Wiara i polityka

Polityka nas dzieli – także w ramach naszych wyznań i Kościołów. Przydałby się więc taki Tydzień Ekumeniczny, w którym wszyscy weźmiemy na poważnie słowa św. Piotra: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 19) i zadbamy o jedność z Bogiem.

Polityka nas dzieli – także w ramach naszych wyznań i Kościołów. Przydałby się więc taki Tydzień Ekumeniczny, w którym wszyscy weźmiemy na poważnie słowa św. Piotra: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 19) i zadbamy o jedność z Bogiem.

O jedność chrześcijan będziemy się modlić w kolejnym tygodniu ekumenicznym. Nigdy tej modlitwy nie jest za dużo. Choćby nie od razu nastąpił cud jedności, to sam fakt, że chrześcijanie różnych wyznań się o to modlą, zmienia sposób ich patrzenia na siebie nawzajem.

Są także inne, wymierne owoce ekumenizmu. Jednym z nich jest podpisana 22 stycznia 2000 r. „Deklaracja o wzajemnym uznaniu chrztu”. W marcu 2018 r. udało się doprowadzić do wydania ekumenicznego tłumaczenia całej Biblii, choć – jak zauważa ks. prof. Waldemar Chrostowski – tłumaczenie to nie ma praktycznego zastosowania w liturgii. Trwają prace nad wzajemnym uznaniem małżeństw zawartych w innych wyznaniach. Napotykają one jednak wiele trudności.

Był czas, kiedy sprawą otwartą wydawało się przyjmowanie Komunii Świętej przez katolików w cerkwiach prawosławnych i przez prawosławnych w świątyniach katolickich. W tej kwestii nastąpił jednak regres i możliwość ta została ograniczona do sytuacji zagrożenia życia, w której nie ma możliwości skorzystania z posługi duchownych własnego wyznania. Doszło też do usztywnienia prawosławia w Polsce wobec zawierania przez jego wyznawców małżeństw mieszanych w Kościele katolickim. To swoisty paradoks, że dwa Kościoły, które w sferze nauczania wiary i moralności tak niewiele różni, wciąż nie mogą dojść do jedności.

Przełomem miała być wizyta w Polsce patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla I w 2012 r. Zwierzchnik rosyjskiego prawosławia przez współwyznawców witany był jak „papież”, przez władze polskie zaś – z honorami należnymi głowom mocarstw. Było wiele przyjaznych gestów, zapowiedzi pracy nad pojednaniem narodów rosyjskiego i polskiego oraz wspólnego występowania w obronie cywilizacji chrześcijańskiej w Europie. Wciąż mam przed oczami, jak abp Sawa, obejmując abp. Henryka Hosera SAC, przedstawiał go Cyrylowi jako najlepszego przyjaciela i brata w Chrystusie.

Na gestach się jednak skończyło, bo w grę weszła polityka. I u nas, i u nich. Samodzielność Rosyjskiej Cerkwi wobec prezydenta Rosji jest mocno ograniczona. Cerkiew też czerpie z tego profity. To zaś rzutuje na całe prawosławie, bo Patriarchat Moskiewski jest wciąż uznawany za największy w świecie. Przez jego pryzmat postrzega się prawosławie – szczególnie w naszej części Europy. Ciąży nam historia. W grę wchodzi także synergia między mocarstwowymi aspiracjami Rosji i roszczeniami Patriarchatu Moskiewskiego do roli „Trzeciego Rzymu”, kosztem marginalizowanego Konstantynopola. Wzajemne relacje patriarchy Moskwy i ekumenicznego patriarchy Konstantynopola są dzisiaj chyba gorsze niż te, które mają z nimi katolicy.

Gdyby to zależało tylko od ekumenicznego patriarchy Bartłomieja i od papieża Franciszka, już dawno podział miałby charakter wyłącznie historyczny i kulturowy. Ale patriarcha Konstantynopola jest dzisiaj jedynie „prymasem” prawosławia. Cierpią na tym również prawosławni w Polsce, którzy mimo formalnej autokefalii (samodzielności) powszechnie są odbierani jako „podczepieni” pod Moskwę. Świeccy i duchowni są zakładnikami gier politycznych.

Historia uczy, że tak było zawsze. Nie byłoby pewnie ani schizmy wschodniej, ani reformacji, gdyby nie ambicja usamodzielnienia się i oderwania od Rzymu najpierw po stronie władców Konstantynopola, a potem po stronie książąt niemieckich, którym zasada „czyj kraj – tego religia” śniła się od dawna. Sprawy doktrynalne były tylko pretekstem dla możnych tego świata. Również dla tych, którzy w Boga nie wierzą.

W Polsce to komuniści w 1954 r. zdecydowali, że prawosławni studiują dzisiaj teologię na tej samej uczelni, na której kształcą się protestanci i inni, choć jednym i drugim dalej do siebie nawzajem niż do katolików. Ale taka była decyzja polityczna po likwidacji Wydziału Teologii na Uniwersytecie Warszawskim, aby nas mocniej podzielić. Wciąż nie potrafi - my tego przezwyciężyć. A przecież wspólne studiowanie bardzo ułatwiłoby wzajemne zrozumienie – z prawosławnymi szczególnie.

Polityka nas dzieli – także w ramach naszych wyznań i Kościołów. Nawet wśród biskupów w Konferencji Episkopatu Polski widoczne są podziały na sympatyków konkurencyjnych opcji politycznych, co utrudnia im mówienie jednym głosem nie tylko w sprawach społecznych. Przydałby się więc taki Tydzień Ekumeniczny, w którym wszyscy weźmiemy na poważnie słowa św. Piotra: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 19) i zadbamy o jedność z Bogiem. A wówczas przybliży się dzień jedności w naszym Kościele i między Kościołami.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama