Blisko trzydziestomilionowy naród - naród kurdyjski - nie ma państwa
Wojna w Iraku jest dzisiaj na ustach całego świata. Nie ma chyba człowieka, który nie wiedziałby, kim jest Saddam Husajn i jego zbrodniczy reżim. Niejako w cieniu osoby irackiego tyrana pozostaje problem Kurdystanu. A jest to zagadnienie integralnie związane z całym Bliskim Wschodem. Jak to możliwe, by we współczesnym świecie istniał 27-milionowy naród, posługujący się odrębnym językiem i mający własną wielowiekową kulturę, a nie posiadający własnego państwa?
Kurdowie od wielu lat walczą o prawo do samostanowienia. Jednakże specyfika problemu kurdyjskiego polega na tym, że w przypadku Kurdystanu sama separacja nie wystarczy. Musi jeszcze dojść do zjednoczenia i to wbrew interesom co najmniej trzech arabskich państw. Najpierw więc powinna odbyć się separacja irańskiego Kurdystanu od Iranu, irackiego od Iraku oraz tureckiego od Turcji. Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Jeśli nawet udałoby się tego dokonać, pozostaje problem unifikacji państwa składającego się z kilku — od prawie 100 lat — odrębnych członów.
Przez stulecia Kurdystan znajdował się pod panowaniem Turków i stanowił przedmiot odwiecznej rywalizacji turecko-perskiej. Problem kurdyjski nabrał znaczenia po I wojnie światowej. W 1920 roku Liga Narodów zagwarantowała w traktacie z Sčvres utworzenie państwa kurdyjskiego, ale już trzy lata później kolejny traktat usankcjonował podział Kurdystanu między Turcję, Iran i obecny Irak. Wtedy Kurdowie zostali zdradzeni po raz pierwszy. Od tej pory nieprzerwanie walczą o swoją niepodległość. Największe rebelie i powstania kurdyjskie były związane z przełomowymi dla tej części świata wydarzeniami: rewolucją w Iranie, wojną iracko-irańską oraz operacją Pustynna Burza.
Władze krajów zamieszkiwanych przez kurdyjską mniejszość same dzielą Kurdów i ci niejednokrotnie walczą przeciw sobie. Iran wspiera Kurdów irackich, zwalczając własnych, Irak popiera irańskich, niszcząc jednocześnie swoich itd.
W latach 70-tych polityka Bagdadu zaczęła oscylować w stronę Moskwy. Reakcją Ameryki i jej sojusznika szacha Iranu Rezy Pahlaviego było wsparcie kurdyjskich Peszmerges („wojowników śmierci”) w Iraku. Nie przeszkadzało to irańskiemu szachowi brutalnie pacyfikować własnej kurdyjskiej mniejszości. Kiedy Bagdad odwrócił się od opcji proradzieckiej, Peszmerges przestali być komukolwiek potrzebni. Wojska irackie krwawo stłumiły kurdyjski zryw, czemu z obojętnością przyglądała się Ameryka. W ciągu dwóch tygodni do Iranu uciekło 150 tysięcy uchodźców z Kurdystanu. Wkrótce sytuacja na Bliskim Wschodzie odwróciła się. Wybuch rewolucji irańskiej oznaczał przejęcie władzy w Teheranie przez fundamentalistów muzułmańskich Ajatollaha Chomeiniego. Teraz Ameryka wspierała Kurdów irańskich.
W 1980 roku wybuchła 8-letnia wojna pomiędzy odwiecznymi antagonistami: Irakiem i Iranem. Skorzystali na niej kurdyjscy powstańcy, opanowując większość Kurdystanu irackiego. W 1983 roku iracki przywódca Saddam Husajn zapoczątkował kampanię Anfal („łupy wojenne”): zrównano z ziemią 4 tysiące kurdyjskich wiosek, przesiedlono 800 tysięcy Kurdów, a 100 tysięcy poniosło śmierć. W 1988 roku Irakijczycy przeprowadzili atak chemiczny na kurdyjskie miasteczko Halabdża. W jego wyniku śmierć poniosło 5 tysięcy cywilów — głównie kobiet i dzieci. Wydarzenie to zbulwersowało międzynarodową opinię publiczną, jednak Stany Zjednoczone pozostały bierne — wszak Bagdad walczył wtedy z irańskimi fundamentalistami.
W 1990 roku wojska irackiego dyktatora dokonały agresji na sąsiedni Kuwejt. Tego było dla Amerykanów za wiele. Rok później wojska koalicji antyirackiej zwyciężyły armię Husajna, a do sukcesu walnie przyczyniło się kurdyjskie powstanie, które związało część sił irackich. Jednak Stany uległy namowom sojuszniczej Turcji i wstrzymały ofensywę. Doszło do zawieszenia broni i w ten sposób upadający reżim Husajna utrzymał się do dziś. Saddam przetrwał, gdyż gospodarcze interesy USA w tym regionie świata wymagały geopolitycznej stabilizacji, a Turcja obawiała się powstania niezależnego kurdyjskiego państwa. Kurdowie znów zostali sami — ich opór krwawo stłumiły wojska Husajna. Dwa miliony Kurdów uciekło z Iraku. Brutalność i skala pacyfikacji były tak wielkie, że USA, Wielka Brytania i Francja podjęły w końcu militarną interwencję, powstrzymując rozszalałego tyrana i umożliwiając uchodźcom powrót. ONZ zagwarantowała Kurdom międzynarodową ochronę i zakazała Irakowi lotów nad terenem irackiego Kurdystanu.
