Po raz pierwszy w historii muzułmanin będzie rządził Londynem - brzmi jak koniec świata? Spokojnie - na odtrąbianie islamskiej rekonkwisty jest jeszcze stanowczo za wcześnie
Po raz pierwszy w historii muzułmanin będzie rządził Londynem – brzmi jak koniec świata? Spokojnie – na odtrąbianie islamskiej rekonkwisty jest jeszcze stanowczo za wcześnie.
Zdecydowany faworyt przedwyborczych sondaży Sadiq Khan, reprezentujący Partię Pracy, wygrał w cuglach drugą turę wyborów samorządowych, w których stawką był fotel burmistrza Londynu. Ostatecznie zdecydowało się zagłosować na niego aż 56,8 proc. wyborców, czyli około 1,3 miliona mieszkańców brytyjskiej stolicy. Tym samym zdobył on najmocniejszy mandat wyborczy, jaki kiedykolwiek w historii uzyskał pojedynczy brytyjski polityk. Tak mocnego, jednoznacznego zwycięstwa muzułmanina pakistańskiego pochodzenia nie spodziewał się nikt – a już na pewno nie w czasach, kiedy hasło islam wywołuje na ulicach zachodnich miast nerwowe oglądanie się za siebie w poszukiwaniu potencjalnych terrorystów noszących pasy Szahida.
Kluczowe pytanie, jakie zadają dziś nie tylko politolodzy, brzmi: kto tak naprawdę zagłosował na Sadiqa Khana? I tu niespodzianka. O jego wyborczym zwycięstwie nie zadecydował wcale jakiś wielki, zjednoczony front islamistów. Owszem, przez swoją językową, wizualną i obyczajową odmienność muzułmanie sygnalizują mocno swoją obecność w Londynie – nie oznacza to jednak, że stanowią większość mieszkańców. Są jedynie jedną z większych części składowych ogromnej mozaiki religijnej i etnicznej, jaką jest dziś brytyjska stolica, nie bez powodu nazywana światową metropolią. Ponad połowę mieszkańców dzisiejszego Londynu stanowią obywatele o innym niż biały kolorze skóry, ze wszystkich krańców świata. Podobnie wygląda struktura religijna miasta: według szacunków prawie 50 proc. mieszkańców to chrześcijanie, 21 proc. zdeklarowani ateiści, 5 proc. wyznawcy hinduizmu, natomiast muzułmanie stanowią na razie około 13 proc. londyńczyków. Określenie „na razie” jest tu jak najbardziej wskazane, ponieważ to właśnie wyznawcy islamu są najszybciej rozwijającą się liczebnie wspólnotą religijną w Londynie. Tym niemniej siła głosu samych muzułmanów jest nadal zbyt słaba, by mogli oni samodzielnie wybrać swojego burmistrza.
W przypadku wyboru Khana kwestie religijne nie miały zresztą kluczowego znaczenia – a przynajmniej nie pierwszoplanowe. Zyskał on poparcie wszystkich grup społecznych – muzułmanów i chrześcijan, białych i kolorowych, rdzennych Brytyjczyków, jak i potomków mieszkańców zamorskich kolonii. Bez tego nie mógłby marzyć o wyborczym zwycięstwie w takim tyglu ras, religii i narodowości, jakim jest Londyn. On sam od samego początku przedstawiał się w kampanii wyborczej jako kandydat wszystkich londyńczyków. W przedwyborczym wywiadzie dla „Polish Weekly Magazine” mówił: „Jestem londyńczykiem, Anglikiem, Brytyjczykiem, Europejczykiem. Jestem muzułmaninem z korzeniami rodzinnymi w Azji i Pakistanie. To wszystko razem tworzy moją tożsamość” – tłumaczył, zaznaczając wyraźnie: „Podbudowuje mnie, że byłem ciepło przyjmowany w synagogach, kościołach, świątyniach, ale też fabrykach, bankach, firmach technologicznych... Ludzie patrzą na ciebie szerzej niż tylko przez takie klisze; patrzą na to, kim jesteś jako osoba, co sobą reprezentujesz, co jest dla ciebie ważne”.
W osiągnięciu wyborczego zwycięstwa nie przeszkodziła Khanowi nawet agresywna kampania wyborcza prowadzona przez jego konserwatywnego rywala, Zaca Goldsmitha, który przekonywał, że wybór praktykującego muzułmanina na burmistrza Londynu w dobie wzmożonego islamskiego terroryzmu stanowi poważne zagrożenie dla miasta. Wyborcy najwyraźniej jednak zignorowali jednak jego słowa.
Kim zatem tak naprawdę jest Sadiq Khan? To kolejne, bardzo ważne pytanie, bo właśnie w szczegółach biograficznych kryją się odpowiedzi dotyczące źródeł jego sukcesu oraz poglądów na świat. Wszystko wygląda tutaj jak w najbardziej klasycznej wersji bajki o pucybucie, który doszedł na szczyty. Jego rodzice byli pakistańskimi migrantami – ojciec przez wiele lat pracował jako kierowca autobusu, matka zarabiała na życie jako szwaczka. 45-letni dziś Khan oraz jego siódemka rodzeństwa wychowywali się w ubogiej czynszowej londyńskiej dzielnicy – i w jego przypadku naprawdę żadną przesadą nie jest stwierdzenie, że do wszystkiego doszedł sam, ciężką, uczciwą pracą. Khan pracował fizycznie, a jednocześnie studiował prawo. Skończył je z bardzo dobrymi wynikami i rozpoczął pracę w jednej z renomowanych kancelarii, od początku specjalizując się w prawach człowieka. Zarazem wykazywał spore talenty polityczne. Postanowił związać się z socjalistycznymi laburzystami – szybko awansował w strukturach partii i wkrótce został członkiem gabinetu premiera Gordona Browna; początkowo odpowiadał za ministerstwo ds. społeczności i mniejszości etnicznych, a potem za resort transportu.
Sadiq Khan jest także wierzącym sunnitą, trudno jednak uznać go za religijnego radykała, przeciwnie, reprezentuje raczej poglądy typowe dla repertuaru współczesnej europejskiej lewicy – poparł m.in. postulat legalizacji małżeństw homoseksualnych, za co spotkała go fala krytyki ze strony współwyznawców. Jeden z imamów nałożył nawet na niego fatwę i ogłosił wykluczenie ze społeczności muzułmańskiej. Przeciwnicy wypominają mu jednak, że w przeszłości bronił jako adwokat m.in. osób podejrzanych o terroryzm islamski. Jednakże ten sam Khan jako jeden ze swoich wyborczych postulatów przed wyborami samorządowymi wskazał na walkę z radykalizacją postaw wśród społeczności muzułmańskiej. Ale w kampanii wyborczej postawił przede wszystkim na kwestie socjalne – krytykował zwłaszcza zbyt drogi transport i nierozwiązane problemy mieszkaniowe – podkreślając, że chce, aby wszyscy mieszkańcy Londynu mieli równe szanse do życia i rozwoju.
Po wyborczym zwycięstwie Khan akcentował natomiast nie swoją muzułmańską religijność, ale właśnie „tutejszość”, mówiąc, że jest dumny z tego, że „miasto, które mój ojciec wybrał na nasz dom, dziś wybrało jedno z jego dzieci na nowego mera miasta”. Wykonał także szereg charakterystycznych dla siebie gestów, nastawionych na dialog międzykulturowy: Ceremonia jego zaprzysiężenia, zamiast w zwyczajowym, polityczno-prawnym „świeckim” otoczeniu, odbyła się w anglikańskiej katedrze w Southwark. Natomiast jego pierwszym oficjalnym wystąpieniem w roli burmistrza był udział w londyńskich uroczystościach Dnia Pamięci o Holokauście.
Wbrew obiegowej opinii, Sadiq Khan nie jest pierwszym muzułmańskim burmistrzem wielkiego, europejskiego miasta. Wystarczy wymienić choćby rządzącego od 2008 r. Rotterdamem Ahmeda Aboutaleba, sunnitę pochodzenia marokańskiego, który przyjechał do Europy dopiero w wieku 15 lat. Zasłynął on z ostrych wypowiedzi pod adresem radykalnych muzułmanów. W jednej z nich – tuż po zamachu na paryską redakcję „Charlie Hebdo” – w mało parlamentarnych słowach radził wszystkim imigrantom, którzy nie doceniają wartości zachodnich cywilizacji, pakować walizki i wracać, skąd przyszli. Inny przykład: kilkanaście dni temu po raz pierwszy w historii Niemiec na przewodniczącego parlamentu jednego z krajów związkowych wybrany został wyznawca islamu, na dodatek kobieta. Mowa o 50-letniej, pochodzącej z Turcji, Muhterem Aras z partii Zielonych, która będzie kierować pracami parlamentu Badenii-Wirtembergii.
Pytanie tylko, czy Khan, Aboutaleb i Aras to typowi przedstawiciele europejskiego islamu? Im się udało, skorzystali z szansy rozwoju, zrobili kariery, zeuropeizowali się i zasymilowali w pozytywnym znaczeniu tego słowa. To ważne przykłady, bo pokazują, że przy odrobinie wysiłku, a przede wszystkim dobrej woli, jest to możliwe. Nie mogą one jednakże zamazać, dominującego wyraźnie w europejskim krajobrazie, widoku na poły zamkniętych islamskich dzielnic, w których rząd dusz sprawują radykalni imamowie, zatruwający umysły młodych muzułmanów interpretacjami Koranu w duchu krwawego dżihadu. Umiarkowani islamiści prędzej czy później popadają zresztą i tak w konflikt z radykałami. Dowodem na to jest choćby tragiczna historia kioskarza z Glasgow, Asad Shaha, członka umiarkowanej i propagującej pokojowy dialog międzyreligijny wspólnoty muzułmańskiej Ahmadijja. Został on zasztyletowany przez radykalnego islamistę, po tym gdy umieścił w internecie filmik, w którym życzył spokojnych Świąt Wielkanocnych swoim chrześcijańskim znajomym.
Zwycięstwo Sadiqa Khana niczego więc w istocie nie zmienia ani nie przełamuje. Przeciwnie – niezależnie od tego, jak bardzo umiarkowany i zeuropeizowany byłby nowy włodarz Londynu, efekt psychologiczny jest taki sam. Zarówno dla świata zachodniego jak i dla samych islamistów liczy się tylko to, że burmistrzem został muzułmanin. Ze wszelkim bagażem stereotypowych skojarzeń.
opr. ac/ac