O lewicy w cieniu prawicy [N]

Czy względny sukces Grzegorza Napieralskiego w wyborach prezydenckich oznacza odrodzenie się lewicy?

Wiesława Lewandowska: — Do 20 czerwca wydawało się, że mamy stabilny, dwupartyjny system polityczny, który tworzą dwa centroprawicowe stronnictwa o wspólnych korzeniach, różniące się bardziej wzajemną nieufnością niż programami. A tu niespodziewanie — nie przewidywały tego wcześniejsze sondaże — wyborcy wskrzeszają partię lewicową, obdarzając jej kandydata na prezydenta prawie 14-procentowym poparciem!

Dr Wojciech Żukowski: — Moim zdaniem, dość powszechnie powtarzana opinia o odrodzeniu się polskiej lewicy jest przesadzona, a nawet do pewnego stopnia nieprawdziwa.

— Dlaczego?

— Wynik wyborów nie jest aż tak wielką niespodzianką, jak to okrzyknęły media. Wszak do drugiej tury weszli Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński: przedstawiciele dwóch największych polskich partii, wywodzących się z tradycji solidarnościowej. Także wynik kandydata lewicy Grzegorza Napieralskiego nie odbiega od rezultatów uzyskiwanych ostatnio — samodzielnie czy w różnych koalicjach — przez SLD. Niewiele zmienia także klęska lidera PSL Waldemara Pawlaka. Kandydaci ludowców już tradycyjnie mają kłopoty ze zmobilizowaniem swego politycznego zaplecza w czasie wyborów prezydenckich. No ale dla nich znacznie ważniejsze są te parlamentarne i te samorządowe wybory.

— Bagatelizuje Pan wynik wyborczy lidera SLD?

— Wygrana Grzegorza Napieralskiego jest rzeczywiście interesującym zjawiskiem, które w długiej perspektywie może — choć nie musi — okazać się ważne. Natomiast „na dziś” jest to tylko potwierdzenie pozycji, którą SLD zachował po wielkiej klęsce z roku 2005. A więc roli „tego trzeciego” z kilkunastoprocentowym wsparciem. Takie były notowania Sojuszu w roku 2005, podobne Lewicy i Demokratów w 2007 r. Patrząc z tej perspektywy, jest status quo.

— Ale chyba tylko w tym sensie, że Napieralski nie wszedł do drugiej tury wyborów, bo czy to niespodziewanie duże poparcie dla tej „trzeciej siły” nie jest jednak nowością i o czymś nowym w polityce nie świadczy?

— Jeśli już koniecznie musimy mówić o „nowości”, to polega ona na tym, że Napieralski uratował swą partię przed oczekiwaną przez wielu obserwatorów marginalizacją, wynikającą z pozyskania elektoratu lewicy przez kandydata Platformy już w pierwszej turze głosowania. Tak się rzeczywiście, mimo wielu starań dotychczasowych, „historycznych” liderów Sojuszu (zwłaszcza Kalisza, Olejniczaka i Cimoszewicza), nie stało. 20 czerwca Komorowskiego poparła większość „eseldowskich” baronów (za wyjątkiem Millera i częściowo Kwaśniewskiego), ale tylko część „twardego” elektoratu tej partii. Pozostała część wybrała Napieralskiego, który pozyskał dodatkowo sporo nowych, socjalnie nastawionych, młodych zwolenników spoza tradycyjnego, postkomunistycznego matecznika. Bilans tej rozgrywki to kilkunastoprocentowe poparcie obecnego szefa SLD. Z perspektywy dzisiejszego układu sił w Sejmie to żadna zmiana.

— No to chyba nie słucha Pan mediów i polityków, którzy wieszczą „narodziny cywilizowanej, europejskiej lewicy” w Polsce i nadejście „euronormalności”!

— Słucham, ale pozwalam sobie zachować odrębne zdanie. I naprawdę uważam, że to przesada. Bardzo głośne diagnozy sporej części mediów, zwłaszcza komercyjnych telewizji (no i publicznej „Dwójki”), że oto wydarzyło się coś wielkiego, wiążą się nie tyle ze skalą zjawiska, ile z ogromną tęsknotą wielu środowisk (nie tylko tu, w Warszawie, ale i w wielu innych stolicach Europy), aby w polskiej polityce wreszcie pojawiła się silna lewica — czyli formacja antykościelna i odrzucająca (a przynajmniej krytykująca) inne polskie zbiorowe tożsamości. Umacniająca — w razie wyborczych sukcesów tu, w kraju, wpływy lewicy w skali całej Unii Europejskiej. Musimy bowiem wiedzieć, że dominacja PO i PiS na polskiej scenie partyjnej przesuwa na prawo środek ciężkości w całym europejskim systemie partyjnym. Jesteśmy sporym państwem i zepchnięcie lewicy do roli „średniaka” w cieniu „dużych” zmienia układ sił w całym Parlamencie Europejskim. Jedne frakcje tracą (lewica, liberałowie), inne — zyskują (zwłaszcza — dzięki silnej pozycji PiS — konserwatyści).