Od 1992 roku funkcjonuje w północnym Iraku autonomiczny de facto Kurdystan, z własnym parlamentem, rządem, kilkudziesięciotysięczną armią i uchwaloną niedawno konstytucją. To paradoksalne, ale głównym źródłem gospodarki irackiego Kurdystanu są sankcje nałożone przez ONZ na Irak po wojnie z 1991 roku. Program „ropa za żywność” przyznaje Kurdom 13 proc. irackiej wymiany handlowej. Oprócz tego Kurdowie korzystają z międzynarodowej pomocy humanitarnej i osiągają krociowe zyski z przemytu.
Niestety, w 1994 roku odezwały się zadawnione podziały wśród Kurdów i wybuchła wojna domowa między dwiema głównymi partiami: Kurdyjską Partią Demokratyczną i Patriotyczną Unią Kurdystanu. W konflikt włączyła się armia iracka, która w 1996 roku wkroczyła do Kurdystanu, co zaowocowało interwencją amerykańską.
Iracki Kurdystan podzielony między zwaśnione stronnictwa powoli odzyskuje równowagę. Główni antagoniści chyba zrozumieli, że podziały przyczyniają się jedynie do wzmacniania państw ościennych. W pozostałej części państwa irackiego prowadzona jest bezwzględna polityka arabizacji. Kto się nie chce podporządkować, ten traci przydziały żywności, pracę, a nierzadko czeka go wysiedlenie. Kurdowie nie mają prawa do nauczania w swoim języku, nie posiadają reprezentacji choćby we władzach lokalnych. „Korekta narodowości” — jak szumnie nazywa to Irak — jest więc w rzeczywistości nieprzerwanym pasmem czystek etnicznych, masakr i masowych deportacji niepokornych Kurdów. Niewiele lepsza sytuacja panuje w Iranie i Syrii.
Wydawałoby się, że Turcja, będąca od dawna członkiem NATO i aspirująca do roli cywilizowanego państwa, powinna traktować mniejszość kurdyjską w sposób humanitarny. Nic bardziej mylnego! W bezwzględny sposób tłumione są niepodległościowe ruchy kurdyjskie. Tocząca się od kilkunastu lat wojna domowa między turecką armią a partyzantką Partii Pracujących Kurdystanu pochłonęła już około 20 tys. ludzi. Ankara przyznaje, że wojna z kurdyjską partyzantką kosztuje ją rocznie 7 mld dolarów.
Kurdyjskie rozruchy i nacisk opinii międzynarodowej doprowadziły w końcu do uznania przez tureckie władze odrębności narodowej Kurdów i przyznania im prawa do używania własnego języka. W 1999 roku turecki sąd wydał wyrok śmierci na przywódcę PPK Abdullaha Ocalana, któremu zarzucono zdradę państwa i działalność separatystyczną. Kary nie wykonano, bo Ocalan zgodził się za cenę życia wstrzymać akcje zbrojne PPK przeciw Turcji
|
Jaki los czeka kurdyjską diasporę po prawdopodobnym obaleniu reżimu Husajna? Zależy on od uwarunkowań międzynarodowych, jakie wytworzą się po wojnie i od samych Kurdów: czy będą potrafili przezwyciężyć rodowe waśnie oraz pragnienie niepodległości za wszelką cenę.
Kurdyjscy przywódcy zdają się to doskonale rozumieć. Nie chcą stracić z trudem wywalczonej autonomii, która choć nie ma żadnego międzynarodowego statusu i nie widnieje na mapach, w rzeczywistości funkcjonuje jako odrębne państwo. Stąd w obawie przed reakcją sąsiadów nie mówią głośno o niepodległości. Dla ościennych państw mogłoby to oznaczać problemy z własnymi Kurdami.
Sytuacja w regionie zmienia się z godziny na godzinę. Kilka dni temu oddziały armii tureckiej wkroczyły do północnego Iraku pod pretekstem misji humanitarnej, by zapobiec przekraczaniu granicy przez uchodźców. Organizacje zajmujące się prawami człowieka ostrzegają, że turecka armia może dopuścić się masowych aresztowań Kurdów, pacyfikacji wiosek, tortur i zabójstw politycznych, podobnie jak czyniła z mniejszością kurdyjską we własnym kraju. Nie jest żadną tajemnicą, że Turcja chce zapobiec przekształceniu się kurdyjskiej autonomii w niepodległość; chce również zająć obszary wokół roponośnego Kirkuku. Pojawiły się również informacje o nieoficjalnych rozmowach między Ankarą i Teheranem na temat rozbioru irackiego Kurdystanu. Kurdowie oczywiście na to nie przystaną — zapowiadają zbrojny opór, zaś ci z PKK już ogłosili wznowienie wojny z Turcją, zawieszonej po uwięzieniu Ocalana.
Amerykanie wyrazili oburzenie z powodu wkroczenia wojsk tureckich — nie chcą nowej wojny na terenie Iraku; podobnie jak tureckiej kontroli nad Kirkukiem, oznaczającej de facto dominację Ankary w tej części świata.
Kurdowie iraccy nienawidzą Saddama, ale nie chcą uczestniczyć w wojnie przeciwko Irakowi. Boją się odwetu Bagdadu, boją się Ankary. Jednakże koniec irackiego tyrana jest marzeniem wszystkich Kurdów.
Najbardziej prawdopodobny scenariusz po zakończeniu wojny z Saddamem zakłada stworzenie w Iraku państwa w nowej formule: federacji irackich szyitów i sunnitów oraz Kurdów, którzy zachowaliby autonomię. Byłoby to najlepszym rozwiązaniem dla tego umęczonego regionu. Pozostaje mieć nadzieję, że będą tego chcieli wszyscy zainteresowani: Kurdowie, Irakijczycy, Amerykanie i Turcy.
opr. mg/mg