Emocje wokół śmierci i pogrzebu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza przesłoniły nam w ostatnich dniach wszystko inne.
Emocje wokół śmierci i pogrzebu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza przesłoniły nam w ostatnich dniach wszystko inne. Na bok poszły zarówno fakty dotyczące zamordowanego prezydenta oraz wielu osób publicznych, jak i wydarzenia o symbolicznym wręcz znaczeniu.
Najpierw fakty. Przypominają je w swoich komentarzach nasi autorzy. Przypomniał je także zaprzyjaźniony ze zmarłym prezydent Sopotu Jacek Karnowski, nazywając wielkim błędem pozbycie się Adamowicza z szeregów Platformy Obywatelskiej. W ostatnich wyborach na prezydenta Gdańska kontrkandydatem dla Adamowicza z ramienia PO był przecież Jarosław Wałęsa. Pierwszego sierpnia ubiegłego roku nawet „Gazeta Wyborcza” alarmowała, że gdańscy działacze PO są zawieszani w prawach członków za współpracę z komitetem wyborczym Pawła Adamowicza. Dzisiaj ci, którzy wyklinali Adamowicza od rozłamowców, żerują na jego śmierci.
Zabójstwo prezydenta Adamowicza nie jest ani pierwszą zbrodnią polityczną III RP, ani zbrodnią polityczną w ogóle. Pierwszą po czerwcu 1989 r. zbrodnią polityczną było zamordowanie ks. Sylwestra Zycha 11 lipca 1989 r. Potem 19 października 2010 r. było zabójstwo działacza PiS Marka Rosiaka przez byłego członka PO Ryszarda Cybę. Prezydenta Adamowicza zamordował kryminalista z zaburzeniami psychicznymi.
Usadzenie prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego podczas uroczystości pogrzebowych w Bazylice Mariackiej w Gdańsku w piątym rzędzie pod filarem było czymś więcej niż „mową nienawiści”. Było czynem nienawiści! Było wyrazem pogardy nie tylko dla samego prezydenta, ale i dla powagi Rzeczypospolitej. Pokora najważniejszych osób w państwie zasłużyła w tym momencie na uznanie. Ale poza tym rządzący popełnili w ostatnich dniach chyba wszystkie błędy wizerunkowe, jakie można było popełnić. Przypieczętowało to jeszcze nagranie prezydenta uczestniczącego nazajutrz w maratonie narciarskim i przemawiającego w kasku na głowie.
Po mistrzowsku rozegrał sprawę Jerzy Owsiak. Zyskał absolutny immunitet. Z człowieka, na którym spoczywała przynajmniej moralna odpowiedzialność za niedociągnięcia w organizacji gdańskiego finału WOŚP, podczas którego zginął Paweł Adamowicz, stał się najwyższym autorytetem moralno-politycznym. Dał się ubłagać prośbom polityków, artystów oraz rodziny zmarłego i po zakończeniu pogrzebu ogłosił, że pozostanie na stanowisku szefa WOŚP. Nawet proboszcz Bazyliki Mariackiej w Gdańsku przekonywał w telewizji, jak głęboko religijny charakter ma… światełko do nieba.
W ramach walki z „mową nienawiści” prezydent Warszawy zawiesił na miesiąc wicedyrektora Muzeum Warszawy Jarosława Trybusia za umieszczenie na portalu społecznościowym grafiki z nożem, w którego rękojeść wpisano profil Jarosława Kaczyńskiego. Ze sceny zbiórki pieniędzy na zabicie Jarosława Kaczyńskiego zrezygnowano jednorazowo podczas wystawiania antykatolickiej „Klątwy” w podległym prezydentowi Warszawy Teatrze Powszechnym.
Tym zaś, od czego śmierć prezydenta Gdańska odwróciła uwagę prawie wszystkich Polaków, były choćby dwa inne bardzo znaczące wydarzenia na Wybrzeżu. Pierwsze to uniewinnienie 16 stycznia w procesie odwoławczym przed Sądem Okręgowym w Gdańsku prezesa Amber Gold Marcina P. Chodzi o proces w sprawie niewpłacania w terminie zaliczek na podatek dochodowy od wynagrodzeń na sumę 283 tys. zł. Sąd pierwszej instancji w sierpniu ubiegłego roku skazał za to Marcina P. na 25 tys. zł grzywny. Wyrok nie kończy sprawy, bo przeciwko oskarżonemu toczą się procesy o inne przestępstwa. Aferą Amber Gold zajmuje się także sejmowa komisja śledcza, którą kieruje posłanka Małgorzata Wasserman. Wskutek działalności Amber Gold ponad 19 tys. Polaków straciło dorobek życia.
Drugim bardzo znaczącym wydarzeniem było uniewinnienie 18 stycznia, też przez Sąd Okręgowy w Gdańsku, byłego barona SLD na Wybrzeżu Jerzego Jędykiewicza od zarzutów w związku z głośną aferą Stella Maris. Przed ogłoszeniem wyroku na wniosek sędziego Leszka Nowopolskiego uczczono minutą ciszy pamięć Pawła Adamowicza. Według oceny śledczych, Skarb Państwa oraz archidiecezja gdańska straciły wskutek tej afery ponad 65 mln zł. Prokuratura zarzucała Jędykiewiczowi, że jako prezes Energobudowy za pośrednictwem archidiecezjalnego wydawnictwa Stella Maris wyprowadził z tej firmy 31 mln zł oraz dopuszczał się prania brudnych pieniędzy na sumę 14 mln zł. Sąd orzekł, że zebrany materiał dowodowy nie pozwala na uznanie Jędykiewicza i czterech innych oskarżonych za winnych czynów, które zarzuca im prokuratura.
Tak więc: na Wybrzeżu bez zmian.
"Idziemy" nr 4/2019
opr. ac/ac