Moje marzenia o marzeniach polityków

Felieton nie do końca polityczny

Marzę o tym, by każdy polityk marzył
o największej władzy we wszechświecie,
czyli o władzy mądrego kierowania samym sobą.

Niedawno otrzymałam zaskakujące pytanie od jednego z działaczy politycznych:  O czym może marzyć polityk? Nigdy dotąd nie zastanawiałam się nad tym, o czym mogą marzyć inni ludzie. Wiem, że każdy człowiek ma inną niż ja historię życia, odmienne wychowanie, kieruje się nieco innymi wartościami i zasadami moralnymi, nieco inaczej — a czasem zupełnie inaczej — przeżywa więzi z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. W konsekwencji również marzenia ludzi, których spotykamy, bywają nieco — a czasem zupełnie — różne od naszych marzeń, ideałów i aspiracji. Z tego powodu nie wiem, o czym marzą poszczególni politycy. Nie czuję się też kimś upoważnionym do dyktowania im, o czym powinni marzyć. Mogę natomiast podzielić się moją refleksją na temat moich marzeń o marzeniach polityków. Niedawno skończyłam osiemnaście lat i w tym roku po raz pierwszy uczestniczyłam w wyborach do parlamentu. Właśnie dlatego moje marzenia na temat marzeń polityków nie są wytworem mej fantazji, lecz wynikają z mojej refleksji nas zadaniami i obowiązkami, jakie biorą na siebie politycy.

Najpierw marzę o tym, by politycy marzyli o dorastaniu do świętości. Sądzę, że takie właśnie marzenia mieli ci politycy, którzy stali się ojcami — założycielami Unii Europejskiej. W historii Europy było sporo szlachetnych królów i polityków sprawujących najwyższe urzędy w państwie. Marzy mi się to, by współcześni politycy szczerze i stanowczo pragnęli do nich dołączyć i by już nigdy nie zasiadali w parlamencie ludzie skazani prawomocnym wyrokiem sądowym. Tacy ludzie bowiem angażują się w politykę nie po to, by budować dobro wspólne, lecz po to, by zagwarantować sobie bezkarność w łamaniu prawa.

Marzy mi się też to, by politycy marzyli o osiągnięciu osobistego szczęścia. Człowiek szczęśliwy jest bowiem odporny na pokusę nadużywania władzy, a także na pokusę korupcji, gdyż wie, że to, kim się staje i w jaki sposób postępuje, jest nieskończenie ważniejsze od tego, co posiada. Człowiek szczęśliwy jest świadomy swej godności dziecka Bożego i dlatego szanuje nieodwołalną godność innych ludzi. Taki polityk nigdy nie postawi się w miejsce Boga i nie będzie przypisywał sobie władzy decydowania o tym, kto z ludzi ma prawo do życia, a kogo można legalnie zabić.

Marzy mi się również to, by politycy marzyli o trwałym małżeństwie i o szczęśliwej rodzinie. Marzy mi się to, by politycy — kobiety i mężczyźni — marzyli o tym, by być wyjątkowo wiernymi i odpowiedzialnymi małżonkami oraz rodzicami. Nie może przecież mądrze kierować krajem czy lokalną społecznością ktoś, kto łamie własną przysięgę małżeńską czy kto nie potrafi troszczyć się o los tych, których przysięgał kochać najbardziej i na zawsze.

Marzy mi się to, by politycy marzyli o współpracy wyłącznie z takimi politykami, którzy są szlachetni i uczciwi. Marzą mi się politycy, którzy mają odwagę demaskować tych ludzi z własnego środowiska — także z własnej partii politycznej! — którzy okazują się nieuczciwi i skorumpowani. Marzą mi się politycy, którzy mają odwagę przeciwstawiać się politycznej „poprawności”, czyli zbiorowi ideologicznych absurdów, które sprawiają, że coraz więcej ludzi — zwłaszcza młodych — żyje w świecie politycznej fikcji zamiast uczyć się mądrego radzenia sobie z rzeczywistością. Marzą mi się politycy, którzy są realistami, czyli wiedzą, że szlachetne marzenia są początkiem tworzenia szlachetnej rzeczywistości. Pytanie o marzenia, które postawił mi jeden z polityków, jest początkiem nadziei, że spełnią się moje marzenia na temat marzeń ludzi zaangażowanych w troskę o dobro wspólne.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama