Sprawa wiarygodności

Wymiana twarzy nie wystarczy. Ważniejsza jest zmiana standardów moralnych

Wymiana twarzy nie wystarczy. Ważniejsza jest zmiana standardów moralnych

Sprawa wiarygodności

Problem z wolnością mediów istnieje nie tylko w Polsce. Kneblowanie niemieckich mediów publicznych po atakach tzw. uchodźców w sylwestrową noc na tamtejsze kobiety i turystki pokazuje, jak to jest z wolnością informacji za Odrą. Sprawa wyciekła do opinii publicznej po tygodniu, choć ataki i gwałty miały miejsce nie tylko w Kolonii, ale także w kilkudziesięciu miastach niemieckich, austriackich, szwajcarskich i skandynawskich. Podobnie było zresztą w przypadku zbiorowego gwałtu popełnionego przez tzw. uchodźców na opiekującej się nimi kierowniczce ośrodka we Włoszech latem tego roku. Informację o tym na długi czas utajniono przed opinią publiczną – w wolnych ponoć mediach zachodnich.

Na marginesie tych wydarzeń warto postawić pytanie, komu mogło zależeć najpierw na uruchomieniu lawiny muzułmańskich imigrantów, a potem na jej gwałtownym zatrzymaniu. Zbyt wiele faktów wskazuje bowiem, że zarówno pierwsza, jak i druga akcja mogła być starannie zaplanowana. Bo czy może być przypadkiem, że nagle wyrusza do Europy ponad milion osób, w przytłaczającej większości młodych mężczyzn, z wielu muzułmańskich krajów? Byli to ludzie nieźle zorganizowani i przygotowani. Ktoś im dostarczał mapy z trasą wędrówki, informacje i pieniądze. Ktoś zaaranżował sesję fotograficzną na tureckiej plaży z rzeczywiście utopionym dzieckiem, którego zdjęcie obiegło światowe media znacznie skuteczniej niżeli informacja, kto i dlaczego namówił jego ojca do wyruszenia do Niemiec. Komuś było na rękę postawienie w kłopotliwej sytuacji niepokornych Węgrów i przyspieszone usuwanie tego, co kojarzyło się z chrześcijaństwem z europejskich ulic i zwyczajów – żeby nie drażnić przybyszów. Piewcy tzw. społeczeństwa otwartego zacierali ręce, upajali się wizją Europy multikulti i z satysfakcją biczowali w mediach tych, którzy chcieli bronić swojej chrześcijańskiej tożsamości.

Aż przyszły krwawe zamachy w Paryżu. Nie przypadkiem właśnie tam, gdzie „ubogacenie” muzułmańską innością było największe. Kogo wtedy skala ślepej agresji przeraziła najbardziej? Kto poczuł się najbardziej zagrożony? Bo przecież nie zachodnioeuropejscy wyznawcy Chrystusa. I co to ma wspólnego z molestowaniem seksualnym i gwałtami popełnianymi przez muzułmańskich imigrantów na ulicach europejskich miast w tym samym czasie i według tego samego scenariusza? Napastnicy w różnych miastach mieli zapisane te same zestawy słów, którymi napastowali swoje ofiary. Może ktoś tym jednak sterował? Dlaczego niektórzy z nich mówili policjantom: „Traktuj mnie grzecznie, bo zaprosiła mnie tu pani Merkel”? Może właśnie o to chodziło, by skończyć z naiwnie życzliwym stosunkiem do obcych kulturowo imigrantów, bo sytuacja wymknęła się spod kontroli? Służby specjalne niektórych państw znają już pewnie odpowiedź na te pytania, ale nie trafi ona szybko do zwykłych ludzi. Bo wolność informacji ma swoje granice. Większość europejskich mediów nie postawi nawet takich pytań.

Wracając jednak do polskiego rynku mediów, któremu chcą się ostatnio przyglądać unijne instytucje, trzeba rozważyć dwie kwestie. Pierwsza to tzw. repolonizacja mediów. Rzeczywiście konieczna, jeśli się weźmie pod uwagę bezwzględną na tym rynku dominację wydawców niemieckich. Nie chodzi tylko o biznes, ale o swoisty przeszczep duszy, o aplikowanie nam obcych wzorców, wartości i przekonywanie do obcych interesów. W zjednoczonej Europie nikt nie zakaże zagranicznemu wydawcy operowania na polskim rynku. Potrzeba jednak mądrego wspierania własnych mediów, jak to robią Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy. To zadanie nie tylko dla rządzących, ale i dla odbiorców mediów.

Oczywista jest także potrzeba reformy mediów publicznych, szczególnie zaś Telewizji Polskiej, która w ostatnim czasie najwyraźniej się pogubiła, stając się „sztabem wyborczym” przegranych partii. Czy nowe władze TVP i Polskiego Radia zagwarantują publicznym mediom rzetelność, obiektywizm i możliwość wypełniania ich misji? Oby. Muszą jednak pamiętać, żeby nie nasycić mediów dziennikarzami, którzy, choć należą do sympatyków nowej władzy, to jednak wiarygodności reformowanym mediom nie przysporzą. Telewizja, której twarzą byłby kolejny partner zasłużonej dla PiS dziennikarki, zaufania by nie wzbudziła. Przynajmniej nie u mnie. Wymiana twarzy nie wystarczy. Ważniejsza jest zmiana standardów moralnych.

"Idziemy" nr 3/2016

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama