). Na szczególną uwagę zasługuje tu pogląd al-Barrawiego, że także kobietom należy się prawo do pracy i do takiego samego, jak mężczyźnie, wynagrodzenia.
Ludność wyszła na ulice, aby walczyć o godność życia człowieka oraz możliwość podejmowania pracy. Dlatego raczej nie grozi nam kolejna wojna. Natomiast negatywnym rezultatem zamieszek w krajach arabskich mogą być podwyżki cen ropy naftowej i obawy przed spędzeniem najbliższego urlopu w Północnej Afryce lub na Bliskim Wschodzie. Wszak znaczącą gałęzią gospodarki w większości krajów objętych protestami antyrządowymi i zamieszkami ulicznymi jest turystyka.
Jednocześnie wydarzenia te mogą spowodować zmianę postrzegania świata muzułmańskiego przez ludność tradycji chrześcijańskiej. W Tunezji lub Egipcie widzimy zwykłych ludzi, którzy walczą o siebie i swoje rodziny. Dostrzegamy, że muzułmanie mają problemy podobne do naszych. Sprzeciwiają się bezrobociu, znaczącym podwyżkom cen żywności oraz niesprawiedliwości społecznej. Negatywnie oceniają nieefektywnie pracujące rządy, domagając się szybkich i znaczących zmian. W tym momencie mieszkańcy tych krajów już nie są postrzegani jako potencjalni zamachowcy, ale synowie i ojcowie, często jedyni żywiciele rodzin, którzy chcą żyć w wolnym, bezpiecznym i demokratycznym kraju.
Trudno przewidzieć efekt końcowy rewolucji w krajach arabskich i jej wpływ na islam jako system religijno-kulturowy. Społeczeństwa zmęczone dyktaturami mogą zwrócić się ku sprawom bytowym, oddając się pracy i bogaceniu się. Mogą również zapragnąć powrotu do źródeł swojej religii i odnowy życia społeczno-religijnego. Wówczas władzę w tych krajach mogą przejąć ugrupowania o charakterze religijnym. I takiego scenariusza boi się Zachód.
Autorka jest pracownikiem naukowym UKSW
opr. aś/aś