Żyjemy w czasach, w których świat oszalał - dokonuje niejako gwałtu na wszystkim, co naturalne. Tylko Bóg może odmienić ten pęd ku nieuchronnemu upadkowi
LIDIA DUDKIEWICZ: — Żyjemy w czasach wielkiego duchowego zagrożenia, które niektórzy nazywają apokalipsą. Wydaje się, że szatan chce zawładnąć światem i wyjątkowo kusi ludzi. Odnosimy wrażenie, jakby człowiek oszalał. Przestaje się liczyć nie tylko prawo Boże z całym aktem stwórczym, ale nawet dokonywany jest gwałt na naturze. Ludzkie życie niewiele znaczy. Horror ludzkości nie skończył się w Auschwitz. Masowo morduje się bowiem nienarodzonych — codziennie 130 tys. dzieci ginie w wyniku aborcji, rocznie na całym świecie zabija się 50 mln nienarodzonych. Co 40 sekund jedna osoba popełnia samobójstwo. Takie liczby podaje Pan w swoich publikacjach. Zatem dla ludzkości bije ostrzegawczy dzwon. Czy to nie najwyższy czas, aby podjąć walkę o duszę świata?
GRZEGORZ GÓRNY: — To są dane, które pochodzą z konferencji wygłoszonej na Jasnej Górze podczas Wielkiej Pokuty przez jednego z kapłanów. Chciał on przez to ukazać powagę sytuacji, w której znajduje się współczesna cywilizacja. Bój o duszę świata toczy się od jego stworzenia, ale dziś przybiera szczególnie zaciekłą formę. Globalizacja sprawiła, że jest to bój, którego areną stała się nasza „globalna wioska”, jak mówił McLuhan. Kiedyś, gdy różne kontynenty i cywilizacje rozwijały się osobno i nie było między nimi tak ścisłej komunikacji i tak dynamicznego wzajemnego oddziaływania, można powiedzieć, że ta walka toczona była na rozmaitych lokalnych frontach. Dziś natomiast, gdy na całym świecie zaczyna panować jedna kultura masowa, gdy cały glob tego samego dnia ogarniają te same mody, gdy w ciągu jednej sekundy te same wiadomości docierają do wszystkich zakątków kuli ziemskiej, walka duchowa przenosi się na inny poziom, rozlewa się na bardziej rozległą przestrzeń, wręcz planetarną. I to jest nowa jakość, którą dziś obserwujemy.
— „Dziś trzeba nam szczególnie gorąco błagać o Boże Miłosierdzie, które jest w stanie odmienić bieg dziejów. A warunkiem miłosierdzia jest pokuta”. Te słowa przeczytałam na plakacie, który zapraszał na Wielką Pokutę na Jasną Górę w dniu 15 października 2016 r. Było to największe w czasach współczesnych nabożeństwo ekspiacyjne na świecie, w dodatku zorganizowane przez osoby świeckie. Czyżby Polacy dopiero teraz usłyszeli głos anioła z Fatimy: „Pokuty! Pokuty! Pokuty!”, że tak masowo odpowiedzieli na zaproszenie organizatorów Wielkiej Pokuty?
— Organizatorzy Wielkiej Pokuty wspominają, że kiedy wielu ludziom po raz pierwszy opowiadali o swoim pomyśle, to najczęściej spotykali się z natychmiastowym zrozumieniem. Mieli wrażenie, jakby wyszli naprzeciw oczekiwaniom i pragnieniom licznych osób. To pokazuje, że w Polakach żywe są poczucie grzeszności, świadomość pokuty i potrzeba nawrócenia. Dziś wiele recept na zbawienie świata polega na burzeniu starych struktur społecznych i budowaniu nowych. Uprawia się pedagogikę społeczną, głosząc potrzebę naprawiania innych. A chrześcijaństwo mówi, żeby naprawę świata rozpocząć od siebie. To jest zresztą zbieżne z przesłaniem z Fatimy, będącym jednym wielkim wezwaniem do pokuty, modlitwy i nawrócenia. Polska była po Portugalii pierwszym krajem na świecie, który odpowiedział pozytywnie na orędzie fatimskie — stało się to w 1946 r., gdy nasz Episkopat, w obecności miliona pielgrzymów, dokonał na Jasnej Górze poświęcenia narodu Niepokalanemu Sercu Maryi. Wielka Pokuta była kolejną odpowiedzią na objawienia fatimskie, tym razem zainicjowaną przez świeckich. To także nowa jakość, a zarazem wielka wartość w życiu polskiego Kościoła.
— W dniu Wielkiej Pokuty na Jasnej Górze po raz pierwszy został wygłoszony przez abp. Stanisława Gądeckiego Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla Wszechświata, który następnie jako narodowy akt został wypowiedziany w Krakowie-Łagiewnikach. Jakie jest znaczenie tego aktu?
— Sytuuję ten akt w ciągu wielkich wspólnotowych aktów poświęcenia i zawierzenia, których nasz naród dokonywał w swych dziejach. To jakby kolejne etapy przymierza zawartego i odmawianego na przestrzeni dziejów przez następne pokolenia Polaków. Aktualizują one więź naszej wspólnoty z Bogiem w następujących po sobie generacjach. To nie są symboliczne gesty ani puste rytuały, ale realne porozumienia duchowe z samym Bogiem. Ma to swoje konsekwencje życiowe, choć rozpoznać i pojąć to można najpełniej zmysłem wiary.
