Historia na naszych oczach wyraźnie przyśpiesza. W lipcu dzieje się w Polsce i w świecie tak wiele, że o żadnym sezonie ogórkowym nie ma mowy. A są to wydarzenia, które ukształtują polską i międzynarodową rzeczywistość na wiele lat
Historia na naszych oczach wyraźnie przyśpiesza. W lipcu dzieje się w Polsce i w świecie tak wiele, że o żadnym sezonie ogórkowym nie ma mowy. A są to wydarzenia, które ukształtują polską i międzynarodową rzeczywistość na wiele lat.
Najpierw warszawski szczyt NATO. Głównym jego celem jest dla nas zamiana papierowych gwarancji bezpieczeństwa na bardziej realne. Traktaty są bowiem dobre i wystarczające na czas pokoju, kiedy na horyzoncie nie widać faktycznych zagrożeń. Co innego, kiedy groźby imperium rosyjskiego stały się bardzo wyraźne, poparte agresją na sąsiednie państwa. Nasze doświadczenia wskazują wręcz, że martwe traktaty i sojusze mogą być śmiertelną pułapką. Nie tylko dlatego, że usypiają czujność i potrzebę dbania o własne bezpieczeństwo, nawet wielkim kosztem. Ale również dlatego, że wprowadzają w błąd tych, którzy w oparciu o martwe traktaty podejmują strategiczne decyzje.
Nie jestem zwolennikiem alternatywnych wersji historii. Ale z tego, co się w niej wydarzyło, trzeba wyciągać wnioski. I trzeba, jak to robi chociażby Izrael, traktować historię jako punkt odniesienia w relacjach z sojusznikami. Z tymi odwiecznymi i z tymi od wczoraj. Należy więc postawić pytanie: czy wiele heroicznych postaw Polaków miałoby uzasadnienie, gdyby nie nadzieja na pomoc z Zachodu? Dlaczego w beznadziejnej sytuacji Polacy bronili Westerplatte, Modlina czy Helu? Dlaczego walczyli nawet po kapitulacji Warszawy? Czy wszystko da się wytłumaczyć polskim patriotyzmem, honorem, umiłowaniem wolności i ułańską fantazją? Jaki wpływ na decyzję o walce do ostatniego naboju i do ostatniej kropli krwi miało wyczekiwanie na sojuszniczą pomoc, która nie nadeszła?
Te same pytania trzeba sobie zadać, rozważając decyzje powstańców warszawskich i żołnierzy niezłomnych trwających na posterunku przez wiele lat po wojnie, mimo sowieckiego terroru. Dlatego do rangi symbolu urasta fakt, że warszawski szczyt NATO odbywa się na Stadionie Narodowym, zbudowanym na wzgórzu usypanym z gruzów Warszawy, metodycznie równanej z ziemią przez Niemców po Powstaniu Warszawskim i powstaniu w getcie warszawskim. To wzgórze, w którym do dzisiaj tkwią pewnie ludzkie szczątki, było przez lata sowieckiego zniewolenia koroną Stadionu Dziesięciolecia, wzniesionego dla uczczenia PRL. Tam, jeszcze w stanie wojennym, stanął św. Jan Paweł II, upominając się wobec władz PRL i całego świata o prawo Polaków do wolności. Jest to więc miejsce symboliczne dla naszej historii. Polskie władze muszą wykorzystać jego wymowę do przekonania Zachodu, a zwłaszcza Niemców, ale także Francuzów, Brytyjczyków i Amerykanów, że mamy powody, aby bardziej wierzyć faktom, niżeli traktatom i papierowym gwarancjom. Niedotrzymanie przez USA i Wielką Brytanię gwarancji bezpieczeństwa danych Ukrainie w związku z wyzbyciem się przez ten kraj broni jądrowej musi nam dawać wiele do myślenia. Dlatego każdy tysiąc amerykańskich żołnierzy przy naszej wschodniej granicy więcej dla nas znaczy, niżeli tysiące stron traktatów. Jeśli Polakom uda się zmienić deklaracje na fakty, będzie to ważny przełom w dziejach Europy i świata, chociaż Amerykanie nie rozwiążą bezinteresownie wszystkich naszych problemów.
Naszej uwadze nie powinna także umknąć zapowiedź wicepremiera Mateusza Morawieckiego przekształcenia Otwartych Funduszy Inwestycyjnych w jeden fundusz i symbolicznego zwrócenia zgromadzonych dotychczas pieniędzy wszystkim Polakom. Po przejęciu większości środków z OFE przez rząd PO-PSL fundusze emerytalne pozostały wydmuszką. Zastrzeżeń przeciwko takiemu posunięciu nie miał Trybunał Konstytucyjny, uznając, że rząd może zrobić, co chce, ponieważ, wbrew zapowiedziom, pieniądze te nie są prywatną własnością obywateli, ale daniną publiczną. Można więc sądzić, że Trybunał zachowa powagę i po zmianie rządu nie zmieni swojej wykładni prawa. Ostateczna likwidacja OFE pozostawała tylko kwestią czasu, o czym pisałem przy okazji wyjaśniania kulisów wykupienia z OFE części akcji Agory przez Georga Sorosa. Środki te mogą być kołem zamachowym polskiej gospodarki. Oby tylko z realizacją tej koncepcji było lepiej niż z pamiętnymi Świadectwami Powszechnej Prywatyzacji. Chcielibyśmy w końcu móc wierzyć słowom tych, którzy nami rządzą.
"Idziemy" nr 28/2016
opr. ac/ac