• Idziemy

Wykładnia wiary?

Co robić, kiedy polityka, a raczej partyjne politykierstwo wchodzi z butami na kościelny grunt? Przykładem tego jest ostatnie wystąpienie przewodniczącego PO Donalda Tuska na zjeździe członków i sympatyków tej partii 3 lipca br. w Radomiu

 

Nie mam ochoty zajmować się polityką partyjną. Partie na to zwyczajnie nie zasługują. To jeden z trzech powodów, dla których od kilku lat nie pojawiam się w programach komentujących aktualne wojenki między PO i PiS. Wielokrotnie musiałem to ostatnio wyjaśniać ludziom, którzy podczas urlopu pytali mnie o powód rezygnacji z pojawiania się zarówno w TVP, jak i w TVN. Za te sympatyczne rozmowy z Widzami i Czytelnikami serdecznie im dziękuję!

Co jednak robić, kiedy to polityka, a raczej partyjne politykierstwo wchodzi z butami na kościelny grunt? Przykładem tego jest ostatnie wystąpienie przewodniczącego PO Donalda Tuska na zjeździe członków i sympatyków tej partii 3 lipca br. w Radomiu. Pół biedy, kiedy kandydat na premiera, a może nawet prezydenta RP niewybrednie atakuje niesprzyjającego mu arcybiskupa z Krakowa czy szefa katolickiej rozgłośni z Torunia. Do tego typu jego harców mogliśmy już przywyknąć. Ale tym razem szef PO wystąpił w roli Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, który jako jedyny nieomylnie definiuje prawdy chrześcijańskiej wiary i moralności.

Jakąż to nową normę religijną dla chrześcijan zdefiniował Tusk? Ano tę: „Wierzysz w Boga? Nie głosujesz na PiS. To proste jak drut” . Ostatnie zdanie nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Zebrani w radomskiej hali zareagowali na to orzeczenie dogmatyczne iście parareligijnym uniesieniem. Dziwaczne słowa Tuska próbował pokrętnie tłumaczyć Paweł Poncyljusz, twierdząc, że żadna partia nie może zawłaszczać katolickiego elektoratu. Bo też żadna partia poza PO, jak dotąd, nie próbowała tak wyraźnie zobowiązać chrześcijan w Polsce do głosowania właśnie na nią, a nie na jej konkurencję. I co najważniejsze, nawet same władze kościelne nigdy nie posunęły się do bezpośrednich wskazań, na kogo głosować trzeba, a na kogo nie wolno. Kościelne wskazania dotyczyły raczej poglądów i praktycznych rozwiązań, których zgodnie z wiarą i chrześcijańskim sumieniem nie powinniśmy popierać. Donald Tusk mógłby już zmienić swoich doradców w sprawach kościelnych, bo ci, których ma, podpowiadają mu głupio.

Błogosławiony Prymas Tysiąclecia odpowiedział słynnym „non possumus” władzom komunistycznym, które chciały „tylko” przywłaszczyć sobie prawo decydowania o obsadzie stanowisk kościelnych. Przypłacił to trzyletnim uwięzieniem. A co dopiero by powiedział, gdy jakaś władza (opozycja też ma udział w sprawowaniu władzy) zaczyna ogłaszać nowe przykazania kościelne oraz formułować własne „prawdy wiary” jako obowiązujące Polaków? Brakuje nam dzisiaj takiego prymasa! Nie chodzi o walkę z taką czy inną partią, tylko o jasne określenie granic tego, co cesarskie, a co boskie.

Niejako pobocznym tematem, ale prawie zawsze pojawiającym się przy okazji mówienia o Kościele, jest sprawa pedofilii. Tak było i tym razem. Trudno nie podzielać zatroskania Donalda Tuska o bezpieczeństwo dzieci i młodzieży. Można się także zgodzić z niską oceną dotychczasowej działalności Państwowej Komisji ds. Pedofilii. Ale czy powrót do tego, co już było i jest, czyli do pozostawienia tych spraw wyłącznie w gestii prokuratury, poprawi sytuację najsłabszych? Warto przy tej okazji przypomnieć, że już 10 września 2008 r. Donald Tusk, wówczas premier, zapowiedział wprowadzenie „chemicznej kastracji pedofilów”. Co z tego zrealizował? I czy tym razem znowu skończy się na gadaniu? Im więcej czasu upływa, tym bardziej widać, jak ten bardzo ważny problem bywa instrumentalizowany w państwie (i w Kościele). Ot, polityka.

Dlatego abstrahując od partyjnej młócki, zajmijmy się tym, co jest tematem aktualnego numeru „Idziemy”. Chodzi o strój, który wyraża szacunek dla siebie samego, dla Boga i dla drugiego człowieka. Do wrażliwości na tę sprawę trzeba ludzi wychowywać słowem i przykładem. Tak się składa, że od trzydziestu lat odprawiam Msze święte w tym samym kościele, o tej samej godzinie. Nikt ze stałych bywalców nie przychodzi na nie w stroju „plażowym”. Po każdej liturgii dziękuję z uśmiechem „wszystkim chłopcom powyżej trzynastego roku życia za to, że w Najświętszej Ofierze uczestniczyli ubrani w długie spodenki i w koszulki z rękawkami”. Ale jako ksiądz muszę również wymagać od siebie. Argument, że pod strojem liturgicznym mam sutannę i długie spodnie, działa bardziej niż gadanie, że w Rzymie jest cieplej niż u nas, a w kusych strojach do kościołów nie wpuszczają. Nasz strój podczas Eucharystii nie jest pewnie wykładnią naszej wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, ale wiele o tej wierze mówi.

 

Idziemy 27/2022

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama