Czy Chrystus politykował?

Może znoszenie niesprawiedliwych oskarżeń o wtrącanie się do polityki jest częścią kapłańskiego krzyża i naśladowania Chrystusa?

"Idziemy" nr 3/2013

Ks. Henryk Zieliński

Czy Chrystus politykował?

Niedawna różnica zdań i postaw między francuskimi kardynałami w kwestii angażowania się duchownych w politykę warta jest przynajmniej krótkiego komentarza. Wyraźnie zarysowała się w ubiegłą niedzielę podczas manifestacji w Paryżu w obronie naturalnego modelu małżeństwa i rodziny. Metropolita Lyonu kard. Pierre Barbarin wśród prawie 800 tys. Francuzów sprzeciwiających się uznaniu związków homoseksualnych za małżeństwa i przyznaniu im prawa do adopcji dzieci szedł ramię w ramię z lyońskim imamem. Metropolita Paryża kard. André Ving-Trois zaś, chociaż manifestację poparł, to nie wziął w niej udziału. Przyszedł, owszem, na jedno z miejsc zbiórki manifestantów. Zastrzegał, że obrona ojcostwa i macierzyństwa nie jest przejawem agresji wobec środowisk homoseksualnych. Pochwalał, że Francuzi chcą się publicznie wypowiedzieć na ten temat. Ale do nich nie dołączył. Stwierdził, że nie chce, aby go oskarżano o wtrącanie się do polityki i występowanie przeciwko aktualnie rządzącym socjalistom.

Nie będę tym razem oceniał postawy kardynałów, nawet tych zagranicznych. Zwłaszcza, że i mnie z różnymi manifestantami czasami jest nie po drodze, nawet jeśli idą w słusznej sprawie. Bo to, że nie zgadzam się z wieloma decyzjami tego czy innego rządu, nie oznacza wcale, że podzielam poglądy i metody jego przeciwników. Cel przecież nie uświęca środków. Ale sytuacja, w której lęk przed oskarżeniem o wtrącanie się do polityki paraliżuje duchownych w głoszeniu nauki społecznej Kościoła i podejmowaniu zgodnie z prawem obrony wartości chrześcijańskich, jest co najmniej patologiczna. Zarzut: „ksiądz uprawia politykę” robi w naszych czasach taką samą karierę, jaką kiedyś robiła łatka „antysemity” albo wcześniej „reakcjonisty”. Służy kneblowaniu niewygodnych adwersarzy, wykluczaniu ich z debaty publicznej i z życia społecznego. Wszystko może być przecież polityką. Mniejsza o to, czy będziemy mówić o krzyżu w sejmie, o niedopuszczalności aborcji, eutanazji czy in vitro, o braku szacunku dla prawdy albo o niemoralności zadłużania państwa na konto przyszłych pokoleń.

Każda władza próbuje zwasalizować duchownych, bo podobnie jak dziennikarze są grupą społecznego zaufania. W stanie wojennym naczelnik więzienia w Łowiczu zażądał od ówczesnego kapelana ks. Zbigniewa Skiełczyńskiego, aby zabronił internowanym śpiewać na koniec Mszy Świętej: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. – Nie mogę, panie naczelniku. Podpisałem przecież zobowiązanie, że jako kapelan do polityki wtrącał się nie będę – odparł kapłan z uśmiechem. Takiego dystansu ciągle nam potrzeba wobec nacisków funkcjonariuszy chcących wymusić na nas milczenie lub działanie – w zależności od ich partyjnych interesów.

Oskarżeń o angażowanie się w politykę nie sposób chyba uniknąć bez ryzyka sprzeniewierzenia się Dekalogowi i Ewangelii. Może trzeba więc się z nimi pogodzić, skoro nie uniknął ich nawet Pan Jezus ani poprzedzający Go Jan Chrzciciel. Bo za co ścięto Chrzciciela? Przecież nie za walkę z korupcją wśród celników i żołnierzy. Ale za to, że ośmielił się skrytykować samego króla: „Nie wolno ci mieć żony brata twego”. To czysta polityka! Podobnie za co ukrzyżowano Chrystusa? Kiedy oskarżenie natury religijnej nie wystarczyły, aby wymusić dla Niego na Piłacie wyrok śmierci, sięgnięto po oskarżenia o mieszanie się do polityki: „nazywa się królem i sprzeciwia się cezarowi”. Mniejsza o to, że królestwo Jego nie jest z tego świata.

Może zatem znoszenie niesprawiedliwych oskarżeń o wtrącanie się do polityki jest częścią kapłańskiego krzyża i naśladowania Chrystusa?

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama