Wiek po Fatimie

Tryumfalny powrót marksizmu nie jest zaskoczeniem. Tak naprawdę ideologia ta nigdy nie zniknęła z politycznej i intelektualnej mapy świata.

Tryumfalny powrót marksizmu nie jest zaskoczeniem. Tak naprawdę ideologia ta nigdy nie zniknęła z politycznej i intelektualnej mapy świata. Jedna czwarta ludzkości żyje w warunkach komunistycznej dyktatury.

Marksizm ciągle obowiązuje nie tylko w Korei Północnej i na Kubie, o czym piszemy na s. 38, ale także w najludniejszym kraju świata: Chińskiej Republice Ludowej. Fascynacja marksizmem trwa w wielu krajach Ameryki Południowej i Azji.

Europa, jako kolebka marksizmu, też nie uwolniła się od niego w minionym stuleciu choćby na chwilę. Jedyne, co nastąpiło, to transformacja ustrojowa w Polsce i innych państwach bloku wschodniego oraz rozpad sowieckiego imperium. Wcześniej jednak marksizm zdążył się przepoczwarzyć tam, gdzie powstał. Niektórzy zachodni spadkobiercy Marksa już przed II wojną światową, obserwując wprowadzanie tego systemu na sposób leninowski w ZSRR, przewidywali jego nieskuteczność i upadek. Przyczyn upatrywali nie w samej ideologii, ale w za mało radykalnym i za mało inteligentnym wcielaniu jej w życie. Sowieccy marksiści, choć zniszczyli większość tradycyjnych struktur społecznych i ekonomicznych, to po pierwszych deklaracjach i eksperymentach odstąpili od całkowitej likwidacji instytucji państwa i rodziny. Nie zniszczyli także naturalnego podziału na płci, który ma być archetypem wszelkiej niesprawiedliwości i przemocy.

Nowa lewica – bo tak mówili o sobie krytycy sowieckiego marksizmu – głosiła, że prawdziwa rewolucja marksistowska to nie jednorazowy czyn zbrojny, ale długi marsz przez instytucje i gruntowna destrukcja zarówno wszelkich struktur społecznych, jak i samego człowieka w jego naturze i kulturze. Założenia tej rewolucji jeszcze w czasach Mussoliniego głosił we Włoszech Antonio Gramsci, a w Niemczech przedstawiciele tzw. szkoły frankfurckiej z Maxem Horkheimerem i Theodorem Adornem na czele. Pod rządami NSDAP szkoła frankfurcka została zamknięta, a jej przedstawiciele wyemigrowali do USA, gdzie formowali tamtejsze elity. Po wojnie wrócili do RFN i z namaszczeniem zachodnich mocarstw stali się guru denazyfikacji. Wypracowali tzw. teorię krytyczną – nie tylko wobec zachodniego kapitalizmu i sowieckiego komunizmu, ale wobec wszystkich tradycyjnych struktur i wartości. Rewolucja społeczna została powiązana z rewolucją seksualną i kulturową. Wybuchła w latach 1967-68. Jej siłą, wobec słabości klasycznego proletariatu, były środowiska akademickie i młodzieżowe. Towarzyszyła jej fascynacja poglądami m.in. „Che” Guevary i Mao Zedunga.

Środowiska nowej lewicy nie stroniły, wbrew pozorom, od fizycznej przemocy i terroru. Włoscy neomarksiści mieli swoje Czerwone Brygady, francuscy – Akcję Bezpośrednią, niemieccy zaś… Frakcję Czerwonej Armii. Oficjalnie zaprzestały one swojej działalności dopiero w latach 80. ubiegłego wieku. Z jednej strony od sierpnia 1980 r. osłabieniu ulegało zaplecze światowej lewicy w Związku Radzieckim i jego satelitach. Z drugiej zaś pokolenie rewolty 1968 r. zaczęło w sposób demokratyczny dochodzić do władzy w USA i w Europie, zarówno w strukturach samorządowych, państwowych, jak i międzynarodowych. Zyskało nowe narzędzia presji na społeczeństwo, rodzinę, kulturę i… Kościół. Dzisiaj dominuje ono nie tylko w Brukseli. W ten nurt wtapia się wypowiedź przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana Claude’a Junckera, który wziął w obronę Karola Marksa z okazji jego 200. urodzin.

W tym świetle nie dziwi, że to władze Chińskiej Republiki Ludowej ofiarowały do niemieckiego Trewiru pięciometrową statuę twórcy marksizmu, a Niemcy nie mieli obiekcji, aby ją uroczyście u siebie przyjąć.

Dla nas marksizm to nie mrzonki bogatej i sytej młodzieży, ale realne doświadczenie krwawej dyktatury. Ideologia marksistowska była uzasadnieniem napaści na Polskę ze Wschodu w roku 1920 i 1939, a potem zniewolenia narodu i Kościoła. Stąd gloryfikacja twórców tej ateistycznej i antyludzkiej ideologii – jak ją określa papież Franciszek – musi budzić niepokój w Kościele i w Polsce. Szczególnie gdy dokonuje się to w państwach i strukturach Unii Europejskiej, do której Polska należy. Nie po to przecież Polacy odrzucili marksizm, żeby wpaść w szpony neomarksizmu.

Sto lat po objawieniach fatimskich widać, że do statecznego zwycięstwa nad czerwonym smokiem droga jest jeszcze daleka.

"Idziemy" nr 19/2018

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama