Hasłem rozpoznawczym poprzednich rządów Platformy Obywatelskiej było „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Niestety wygląda na to, że historia się powtarza. Rozmowa z prof. Witoldem Modzelewskim, ekonomistą, prawnikiem, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego, wiceministrem finansów w latach 90 XX w.
Co chwilę dowiadujemy się o braku pieniędzy w kasie państwa, a dziura budżetowa została w ostatnim czasie mocno zwiększona - co się dzieje z finansami naszego kraju?
Już na jesieni zeszłego roku prognozowałem, że czeka nas deficyt na poziomie 300 mld zł. Tak się dzieje, jeżeli zawyżane są dochody budżetowe na zasadzie: papier wszystko przyjmie. Dochody budżetowe zawyżono o 50 mld zł z samego tytułu VAT, a dochody z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych o 30 mld zł - w stosunku do roku poprzedniego. Oczywiście, gdyby w tym czasie podjęto działania mające na celu wykonanie tego planu - bo to przecież zależy od władzy, o ile coś wie i umie - takie założenia mogłyby zostać zrealizowane. Ale jeżeli władza nie robi nic, to jakże można osiągnąć tak wysoki przyrost dochodów budżetowych?
Władza zrzuca winę na inflację.
Ręce opadają... Mija 30 lat naszej demokratycznej rzeczywistości i nikt się niczego nie nauczył. Inflacja ma znaczenie wtedy, kiedy wzrosłyby ceny towarów wysoko opodatkowanych o istotnym wolumenie sprzedaży. A jeżeli rosną ceny towarów opodatkowanych 5% VAT, to inflacja nie powoduje wzrostu dochodów budżetowych, ponieważ podmiotom, które maję stawkę 5%, nawet się zwraca ten VAT. Nie zdarzyło się nic nieoczekiwanego, ten rok musiał się tak skończyć, tylko nasza dyskusja publiczna na temat dochodów budżetowych jest nieprofesjonalna.
Problemy finansowe służby zdrowia również są efektem braku profesjonalizmu?
To ten sam problem, tylko inna część systemu finansów publicznych. W 2022 r. stworzono najbardziej restrykcyjny i niemądry system oskładkowania. Nie dość, że podwyższono stawkę na 9%, to jeszcze podatnik musi odprowadzić od niej podatek dochodowy. To absurd nad absurdy, żeby od daniny publicznej - bo tym jest składka zdrowotna, tylko odprowadzana nie do budżetu państwa, a do NFZ-u - płacić jeszcze podatek dochodowy! To świadczy o totalnej nieznajomości rzeczy, bo przecież nie płaci się podatku od podatku! W tej sytuacji naturalną konsekwencją jest ucieczka od opodatkowania, a jeśli chce się ją powstrzymać, trzeba podjąć działania - bardzo niepopularne, które będą tworzyły ogólną presję w stosunku do tych, którzy uciekają od płacenia podatków. Ale przecież takich działań nie wprowadzono, przeciwnie - mamy do czynienia ze wspieraniem wadliwego systemu, zaś władza - każda - żyje w wyśmienitych relacjach z biznesem zajmującym się ucieczką od opodatkowania.
Obecny rząd wszystkie aktualne problemy tłumaczy zaniedbaniami lub nieudolnymi działaniami poprzedniej władzy. Rok to za mało, by móc działać i coś zmienić?
U nas cały czas mamy do czynienia z „biciem piany”. Wszystkie dyskusje polityczne są na takim poziomie, że szkoda na nie czasu. Jeżeli coś się krytykuje, należy to zmienić, ale żeby tego dokonać, trzeba coś umieć. Podatki, daniny publiczne są trudnymi tematami od zawsze. Władza wymaga kompetencji. Owszem, politycy nie muszą się na wszystkim znać, ale powinni mieć intelektualne zaplecze, tymczasem obecnie go brak. W związku z tym wszystko jest na jałowym biegu, a rzeczywistość taka sama jak w zeszłym roku albo i jeszcze gorsza, bo niepielęgnowany system podlega degradacji.
Zmiany wokół składki zdrowotnej były jednym z priorytetów w kampanii wyborczej, tymczasem minął rok, a konkretów brak. To element gry obozu władzy o prezydenturę?
Ta niemoc może być elementem jakiejś taktyki bądź wynika z nieumiejętności. Wybory prezydenckie w tej materii nie mają większego znaczenia, ważniejsze były parlamentarne. Wiemy, że nasze „światowe przywództwo”, któremu wiernie służymy, za chwilę się zmieni, niekoniecznie na przyjazne władzy w Polsce, stąd politycy mają „ważniejsze” problemy niż zajmowanie się rządzeniem. Jeżeli się podporządkowują przywództwu - czy to „światowemu”, czy „europejskiemu” - i czerpią z niego legitymizację władzy, zaś ono staje się wrogie czy nieprzyjazne, wtedy sprawy, o których my mówimy, przestają zaprzątać ich głowy polityków. Wyborca polski nie ma większego znaczenia. Czy ktoś się go pyta o zdanie w sprawach podatków, polityki zagranicznej, drożyzny, zielonego ładu?
Z ostatnich wypowiedzi polityków coraz częściej słychać, że założenia zielonego ładu powinny zostać zweryfikowane - to światełko w tunelu?
My jesteśmy - mówię to z ogromnym smutkiem - malutcy i jedynie świecimy odbitym światłem: co powie światowe czy europejskie przywództwo, my powtarzamy. Drożyzna nasza nie ma przyczyny tylko w zielonym ładzie, a przede wszystkim w polityce wschodniej. Mamy najdroższą energię elektryczną nie tylko dzięki zielonemu ładowi, bo ponosimy koszty krucjaty proukraińskiej, którą realizujemy za darmo od dwóch lat. I teraz się okazało, że światowe przywództwo - oględnie mówiąc - nie popiera tego. Więc być może dzięki temu szczęśliwie przestaniemy płacić cudze rachunki. Ten absurd pod tytułem „zielony ład” nigdy z tymi założeniami nie będzie zrealizowany. To jest po prostu niemożliwe. Jeśli ktoś chce zweryfikować moje słowa, możemy je sprawdzić za kilka lat wstecz. Zielony ład powoduje utratę dochodów budżetowych i jest nieopłacalny, bo trzeba do niego dokładać. Jednym zdaniem: spowoduje stratę w dochodach i konieczność zwiększenia wydatków. Wiem, że nie wolno mówić źle o zielonym ładzie, podobnie jak o polityce wschodniej, że skończyła się katastrofą. Ale ja mam prawo do własnego zdania i - jak do tej pory - przynajmniej część tego, co mówię, się sprawdza.
Od stycznia w życie wejdą nowe zasady finansowania samorządów. Miało być świetnie, a jak wyszło? Niektóre miasta już zastanawiają się, skąd wezmą pieniądze na funkcjonowanie, bo dostaną ich z budżetu państwa mniej.
Do tej pory dochody samorządu terytorialnego były zbudowane na mało efektywnych podatkach własnych (czyli od nieruchomości, rolnym i leśnym), natomiast istotnym i dużo ważniejszym źródłem dochodów były udziały w podatku dochodowym od osób fizycznych oraz osób prawnych. Ale ponieważ działalność rolnicza nie jest opodatkowana podatkiem dochodowym, stworzono system subwencyjny, który wyrównywał te skutki. Tam, gdzie mniejsze były dochody z udziału w podatkach, czyli w regionach mniej uprzemysłowionych czy rolniczych, działał system dotacji. Natomiast nie wiadomo skąd, bez żadnej dyskusji czy merytorycznej oceny, nagle wymyślono system związany z dochodami z podatku dochodowego. W ten sposób pogłębiono system, który dyskryminuje te gminy, które mają mniej lub dużo mniej podatników podatku dochodowego od osób prawnych i fizycznych. Ale może o to chodzi: by biedni stali się biedniejsi, a bogaci bogatsi. W końcu to liberałowie, do tego podejmują decyzje bez głębszej refleksji, a przecież to kwestie bardzo trudne. Poprzedni system może nie był idealny, ale dużo lepszy od tego potworka, który wymyślono i ekspresowo uchwalono. Zapewne będzie trzeba to łatać. Co ciekawe, w związku z tymi nowymi przepisami dochody budżetu państwa zostaną uszczuplone z 90 mld zł na niecałe 40 mld. Z czego pokryją tę różnicę? Nie wiadomo.
Wracamy do haseł „pieniędzy nie ma i nie będzie”, „Polska lokalna ma się zwijać”?
Jeżeli ktoś czymkolwiek zarządzał, wie, że nocy się nie prześpi, bo tyle jest spraw wymagających nadzoru. Tymczasem polityka w obecnym wydaniu to twitterowe i facebookowe rozmowy, plotki, politycy występujący w telewizjach, a nie pracujący. Kiedy ci ludzie, nawet mając kompetencje, rządzą? Państwem trzeba rządzić, nadzorować, instruować, poprawiać. Władza jest instytucją rozproszoną - po to są ministerstwa, żeby nie czekały na wytyczne premiera, tylko wykonywały swoje obowiązki, a minister - jeśli umie coś zrobić - robił, a kiedy zawiedzie, trzeba go usunąć. Tymczasem ponoć żadnej decyzji nie można podjąć bez zgody kancelarii premiera. Jestem wiekowym człowiekiem, obserwowałem rządy lewicy, prawicy i widzę, że kiedyś świadomość państwowa była nieporównywalnie większa niż teraz. Ludzie czuli się odpowiedzialni za państwo, rozumieli, że podejmowanie trudnych decyzji niesie za sobą niepopularność. Jeżeli ktoś chce się cały czas podobać, to będzie uciekał od rozwiązywania prawdziwych problemów.
Źródło: Echo Katolickie 47/2024