— Różaniec do Granic to kolejny wielki zryw modlitewny Polaków, którzy 7 października 2017 r. w liczbie ponad miliona osób stanęli z różańcami w dłoniach na wszystkich polskich granicach — na lądzie, w powietrzu i na wodzie. Ale to nie wszyscy połączeni różańcem. Nie da się przecież zliczyć osób modlących się w tym samym czasie, którzy zgromadzili się w kościołach w całym kraju i w rodzinnych domach, również na emigracji. Jaki był cel tej różańcowej modlitwy? Czy przez wielką zbiorową modlitwę można zmienić bieg wydarzeń?
— Historia pokazała, że wiele razy modlitwa okazywała się siłą sprawczą w dziejach. Można przywołać wiele przykładów z przeszłości na udokumentowanie tej tezy: zwycięska bitwa z Turkami pod Lepanto w 1571 r., odparcie najazdu osmańskiego pod Chocimiem w 1621 r., wycofanie się bez wystrzału Armii Czerwonej z Austrii w 1955 r., bezkrwawy upadek reżimu Fernando Marcosa na Filipinach w 1986 r. Wszystkie te wydarzenia związane były z wielkimi szturmami modlitewnymi, zwłaszcza różańcowymi. Sam Jan Paweł II wiązał upadek komunizmu z konkretnym aktem duchowym, czyli poświęceniem świata i Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. Oczywiście, nie są to dowody w sensie naukowym, ale to, w czym jedni upatrują serii niezwykłych zbiegów okoliczności, inni widzą znak działania Bożej Opatrzności. Bóg działa bowiem w sposób dyskretny, aby nikomu nie narzucać wiary, ale pozostawić wolną wolę i dać wolność wyboru. Przy okazji Wielkiej Pokuty abp Stanisław Gądecki powiedział, że przez to wydarzenie „pragniemy zmienić bieg historii, każdego z nas i naszej ojczyzny”. To samo dotyczy Różańca do Granic.
— Tuż przed świętami Bożego Narodzenia pojawił się album Fundacji Solo Dios Basta i Wydawnictwa Rosikon Press pt. „Podnieście głowy!”. Prezentuje Pan w nim dwa spektakularne wydarzenia modlitewne, których wcześniej nie znał świat, czyli Wielką Pokutę i Różaniec do Granic. Spotkałam tam określenie: „Polska Tarcza Antydemoniczna”. Jak to rozumieć?
— Określenia tego użył prof. Grzegorz Kucharczyk, nawiązując do Tarczy Antyrakietowej, która ma być ochroną przed atakiem militarnym z powietrza. W tym sensie Różaniec do Granic ma stanowić ochronę Polski przed dzisiejszymi zagrożeniami duchowymi. Tak zresztą argumentowali swoje intencje organizatorzy całej akcji. Do tego wzywa wiele objawień maryjnych, łącznie z fatimskimi, które zachęcają wiernych do modlitwy różańcowej. Matka Boża wielokrotnie powtarzała, że najskuteczniejszą bronią przeciw szatanowi jest właśnie Różaniec.
— Różaniec do Granic to świadectwo wiary dla Europy. Ale jednocześnie wydarzenie to było celem ataków różnych środowisk, które ustawiały modlących się Polaków w opozycji do reszty świata. Różne są echa polskiej modlitwy w mediach światowych. Jak to można skomentować?
— Tego wydarzenia nie sposób nie zauważyć czy przemilczeć. Dla większości mediów głównego nurtu było to zjawisko całkowicie niezrozumiałe, wręcz egzotyczne. Ponieważ nie postrzegają oni świata w kategoriach duchowych, najczęściej interpretowali całą akcję w takich kategoriach, w jakich sami rozumują, a więc w języku polityki. Przedstawiano zatem modlitewną mobilizację Polaków jako ich sprzeciw wobec muzułmańskich imigrantów, co było oczywiście zredukowaniem i zbanalizowaniem tego wydarzenia. Ale były też reakcje pozytywne w wielu środowiskach chrześcijańskich na świecie, dla których Polska ze względu na swój potencjał wiary i jej żywotność stanowi jeden z najważniejszych punktów odniesienia. Dla nich jesteśmy znakiem nadziei. Nic dziwnego, że Różaniec do Granic znalazł już swych naśladowców we Włoszech, w Irlandii i Teksasie.
— W odniesieniu do wielkich modlitewnych wydarzeń, które opisuje Pan w książce „Podnieście głowy!”, spotkaliśmy się z opinią, że „to się mogło wydarzyć tylko w Polsce”. Czyżby Polska miała jednak duchową misję wobec Europy i świata? A jak rozumieć tytuł albumu: „Podnieście głowy!”?
— Tytuł „Podnieście głowy!” został zaczerpnięty z homilii abp. Marka Jędraszewskiego wygłoszonej podczas Różańca do Granic. Wyraża on wezwanie, by Polacy wzięli aktywniejszy udział w walce duchowej, która toczy się w nas i wokół nas. Czy w tej walce Polska ma szczególną misję do spełnienia? Ten motyw pojawia się u św. Faustyny Kowalskiej czy u św. Jana Pawła II. Wystarczy ich tylko uważnie czytać.
Grzegorz Górny - Reporter, eseista, autor wielu książek i filmów dokumentalnych, stały publicysta tygodnika „Sieci”, felietonista „Niedzieli”.
opr. mg/mg