Legalizacja eutanazji - jej zwolennicy nie mają żadnych skrupułów
Wielkie Księstwo Luksemburga przechodzi właśnie poważny kryzys konstytucyjny, niespotykany w tym spokojnym, wręcz sielankowym kraju. Jednak stawką w walce są nie przepisy prawa czy konstytucja, ale ludzkie życie.
Wielki Książę Henryk odmówił właśnie podpisania uchwalonej w lutym 2008 roku przez luksemburski parlament ustawy, wprowadzającej w tym państwie prawo do eutanazji. Ustawa, której uchwalenie spowodowałoby, że Luksemburg stałby się trzecim na świecie — po Holandii i Belgii — państwem legalizującym swoistą „śmierć na życzenie”, została podjęta przez luksemburski parlament 19 lutego 2008 roku. Wielu obserwatorów zaskoczył fakt, że ów kontrowersyjny akt prawny został przyjęty w pierwszym czytaniu i w dużym pośpiechu, dodatkowo stosunkiem głosów 30 do 26 w 59—osobowym parlamencie, a więc niewielką przewagą głosów.
Hipokryzja przeciwników hipokryzji
Inicjatorem tego procesu legislacyjnego byli luksemburscy deputowani z partii zielonych i ze stronnictwa socjalistycznego. Jean Huss z tej pierwszej partii zapewniał kilka miesięcy temu, że depenalizacja eutanazji będzie likwidacją hipokryzji, panującej rzekomo w Luksemburgu, która miałaby, według wspomnianego posła, polegać na tym, że już dziś „po cichu” wielu lekarzy dokonuje de facto eutanazji na życzenie terminalnie chorych pacjentów.
Takiemu stanowisku zdecydowanie przeciwstawił się Kościół katolicki w Luksemburgu. Jeszcze przed lutowym uchwaleniem przepisów o eutanazji luksemburski Kościół zatroszczył się, by rzeczowo poinformować wiernych o istocie tego nachalnie forsowanego projektu, który wcześniej znalazł swoje prawne urzeczywistnienie w pozostałych państwach Beneluksu. Kościół, prezentując swe niezmienne nauczanie, opowiedział się jednocześnie za zwiększeniem starań w kierunku poprawienia opieki paliatywnej nad terminalnie chorymi i wezwał deputowanych — katolików do głosowania przeciwko barbarzyńskiej ustawie. Mimo to lewicowe partie w Luksemburgu, po lutowym głosowaniu, ogłosiły sukces i stwierdziły, że prawo to niebawem wejdzie w życie.
Niespodziewane weto
Tymczasem na początku grudnia 2008 roku światowe agencje doniosły, że głowa państwa — Wielki Książę Luksemburga Henryk, wykorzystując swoje konstytucyjne prerogatywy, zawetował omawianą ustawę, wywołującą opór w samym społeczeństwie luksemburskim. W krótkim komunikacie wydanym przez dom wielkoksiążęcy podano, że uchwalona przez luksemburski parlament ustawa jest niezgodna z sumieniem i przekonaniami Wielkiego Księcia Luksemburga Henryka, dlatego jej nie podpisze. Według konstytucji Luksemburga, do ważności uchwalonych przez parlament aktów prawnych — podobnie jak w Polsce — potrzebny jest podpis głowy państwa, czyli właśnie Wielkiego Księcia. Tymczasem najbardziej zadziwiające jest to, że premier Luksemburga Jean — Claude Juncker, wywodzący się z partii chrześcijańsko-demokratycznej, o którym w lutym, po przyjęciu ustawy powiedziano, że jest „wielkim przegranym” całej tej sytuacji, teraz skrytykował w bezprecedensowy i ostry sposób samego Wielkiego Księcia. Jednocześnie oświadczył, że zamierza zaproponować, by do luksemburskiej konstytucji wprowadzić poprawkę, na mocy której parlament mógłby przegłosować książęce weto większością 2/3 głosów. Nie wiadomo, czy Juncker reprezentował tak dwulicowe stanowisko także 7 marca 2008 roku, kiedy podczas wizyty w Watykanie rozmawiał z Papieżem Benedyktem XVI na temat eutanazji, budzącej sprzeciw obywateli w jego własnym państwie.
Dynasta honoru
Dlaczego Wielkiego Książę Luksemburga skorzystał ze swego, rzadko stosowanego uprawnienia, i zawetował wspomnianą ustawę? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy zadać kolejne. Kim jest sam Wielki Książe?
Henri Albért Gabriel Félix Marie Guillame, bo tak brzmi pełna lista imion Wielkiego Księcia Henryka Burbon — Parma, zasiada na tronie luksemburskim od października 2000 roku. Jest jedną z ostatnich katolickich koronowanych głów w Europie, ojcem pięciorga dzieci. W przeciwieństwie do innych dynastii panujących, książęca rodzina luksemburska nie słynie z afer i skandali, lecz z prowadzenia ustatkowanego i skromnego życia. Być może z tego stanu rzeczy wywodzić należy niezwykłą popularność rodziny wielkoksiążęcej wśród samych Luksemburczyków, porównywalną z tą, jaką w Polsce otacza jest postać Jana Pawła II.
Luksemburska dynastia wielokrotnie dała przykłady swej godności i szlachetności. Jedną z najsłynniejszych przedstawicielek tego zacnego rodu była Wielka Księżna Charlotta, która objęła władzę w wieku 23 lat, w 1919 roku. W czasie II wojny światowej nie skapitulowała wobec hitlerowców i mimo że jej kraj został przez III Rzeszę anektowany, przystąpiła do walki po stronie aliantów, wspierając z Londynu morale swych rodaków. Rządziła do 1964 r., kiedy to abdykowała na rzecz swego syna Wielkiego Księcia Jana, ojca obecnie panującego Henryka. Ten ostatni wyrósł więc w rodzinie, gdzie honor, duma i wierność ideałom nie są tylko pustymi hasłami wypisanymi na rodowych herbach.
53-letni Książę Henryk, choć jest władcą na wskroś nowoczesnym, znakomicie wykształconym i zaangażowanym we współczesną działalność — udziela się m.in. w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim — nie uległ laickiej ideologii zachodniej Europy, pozostając wierny katolickiej tradycji swych antenatów. Podobna kondycja duchowa cechuję zresztą znaczną cześć społeczeństwa luksemburskiego, mimo że od dłuższego czasu jest ono obiektem intensywnych zabiegów socjotechnicznych, mających je skłonić do dehumanizacji. Jednym z nich jest właśnie owa „eutanazyjna nagonka”, uprawiana pod hasłami unowocześnienia, praw człowieka, wolności.
Bogaty, ale tradycyjny
Mimo to Luksemburczycy nadal identyfikują się ze swoim dziedzictwem narodowym. Aż 95 procent z nich to osoby wyznania rzymskokatolickiego; spora część to ludzie biorący faktyczny udział w życiu swoich wspólnot parafialnych. Przez lata wielką estymą w tym kraju cieszył się Papież Polak, a żałoba po jego śmierci w 2005 roku była w Luksemburgu celebrowana — jak mało gdzie w świecie — z niemal takim samym uniesieniem i autentycznością, jak w Polsce.
Jednocześnie Luksemburg możemy uznać za najbogatsze państwo na świecie. Ma on drugi, po miniaturowym Liechtensteinie, najwyższy współczynnik produktu krajowego brutto per capita. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych państw Europy Zachodniej to bogactwo państwa i dostatek obywateli nie zwalniają Luksemburczyków z życia według zasad przed wiekami obranych przez ich przodków. I choć w centrum stolicy księstwa możemy znaleźć ogromną liczbę banków i instytucji międzynarodowych, to kilka ulic dalej nadal widzimy ludzi zapełniających świątynie podczas Mszy św. i przyjmujących Komunię św. Na wsiach zaś nadal spotykamy przydrożne kaplice i natrafiamy na procesje z Eucharystycznym Chrystusem, co w sąsiedniej Belgii i Holandii jeśli w ogóle się jeszcze zdarza, to traktowane jest niczym kuriozum. Najwyraźniej jednak stan ten jest solą w oku sił, które pragną innej Europy. Od dłuższego czasu bowiem w parlamencie luksemburskim trwa walka między dwiema cywilizacjami, których starcie z ponurymi skutkami już dawno skończyło się w wielu sąsiednich krajach.
W kolejnej rundzie tej niewątpliwej walki, jaką jest obecna próba legalizacji eutanazji, jako prawdziwy rycerz swoistego duchowego „ancien régime'u” Europy wystąpił sam Wielki Książę Henryk. A ponieważ z racji swej wysokiej pozycji, a także specyficznie skrojonego gorsetu konstytucyjnych uprawnień, Książę rzadko angażuje się w bieżące sprawy polityczne, jego ostatni gest należy uznać za akt szczególnej odwagi w obliczu ataku sił, które za wszelką cenę chcą zmienić szczęśliwy kraj, jakim od dziesięcioleci jest katolickie Wielkie Księstwo Luksemburga w smutną prowincję coraz większego imperium Cywilizacji Śmierci.
opr. mg/mg