— Zagraniczni i rodzimi komentatorzy uznają dominację centroprawicowych PO oraz PiS za patologię polskiego systemu politycznego.

— W takim razie należałoby powiedzieć (ciekawe, czy znajdą się odważni), że z taką patologią mamy do czynienia (i to już od wielu lat) w USA oraz w Irlandii... Bzdura! Polski system partyjny ukształtowała tak nasza trudna historia, w tym także społeczne i gospodarcze wybory z ostatnich dwóch dekad. Trudno, żebyśmy dostosowywali naszą demokrację do doświadczeń z innej części Europy. To fakt, że na unijnej scenie mamy dziś dwa główne polityczne obozy— socjaldemokratów i chrześcijańskich demokratów, czyli chadeków, z których część jest tak bardzo „umiarkowana”, że chętnie by usunęła przymiotnik „chrześcijański” z nazwy swej partii... (Na forum europejskim polska PO tworzy koalicję właśnie z chadekami). To, co naturalne we Francji czy w Niemczech, nie musi być jednak naturalne w Polsce. Powiem więcej: bieg wydarzeń w Wielkiej Brytanii (słabnięcie lewicy na rzecz liberałów) mógłby świadczyć o tym, że nasze podziały mogą odpowiadać nowym, cywilizacyjnym wyzwaniom bardziej od zachodnioeuropejskich, uformowanych przecież przed wieloma dekadami, a więc — w innej epoce. Dodam, że w Parlamencie Europejskim jest jeszcze drugi podział, niejako alternatywny: na zwolenników silniejszej i słabszej integracji europejskiej. Grupę zwolenników słabszej integracji tworzą m.in. brytyjscy konserwatyści i polski PiS. Powtórzę, bo to naprawdę bardzo ważne. Patrząc z europejskiej perspektywy, taka a nie inna sytuacja polityczna w Polsce (a zwłaszcza istnienie silnego PiS) oznacza strukturalne osłabienie lewicy w skali całej Europy i wzmocnienie jednej ze stron sporu o stopień integracji UE. Stąd — w tak wielu miejscach — ogromny popyt na polską lewicę. Lewicę taką, która zmieściłaby się w głównym nurcie dzisiejszego, europejskiego (może lepiej powiedzieć „brukselskiego”) definiowania tego obozu.

— Jaka jest ta dzisiejsza polska kilkunastoprocentowa lewica — już niepostkomunistyczna?

— To, jaka jest i jaka ma być, od dłuższego czasu jest przedmiotem wewnętrznych sporów — ciągle nierozstrzygniętych — w polskich środowiskach lewicowych. Mamy dziś w Polsce zasadniczo dwa główne nurty lewicy. Pierwszy z nich silnie eksponuje swą tożsamość ideową, nawiązuje do nowej poprawności politycznej, podkreślającej znaczenie mniejszości obyczajowych, niechęć do Kościoła. Imituje (czy, jak kto woli, naśladuje) wzory lewicowego myślenia popularne w bogatych krajach Europy Zachodniej. Ten rodzaj lewicowości występuje w Polsce najintensywniej w warszawskich, intelektualnych salonach. Znacznie trudniej spotkać go wśród zwykłych ludzi. Drugi nurt nawiązuje do tradycji konfliktów klasowych z XX wieku. Eksponuje problematykę nierówności społecznych, kwestie socjalne. Znacznie mniejszą wagę przywiązuje do odmienności obyczajowych. W relacjach z Kościołem jest antyklerykalny, ale — w przeciwieństwie do „lewicy salonowej” — w Boga raczej wierzy. Lewica postkomunistyczna z lat dziewięćdziesiątych starała się być w obu tych niszach. Jej matecznikiem było jednak coś innego: popeerelowski sentyment sporej części społeczeństwa oraz zasoby dawnej, komunistycznej nomenklatury, zamieniającej się w kapitalistyczną klasę średnią.

— Bo to te popeerelowskie sentymenty trzymały ją przy życiu.

— Tak było. Z biegiem lat rezerwy polskiego postkomunizmu zaczęły się jednak wyczerpywać. Dla kolejnych pokoleń wkraczających w dorosłość w czasach III Rzeczypospolitej PRL stawała się mało atrakcyjną częścią przeszłości, znaną głównie z telewizyjnych komedii: „Misia” czy „Zmienników”. Także postkomunistyczne elity biznesowe przegrały starcie z potężnymi grupami kapitałowymi z zagranicy wkraczającymi dynamicznie do Polski.

— Po pierwszej turze wyborów musiało dojść do przeciągania lewicowej liny: który z dwu kandydatów na prezydenta przyciągnie na trwałe lewicowych wyborców?

— Z badań wiadomo, że elektorat Grzegorza Napieralskiego większą sympatią darzy Bronisława Komorowskiego, choćby na zasadzie „anty-PiS-owskiej wspólnoty”...

— Ponadto Bronisław Komorowski niemal od ręki obiecał lewicowemu elektoratowi, że będzie popierał nawet refundację zabiegów zapłodnienia in vitro! Czy to nie dość, aby skutecznie przyciągnąć „nową” lewicę?

— Dowiemy się tego niebawem. Jak wiemy, Grzegorz Napieralski oficjalnie nie poparł ani Marszałka, ani Jarosława Kaczyńskiego. Można natomiast przypuszczać, że głosy jego zwolenników podzielą się. Większość „lewicy obyczajowej” oraz osoby najsilniej związane z postkomunistycznymi elitami przyłączą się zapewne do Komorowskiego, lewica socjalna i lewicowi „państwowcy” mogą spojrzeć życzliwiej na Kaczyńskiego. Warto tu dodać, że obaj główni kandydaci, zabiegając o elektorat lewicy, płacą też koszta tej — ze względu na logikę drugiej tury wyborów — niezbędnej operacji. Kaczyński — pomrukami niezadowolenia na swoim najbardziej antykomunistycznym skrzydle, Komorowski (zaangażowany w „wabienie” lewicy znacznie bardziej od swego konkurenta) — możliwym przepływem elektoratu z lewego skrzydła PO do Sojuszu Lewicy. To będzie mogło drogo kosztować Platformę przy następnych, zbliżających się wyborach samorządowych.

— Zarysowało się więc ważne pytanie: jaka jest i jaka będzie ta obecna polska lewica pod wodzą Grzegorza Napieralskiego?

— Dziś można powiedzieć, że jest dość dynamiczna. Rzucony „na pożarcie” Grzegorz Napieralski, przy poparciu lokalnego aparatu SLD i tej frakcji, którą kojarzyło się niegdyś z Leszkiem Millerem, zaangażował się bardzo intensywnie w kampanię i przyciągnął do siebie sporo lewicowców zbyt młodych, by mogli być postkomunistami...

— To dlatego Jarosław Kaczyński, starając się przekonać ich choć trochę do siebie, zadeklarował, że nie ma już postkomunistów, a jest lewica?

— Można by tu dodać, że spora część postkomunistów przeszła do obozu Bronisława Komorowskiego już w pierwszej turze wyborów... Można też powiedzieć, że tworzy się w ten sposób ciekawe środowisko postkomunistycznej frakcji w polskiej, liberalnej centroprawicy! Wracając do elektoratu Napieralskiego: on jest mieszaniną tego, co postkomunistyczne, i tego, co lewicowe. Tego drugiego żywiołu jest przy tym proporcjonalnie więcej niż we wszystkich wcześniejszych wcieleniach Sojuszu Lewicy.

— A zatem — może jednak można mówić o całkiem nowej lewicy?

— Można mówić o nowej tendencji, która może oznaczać ukształtowanie się w Polsce formacji, która będzie miała tożsamość bardziej lewicową niż postkomunistyczną (choć zachowa bardzo wpływowe skrzydło zakorzenione w PRL). W każdym razie jej lider jest kojarzony bardziej z lewicą niż z postkomuną.

— Jaka więc będzie ta nowa lewica? Czy gdy kiedyś być może urośnie w siłę, to możemy oczekiwać ekspansji laickich wartości, walki z religią, Kościołem?

— To się właśnie rozstrzyga. Są takie kraje Europy, gdzie lewica nie wadzi się specjalnie z Panem Bogiem, i takie — liczniejsze — gdzie próbuje go zwalczać. Wystarczy poczytać komentarze publicystów najbardziej wpływowych polskich gazet nt. przyszłości SLD, by zobaczyć starcie zwolenników obu opcji. Jedni namawiają Napieralskiego do budowania formacji prosocjalnej, raczej antyklerykalnej (socjalnie nastawionym katolikom bliżej do PiS czy — na wsi — do PSL), ale uznającej rolę religii w tożsamości Polaków. Drudzy — nawołują do podniesienia sztandaru „nowej lewicy”, a więc do walki o parytety, refundację in vitro, usunięcie krzyży z przestrzeni publicznej...

— Młody lider „nowej lewicy” otwiera się chyba bardziej na tych drugich...

— ...co nie musi jeszcze oznaczać trwałego wyboru. Może po prostu chce w ten sposób pozyskać liberalno-centrolewicowy elektorat związany dziś z Platformą? Zobaczymy, co dalej. Wiele będzie zależeć od wyniku wyborów prezydenckich. Jeszcze więcej — od długofalowej strategii Platformy. Gdy formacja Tuska walczy o rząd dusz na prawicy z Prawem i Sprawiedliwością — szanse Sojuszu rosną. Zyskuje on sporo miejsca na ekspansję. Gdy Platforma Obywatelska przesunie się bardziej ku centrum i centrolewicy — miejsca na silny Sojusz Lewicy będzie mniej. Można wówczas liczyć na trwalsze zabudowanie sceny politycznej przez dwie formacje posolidarnościowe.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama