Niesmaczny orzeł

Orzeł z czekolady, choć zapewne słodziutki, jest tak samo niesmaczny jak butelka na wodę z Lichenia w kształcie Matki Bożej z korkiem w koronie

"Idziemy" nr 17/2013

Ks. Henryk Zieliński

Niesmaczny orzeł

Stanisław Bareja, autor kultowego „Misia”, gdyby żył, mógłby się chyba upomnieć o prawa autorskie wobec inicjatorów akcji „Orzeł może”. Albowiem w tym przypadku wzorowanie się na jego pomyśle jest chyba bardziej widoczne i bezsprzeczne niż w przypadku tygodnika „W sieci” oskarżonego właśnie o inspirowanie się rubryką „W sieci opinii” działającej w ramach portalu internetowego „Rzeczpospolitej”.

Trzymetrowy orzeł wieziony na specjalnej platformie ma poprowadzić wesoły pochód spod palmy na rondzie de Gaulle’a aż pod pałac prezydencki. Tam ma go „odsłonić” prezydent Bronisław Komorowski. Taką przynajmniej nadzieję ma Magda Jethon, szefowa Programu III Polskiego Radia, który razem z „Gazetą Wyborczą” jest głównym organizatorem happeningu. Nadzieja nie jest bezpodstawna, ponieważ prezydent objął już patronat nad tą imprezą. Wokół orła przed pałacem prezydenckim ma trwać festyn z występami artystów estrady i kabaretu, pokazem „mody patriotycznej” oraz losowaniem nagród. Frywolna w zamiarach impreza wygląda na próbę odbijania terenu znaczonego częstą obecnością tych, którzy chcieliby w tym miejscu upamiętnić ofiary katastrofy smoleńskiej. Nie byłoby w niej jednak aż takiego podobieństwa do „Misia”, gdyby nie to, że trzymetrowy orzeł, jak zapowiada Jarosław Kurski w „Gazecie Wyborczej”, ma być wykonany z „białej wedlowskiej czekolady”!

Co prawda czekolada to nie to samo co słoma, z której w filmie Barei spleciono misia. Chociaż ani ona polska, ani już wedlowska, to jednak chyba bardziej słodka, apetyczna i szlachetna. I bardziej w wiosennym słońcu nietrwała. Ale i współczesna Polska, mimo jej wad, też różni się przecież od PRL. Temu nie można zaprzeczyć, nawet jeśli kolejne fakty potwierdzają, że nie o taką kontraktową Polskę układów zamkniętych walczyła Solidarność. Mimo wszystko mamy dzisiaj dużo więcej wolności, jesteśmy zamożniejsi, możemy podróżować po świecie. Do dawnych czasów nikt pewnie wrócić by nie chciał. Dlatego i orzeł przed pałacem prezydenckim będzie „na miarę naszych możliwości i aspiracji” – z czekolady.

Pomysł marszu za orłem z czekolady wydaje mi się przewrotny. Wtapia się w proces umniejszania znaczenia symboli narodowych i obśmiewania polskiego patriotyzmu. Zwłaszcza że 2 maja, na kiedy zaplanowano happening, jest od 2004 roku obchodzony jako Dzień Flagi RP i Dzień Godła Polskiego. Organizatorzy nie ukrywają zresztą swoich celów, chcą „rozprawić się ze stereotypem Polaka – nadętego pesymisty, smutasa, który ma wszystkim za złe”. A kto jest „nadętym smutasem”? Dla czytelników „Gazety Wyborczej” i innych „postępowych elit” to z pewnością wszyscy ci, którzy świętują rocznicę Powstania Warszawskiego albo 11 listopada wychodzą na ulice z biało-czerwonymi flagami. To więcej niż smutasy – to faszyści! Niektórym, jak widać, nie mieści się w głowie, że można cieszyć się z wolności i być dumnym z Polski bez stosowania jarmarcznych chwytów. Bez odwoływania się do haseł w rodzaju „Wywiń orła”.

Najbardziej jednak dziwny jest zapowiadany udział w tym happeningu Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Pan Prezydent ma przecież konstytucyjny obowiązek stania na straży polskiego godła, flagi i innych narodowych symboli. A orzeł z czekolady, choć zapewne słodziutki, jest tak samo niesmaczny jak butelka na wodę z Lichenia w kształcie Matki Bożej z korkiem w koronie. Niektórzy to kupują. Ale ludziom na poziomie sięganie po takie połączenie kiczu z profanacją zwyczajnie nie przystoi.

Panie Prezydencie, proszę nie dawać powodów do parafrazowania Pańskich słów: „Jaki prezydent, takie godło”. Jednemu i drugiemu przystoi powaga, która nie ma nic wspólnego z nadęciem i smutactwem.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama