• Idziemy

Jelcynowi pomnik

To, co robi obecnie Putin kontrastuje boleśnie z jelcynowską dekadą, która nastała po upadku ZSRR

W ślad za papieżem Franciszkiem także szef polskiego episkopatu abp Stanisław Gądecki wezwał wszystkich katolików do modlitwy o pokój dla Ukrainy. Zagrożenie rosyjską inwazją na ten kraj wciąż rośnie i nie wiemy, co może się stać za kilka dni, kiedy ten numer „Idziemy” trafi do naszych Czytelników. Nagromadzenie wojsk rosyjskich po rosyjskiej i białoruskiej stronie granicy z Ukrainą, jak również wokół ukraińskich portów, nie wróży nic dobrego. Kreml jest zdeterminowany, aby niezależnie od kosztów i nie przebierając w środkach, zagwarantować sobie miejsce w trójce mocarstw decydujących o losach świata. Już teraz Władimir Putin nikogo poza prezydentem USA i Chin nie traktuje jako godnego partnera do rozmowy. Boleśnie przekonał się o tym prezydent Francji Emmanuel Macron, który zamiast spodziewanych punktów przed kwietniowymi wyborami prezydenckimi wywiózł z Rosji doświadczenie wskazania mu właściwego miejsca… na końcu długiego stołu.

Gra mocarstw dokonuje się teraz głównie kosztem Ukrainy. Ale żądania Rosji sięgają o wiele dalej. Prócz „gwarancji bezpieczeństwa” i zaprzestania rozszerzania NATO na wschód Moskwa żąda także wycofania wszelkich instalacji i sił Sojuszu Północnoatlantyckiego głównie z Polski i Rumunii, na pozycje sprzed roku 1999. Putin twierdzi bowiem, że Rosja została przez Zachód oszukana, i wprost nawiązuje do tradycji ZSRR. To pokazuje, że jest naprawdę niebezpiecznie, chociaż nam bezpośrednia agresja rosyjska w najbliższym czasie nie grozi. Jako kraj członkowski NATO mamy inny poziom gwarancji bezpieczeństwa, Amerykanie zaś, stanowiący trzon sojuszu, wydają się dość stanowczy. Dobrze, że Polska – a z nami kilka innych krajów naszego regionu – wykorzystała ten krótki moment w dziejach, kiedy Rosja po rozpadzie ZSRR była autentycznie demokratycznym krajem, układającym po partnersku relacje z sąsiadami. Przy obecnym włodarzu Kremla o członkostwie w NATO nie moglibyśmy nawet marzyć. Przykład Ukrainy tylko to potwierdza.

To, że jesteśmy w innym punkcie niż Ukraina, zawdzięczamy zgodnemu stanowisku naszych elit politycznych oraz… byłemu prezydentowi Rosji śp. Borysowi Jelcynowi. Pytany, a jakże, przez prezydenta Lecha Wałęsę podczas wizyty w Polsce w sierpniu 1993 r. o stanowisko Rosji wobec naszych planów wstąpienia do NATO, odparł: „To wyłączna sprawa Polski”. Przy okazji tej wizyty po raz kolejny przepraszał w imieniu Rosji za zbrodnię katyńską. Już w roku 1992 przyznał to, czemu zaprzecza Putin – że była ona dziełem NKWD. Zarządził przekazanie Polsce odnalezionych dokumentów, wśród nich kopii rozkazu z 5 marca 1940 r., podpisanego przez Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa i Mikojana, na podstawie którego wymordowano 22 tys. polskich ofi cerów. Wreszcie to on wycofał z Polski wojska rosyjskie: ostatni żołnierze Armii Czerwonej zostali pożegnani w jakże symbolicznym dla nas dniu 17 września (!) 1993 r. Jelcyn był najżyczliwszym nam rosyjskim przywódcą w historii.

Dlatego od dawna powtarzam, że winni jesteśmy Borysowi Jelcynowi pomnik w Warszawie. Nie tylko w podzięce, ale także na świadectwo, że relacje polsko-rosyjskie mogą się układać poprawnie, a Polacy nie są rusofobami i potrafią być wdzięczni, jeśli tylko są traktowani podmiotowo. Zresztą, z tym wyróżnieniem nie bylibyśmy pierwsi. Przed dziesięciu laty władze Litwy pośmiertnie przyznały Jelcynowi Wielki Krzyż Orderu Witolda. Wręczając odznaczenie wdowie po Jelcynie, prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė podkreślała, że rządzona przez niego „demokratyczna Rosja potrafiła obiektywnie ocenić historię i uznać dążenie państw bałtyckich do niezależności”.

Podobne uzasadnienie byłoby właściwe także w Warszawie. Pomnik Jelcyna mógłby stanąć w pobliżu ambasady rosyjskiej jako upamiętnienie jednego z rosyjskich przywódców, a zarazem wezwanie do refl eksji dla obu narodów. Zbliżająca się piętnasta rocznica śmierci Jelcyna (zm. 23 kwietnia 2007 r.) byłaby dobrą okazją, żeby uroczyście jego postać i zasługi przypomnieć. Napięcia tworzone teraz przez Putinowską Rosję mogą być właściwym czasem, aby także narodowi rosyjskiemu uświadomić, że może liczyć na szczerą życzliwość i sympatię swoich sąsiadów, tylko trzeba ich szanować. A jeśli pomnika nie zdążymy już zbudować, to może chociaż przyznać mu pośmiertnie jakiś medal? Bo kto wie, czy gdyby nie on, nie bylibyśmy dzisiaj w sytuacji podobnej do Ukrainy .

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama