Czy skończy się na Kościele?

Kościół potrafi rozliczać się ze swoją przeszłością - czego dowodzi rzymskie sympozjum na temat pedofilii i konkretne kroki praktyczne w tej sprawie. Czy jednak inne środowiska będą równie chętne do uporania się z tym samym problemem?

"Idziemy" nr 8/2012

Henryk Zieliński

Czy skończy się na Kościele?

W ostatnich latach Kościół jako pierwsza — i oby nie jedyna — grupa społeczna podjął kolejny krok w rozliczaniu się z grzechu pedofilii w swoich szeregach. Dotyczy to szczególnie duchowieństwa i świeckich pracowników instytucji kościelnych. Nie dlatego, jakoby było to zło występujące głównie w Kościele. Niezależne dane z USA i Europy pokazują bowiem, że odsetek zachowań pedofilskich wśród duchownych katolickich waha się od 0,2 do 0,5 proc. i jest o wiele niższy niż wśród duchownych innych religii i wyznań, wśród nauczycieli, pracowników domów opieki, terenów sportowych, a nawet wśród... rodziców i rodzeństwa. W minionych dziesięciu latach na całym świecie oskarżenia o pedofilię wobec duchownych katolickich potwierdziły się w około 300 przypadkach.

Nie o procenty tu jednak chodzi, bo od księży mamy prawo wymagać więcej, a nawet pojedynczy przypadek pedofilii jest „grzechem wołającym o pomstę do nieba”. Do Kościoła należy wyznaczanie standardów wrażliwości na krzywdę i grzech. Temu celowi służyło m.in. ubiegłotygodniowe sympozjum na papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie „Ku uzdrowieniu i odnowie” z udziałem przedstawicieli episkopatów 110 krajów i 30 zakonów.

Samo sympozjum spotkało się z dużym zainteresowaniem mediów (u nas głównie „Gazety Wyborczej”), które przez ton swoich publikacji utrwalały mit księdza-pedofila. A natychmiast po sympozjum kościelnym tematem numer jeden stał się rzekomy spisek na życie Benedykta XVI i knowania kardynałów przed ponoć zbliżającym się już konklawe. Rzecznik Stolicy Apostolskiej o. Federico Lombardi SJ w ostrym komunikacie uznał tę medialną sensację za próbę odwrócenia uwagi od dobra, jakie się dzieje w Kościele, choćby za sprawą owego sympozjum. Dziennikarzy wezwał do większego rozsądku. Ale czy to wystarczy, aby media, zamiast tworzyć atmosferę sensacji, wymusiły na wszystkich środowiskach przyjęcie takich samych standardów walki z pedofilią, jakie wyznaczył Kościół? Wiele wskazuje na to, że mamy właśnie do czynienia z klasycznym odwracaniem uwagi i unikaniem głębszej refleksji.

Czy przypadkiem znowu nie skończy się podobnie, jak to było przed laty z lustracją? Wtedy też duchowni Kościoła rzymskokatolickiego jako pierwsza grupa społeczna w Polsce poddali się konfrontacji z przeszłością. I do dzisiaj pozostali jedyną w całości zlustrowaną grupą, choć, jak przyznaje prof. Jan Żaryn, skala kolaboracji wśród księży katolickich była niższa niż w wielu innych grupach religijnych i zawodowych. Lustracji duchownych towarzyszyło nadzwyczajne zainteresowanie mediów. Publicznie wielu księży, zakonników i biskupów tłumaczyło meandry swojego uwikłania we współpracę z SB i przepraszało za swoją słabość. Byli i tacy, którzy ze względu na dawne grzechy odchodzili z zajmowanych urzędów. Ale mediom zabrakło już konsekwencji, aby korzystając z przykładu hierarchii Kościoła wymusić tak samo powszechną lustrację w szeregach dziennikarzy, wykładowców akademickich i innych kreatorów opinii publicznej. Kto pamięta, ile zgiełku wywołały choćby próby ukazania agenturalnej przeszłości wśród pracowników „Gazety Wyborczej”, TVN czy wykładowców UW? Ówczesne przekazy medialne, zamiast stawiać Kościół jako przykład rozliczenia się z bolesną przeszłością, utrwalały przekonanie, jakoby to Kościół był głównym siedliskiem agentury.

Niestety, historia znowu zaczyna się powtarzać.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama