Dziennikarz ma obowiązek

To, że współczesne media nie służą rodzinie, wydaje się wręcz oczywiste. Nie jest jednak oczywiste, że tak musi być - szansa na zmianę leży w rękach i dziennikarzy, i odbiorców

Dziennikarz ma obowiązek

24 stycznia obchodzimy Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu. Po ostatnim synodzie nie jest zaskoczeniem, że papież Franciszek chce rozmawiać o tym, czy media służą rodzinie. Hasło tegorocznego dnia to jednocześnie głośne dopominanie się Ojca Świętego o „przekaz ukazujący rodzinę jako sprzyjające środowisko spotkania w bezinteresownej miłości”. Czy współczesne media właśnie tak przedstawiają rodzinę?

— Jeśli już, to rzadko, w mediach niewiele mamy wizerunków kochających i prowadzących dobre życie rodzin. Częstsze są wzorce antyrodzinne. Nawet telenowele telewizyjne, które były jeszcze kilkanaście lat temu formatem raczej prorodzinnym, coraz bardziej ulegają wpływom panującej antyrodzinnej kontrkultury, dla której przygodne kontakty seksualne czy konkubinaty to zjawiska normalne.

A jak tradycyjną rodzinę przedstawiają media zachodnie?

— Zachodnia Europa przeżywa wielowymiarową dekadencję. My ciągle mamy większą szansę na integralny rozwój społeczny niż kraje „starej Europy”. Trudno w zachodnich mediach spotkać rodzinę wielopokoleniową, nastawioną na wychowywanie dzieci.

Czy to do nas przyjdzie?

— Idzie cały czas. Kanony, które jeszcze niedawno wydawały się niepodważalne, dziś są naruszane i coraz mniej osób się temu dziwi i sprzeciwia. W jednym z najpopularniejszych seriali sympatyczna para, które nie może doczekać się dziecka, wynajmuje surogatkę, żeby im je urodziła. To skrajny wyraz tendencji, w ramach której podobnych fenomenów jest znacznie więcej.

Jestem ciekawa Pana opinii, bo jest Pan nie tylko politykiem, ale również dziennikarzem. Co ludzie mediów mogą robić, żeby wzmacniać rodzinę?

— Zawsze trzeba pamiętać, że nie ma dziennikarstwa politycznego czy kulturalnego, które byłoby neutralne społecznie. Opisując rzeczywistość, już przez sam dobór słownictwa dziennikarze oceniają i postulują określony porządek rzeczy. Prowadząc wywiad, dziennikarz pozornie „tylko stawia pytania”. A przecież pytając — kwestionuje, a nie pytając — akceptuje. Jest przecież różnica między pytaniem: „Dlaczego kobieta nie może dysponować swoim ciałem i dokonać aborcji?” a pytaniem: „Czym właściwie różni się dziecko na miesiąc przed urodzeniem od miesięcznego noworodka?”. Pytań takich jak to drugie właściwie nie słyszymy. A dziennikarze powinni opierać się antychrześcijańskiej kontrkulturze. Mają obowiązek konfrontować artystów, ludzi kultury, polityków, działaczy społecznych z uniwersalnymi chrześcijańskimi prawdami. Powinni bronić słabszych, tych, którzy sami nie staną w swojej obronie, w tym dzieci nienarodzonych. To trudne zadanie i potrzeba do niego sporo odwagi. Ale dziennikarstwo zobowiązuje, tym bardziej że w dzisiejszej kulturze i w ideologii samego środowiska dziennikarskiego chce uchodzić za zawód najodważniejszy. Ale mamy również sporo dziennikarzy, którzy tak właśnie swój zawód chcą uprawiać.

Dla mnie smutne jest to, że media często nie wiedzą, jak sobie poradzić z tematem: rodzina wielodzietna. Jest więc wiele krzywdzących uproszczeń, np. wielodzietność = patologia.

— W kulturze masowej nie ma zrozumienia tak dla rodzin wielodzietnych, jak dla rodzin chrześcijańskich (co się najczęściej łączy). W pewnym sensie nie zerwaliśmy tu z brzemieniem PRL-u. W PRL-owskiej kulturze masowej chrześcijaństwo traktowano jako element wiejskiego folkloru. Charakterystyczny był typ serialowego bohatera, który wraz z awansem społecznym zostawia religię za sobą, bierze ślub świecki itp. Czy to myślenie się zmieniło? W dzisiejszych serialach wierzący są najczęściej dziadkowie albo ludzie ubodzy. Młodzi i piękni rzadko są religijni. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Owszem, wielodzietność jest świadomą zgodą na obniżenie materialnego poziomu życia, ale wśród moich przyjaciół są dosłownie dziesiątki polityków, dziennikarzy, artystów, którzy mają duże chrześcijańskie rodziny, choć o tym mówią niemal wyłącznie media katolickie i konserwatywne.

Jak Pan ocenia ich kondycję?

— Myślę, że mają dobrą kondycję rynkową, oczywiście nie komfortową (bo mają problemy z „rezerwą” agencji reklamy), ale konkurencyjną, jeśli chodzi o docieranie do publiczności. Powinny promować dobro i nie unikać konfrontacji z tym, co je niszczy.

W jaki sposób?

— Teologia moralna uznaje milczące przyzwolenie na zło za grzech cudzy. Otwartości i dialogu nie możemy rozumieć jako jednostronnego prawienia komplementów. Prawdziwy dialog to rozmowa, która towarzyszy konfrontacji zasad. Ucieczka od niej jest ucieczką od życia i jego obowiązków. Miejscem sakralnym, gdzie zachowujemy wolność od chaosu tego świata, gdzie doświadczamy pokoju — jest świątynia. Ale kiedy wychodzimy z kościoła, nie możemy pokoju zamieniać na święty spokój, tylko powinniśmy przekazywać innym to — w co wierzymy i co uważamy za uniwersalnie słuszne. To zadanie nie tylko dla dziennikarzy.

Przez sześć lat zasiadał Pan w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, przez rok był jej przewodniczącym. Jak Pan ocenia obecną KRRiT?

— Bardzo źle. Nie mogę inaczej oceniać decyzji cenzorskich, takich jak karanie TV Trwam za krytykę prowokacyjnego ustawienia przed kościołem Najświętszego Zbawiciela w Warszawie symbolu politycznego ruchu homoseksualnego.

KRRiT nazywa siebie rzecznikiem odbiorców. Zastanawia mnie, których odbiorców reprezentuje, skoro telewizyjny spot o lesbijkach zdjęła z anteny dopiero po fali protestów.

— Krajowa Rada bierze udział w polityce państwa PO, które otwarcie udziela wsparcia politycznemu ruchowi homoseksualnemu. Przecież to nie tylko polityka ministrów równouprawnienia i edukacji, ale również rzeczników praw obywatelskich i nawet praw dziecka. Władza uznała za standard wzory dominującej w krajach zachodnich postchrześcijańskiej kontrkultury, którą św. Jan Paweł II krótko przed śmiercią uznał za formę „milczącej apostazji”. Mam tylko nadzieję, że wprowadzając te wzory do Polski, ludzie władzy nie wiedzą, co robią. Choć to tylko w małej części zmniejsza ich odpowiedzialność.

Marek Jurek — europoseł, prezes Prawicy Rzeczypospolitej, w latach 1995—2001członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a w roku 1995 jej przewodniczący. Autor wielu publikacji, artykułów i felietonów prasowych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama