Projektowanie zmian w systemie edukacji to jedno z najtrudniejszych zadań stojących przed rządami państw
Projektowanie zmian w systemie edukacji to jedno z najtrudniejszych zadań stojących przed rządami państw. Dziś w Polsce pojawia się pomysł powrotu do PRL-owskiej struktury systemu szkolnego. Czy słusznie?
Gimnazjum nie powstało dopiero w 1999 r., w ramach reformy ustroju oświatowego wdrażanej pod kierunkiem ministra Mirosława Handke jako objawienie czegoś nowoczesnego. W Polsce, która po I wojnie światowej odzyskała niepodległość, gimnazjum jako typ szkoły akademickiej pojawiło się w 1932 r. w wyniku tzw. jędrzejewiczowskiej reformy ustrojowej oświaty polskiej, która ustaliła nową strukturę systemu szkolnego. Do niej też nawiązał minister Handke, kiedy przekonywał Sejm o potrzebie zmiany ustroju szkolnego. W okresie II RP po 7-letniej szkole podstawowej pojawiły się m.in. 6-letnie szkoły średnie, dzielące się na 4-letnie gimnazja i 2-letnie licea ogólnokształcące.
Okres okupacji hitlerowskiej i sowieckiej (PRL) doprowadził do upadku polskiego systemu oświatowego. Zniknęły z systemu szkolnego gimnazja. W 1961 r. Ustawa o rozwoju systemu oświaty i wychowania wprowadziła 8-letni obowiązek nauczania w szkole podstawowej i konieczność nauczania zawodu młodzieży do lat 16. Na mocy tej ustawy nie było miejsca dla gimnazjum. Badania z przełomu lat 60. i 70. zdemaskowały mit o socjalistycznych osiągnięciach państwa w zakresie podnoszenia poziomu wykształcenia młodego pokolenia, gdyż około 10 proc. dzieci z każdego rocznika demograficznego nie kończyło szkoły podstawowej (w tym na wsi ok. 20 proc., a w rejonach peryferyjnych nawet do 40 proc.). Aż 80 proc. uczniów szkół podstawowych nie opanowało nawet połowy pojęć, obowiązujących w świetle programu nauczania.
W latach 1972–1978 przeprowadzono restrukturyzację polskiego szkolnictwa pod pozorem zwiększenia szans edukacyjnych dla części młodzieży ze środowisk wiejskich i robotniczych. Powołano do życia 10-klasową szkołę średnią, z której w tym czasie wycofywał się ZSRR. Nacisk władz PRL na masowe kształcenie zawodowe sprawił, że w 1970 r. w zasadniczym szkolnictwie zawodowym znalazła się ponad połowa młodego pokolenia, 16 proc. trafiło do techników, zaś tylko 18 proc. uczyło się w liceach ogólnokształcących. Wykształcenie w PRL nie sprzyjało awansowi społecznemu, gdyż płace absolwentów szkół średnich i wyższych były niskie. W 1989 r. nawiązano do ducha porozumień społecznych z sierpnia 1980 r. i zapowiedziano potrzebę zmian wraz z koniecznością przygotowania nowej ustawy o systemie oświaty.
Raport Biura UNDP (United Nations Development Programme – Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju) z 1998 r. zatytułowany „Wyrównywanie szans w dostępie do edukacji” wykazał, że wśród młodzieży w wieku 15–18 lat co piąta osoba nie kontynuowała nauki w szkole. Kontrola realizacji obowiązku szkolnego wśród absolwentów szkół podstawowych nie była skuteczna. Zmieniona w 1997 r. przez Sejm Konstytucja RP wydłużyła obowiązek nauki do 18. roku życia oraz zobowiązała władze publiczne do zapewnienia obywatelom powszechnego i równego dostępu do wykształcenia. Wprowadzenie kompleksowego projektu reformy edukacji wymagało przeprowadzenia w Sejmie w 1998 oraz w 1999 r. między innymi nowelizacji Ustawy o systemie oświaty. Jej zasadniczym celem było stworzenie warunków do upowszechnienia średniego oraz wyższego wykształcenia, wyrównywanie (zwłaszcza w środowisku wiejskim) szans edukacyjnych dzieci i młodzieży, wprowadzenie nowych programów kształcenia oraz przywrócenie szkołom funkcji wychowawczej. Za przeprowadzeniem tak głębokich zmian oświatowych przemawiały także czynniki polityczne, w postaci perspektywy integracji Polski z Unią Europejską, a tym samym koniecznością przygotowania młodzieży do konkurencji na europejskim rynku pracy oraz czynniki makrospołeczne, wynikające z niżu demograficznego, a więc z malejącej liczby uczniów i konieczności redukowania stanowisk nauczycielskich.
Nowy ustrój szkolny objął 6-letnie szkoły podstawowe, kończące się sprawdzianem nabytych przez uczniów kompetencji, wynikających z podstawy programowej. Reforma edukacji wiązała się ze zmianą sieci szkolnej i tworzeniem nowych typów szkół, w ramach których przywrócono gimnazjum jako 3-letnią szkołę ponadpodstawową (szkołę średnią I stopnia), a umożliwiającą kontynuowanie kształcenia w liceach ogólnokształcących lub profilowanych. Ponadto, przewidywano tworzenie w nich tzw. klas przysposabiających do zawodu uczniów, którzy nie mogą sprostać wymaganiom, a wybierają po ich ukończeniu 2-letnią szkołę zawodową. Wprowadzenie zewnętrznego systemu oceniania osiągnięć uczniów w szkołach miało przyczynić się do uzyskania obiektywnej i porównywalnej w skali kraju informacji o ich predyspozycjach i kompetencjach.
Od kilkunastu lat mamy jednak do czynienia z procesem tworzenia w różnych regionach kraju zespołów szkół, w tym m.in. łączeniem gimnazjum z liceum ogólnokształcącym czy ze szkołą podstawową. Istotą tego zabiegu stało się przechwycenie na danym terytorium najzdolniejszej młodzieży, by na poziomie kształcenia ogólnego w liceum zapewnić jej kontynuację elitarnej edukacji. Zdarza się, że takie połączenia mają miejsce w małych miejscowościach, gdzie w wyniku niżu demograficznego lub spadku zainteresowania lokalnej młodzieży uczęszczaniem do „własnego” liceum (lepiej wyjechać do większego miasta, by wtopić się w jego anonimowość) powołuje się do życia właśnie przy takim liceum jeszcze gimnazjum, by zapewnić przetrwanie pracującej w nim kadrze nauczycielskiej.
Było to możliwe w wyniku decyzji władz resortu edukacji za kadencji PO i PSL, które nie były zadowolone z istniejącego rozwiązania w naszym szkolnictwie. Dopuściły możliwość łączenia dwóch typów szkół ze sobą, które przyjmowały zupełnie nową strukturę: szkoła podstawowa plus gimnazjum oraz gimnazjum plus szkoła(-y) ponadgimnazjalna(-e). Tak więc to dotychczas rządzący odstąpili od gimnazjum jako jednolitej, autonomicznej ustrojowo szkoły średniej, której jednym z głównych celów miało być wyrównywanie szans edukacyjnych wszystkich uczniów. Większość pedagogów doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że takie łączenie szkół jeszcze bardziej pogłębi już zaistniałe różnice między nastolatkami.
W myśl solidarności politycznej, ministrowie PO i PSL nie chcą przyznać się do fatalnego błędu, jaki został popełniony przez postsolidarnościowe środowisko AWS w ramach reformy ustrojowej 1999 r. Wystarczyło jeszcze wzmocnić ten trend obniżania poziomu kształcenia wprowadzeniem nic nie znaczącego sprawdzianu po szkole podstawowej i egzaminu gimnazjalnego, by uzyskać kolejny sukces w zakresie „wypchnięcia” na rynek pracy lub do większości pseudowyższych szkół prywatnych i państwowych (jako przechowalni) źle wykształconą młodzież.
W III RP skierowano do gimnazjów wszystkich absolwentów szkół podstawowych, bez względu na poziom ich wykształcenia podstawowego, by podwyższyć dla celów politycznych wskaźniki statystyczne. Nie chodziło tu o poziom wykształcenia polskich nastolatków, gdyż w ciągu trzech lat nikt nie wyrówna ich szans edukacyjnych, chyba że mamy na myśli redukowanie ich w dół. Egzamin gimnazjalny zdają przecież wszyscy, więc uczyć się nie trzeba. Za tę bylejakość nikt już nie ponosi odpowiedzialności. Nie ulega też wątpliwości, że nie wszyscy absolwenci szkół podstawowych mogą i powinni kontynuować swoją edukację w szkołach ogólnokształcących o profilu akademickim, jakim jest gimnazjum. Jedynym zatem zyskiem reformy Mirosława Handke okazały się statystycznie korzystne wskaźniki oświatowe.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN ostrzegał przed wprowadzeniem gimnazjum jako jedynego typu szkoły średniej I stopnia, ale naukowcy zostali zignorowani przez MEN. Tymczasem mamy już dziesiątki badań wskazujących na ewidentną szkodliwość takiego modelu. Błąd tkwi w ustroju polskiego szkolnictwa, w jego patologicznej strukturze oraz rozwiązaniach organizacyjno-programowych, skoro w gimnazjach nie ma odrębnych i zróżnicowanych ścieżek czy struktur orientacji akademickiej, zawodowej, rzemieślniczej, artystycznej, technicznej, społecznej, prawnej, medycznej, przyrodniczej, matematyczno-fizycznej itp., gdyż wszyscy mają być kształceni ogólnie. Nic dziwnego, że część młodzieży o niższych aspiracjach edukacyjnych i słabszym potencjale rozwojowym buntuje się w gimnazjach, uciekając w agresywne zachowania wobec innych czy w postawy autodestrukcyjne (samobójstwa, samookaleczenia, uzależnienia itp.)
Jeśli więc jeszcze niektórzy z tej grupy (nie-)wykształconych trafiają do liceów, oczywiście tych z pogranicza, zmarginalizowanych, także we własnym środowisku, traktowanych i postrzeganych jako gorsze, to nie ma co się dziwić, że po semestrze lub trzech nauczyciele delikatnie „zachęcają” uczniów do rezygnacji z uczenia się w LO lub oni sami podejmują taką decyzję. Wówczas albo trafiają do szkół zawodowych, albo idą do pracy na czarno, albo powiększają środowiska przestępcze, które szybko dowartościują ich emocjonalnie i materialnie, wyrównując ich szanse życiowe, a nawet czyniąc je lepszymi od ich licealnych nauczycieli. Fatalna reforma ustroju szkolnego, która nie zagwarantowała po szkole podstawowej różnych typów szkół ponadpodstawowych, tylko wrzuciła wszystkich do szkoły o tradycji i modelu akademickiego kształcenia, musiała stać się powodem nie tylko zapaści w procesie wychowawczym w tych szkołach, narastających patologii, ale także zaburzeń osobowościowych młodego pokolenia, które nieustannie słyszy i czyta o braku dla niego perspektyw. Z badań PISA wśród 15-latków wynika, że co trzy lata zmniejsza się odsetek uczniów o najwyższych osiągnięciach szkolnych, a powiększa się grupa tych o najmniejszej wiedzy, na granicy analfabetyzmu!
Nic dziwnego, że w 2011 r. opozycyjne wobec rządzącej w Polsce partii – Platformy Obywatelskiej środowisko polityczne Prawa i Sprawiedliwości zapowiadało konieczność powrotu do rozwiązań ustrojowych sprzed 1999 r. Wtórowała mu w tym lewica. Dzisiaj, po wygranych wyborach powraca projekt powrotu do PRL-owskiej struktury systemu szkolnego. To błąd. Nie należy likwidować gimnazjów, tylko zaproponować obok nich równoległy typ 3-letniej szkoły ponadpodstawowej, która byłaby dla absolwentów szkół podstawowych o niższym poziomie aspiracji i możliwości uczenia się w modelu akademickim, by lepiej przygotować ich w tzw. szkole realnej do edukacji zawodowej, rzemieślniczej, artystycznej itp. Powołanie nowego, równorzędnego do gimnazjum typu szkoły pozwoliłoby części młodzieży przygotować się do kształcenia zawodowego na poziomie średnim, a najzdolniejszej grupie także na poziomie wyższym.
opr. ac/ac