Polityka z zasadami

Gdzie spotyka się dwóch Polaków, tam są trzy zdania na ten sam temat...

Gdzie spotyka się dwóch Polaków, tam zaraz pojawiają się trzy zdania na ten sam temat. Trzeba przyznać, że w tym starym porzekadle tkwi sporo prawdy o naszym wybitnie rozpolitykowanym narodzie. Żaden papież nie rozumiał tej polskiej specyfiki tak dobrze, jak Jan Paweł II, nasz rodak na Stolicy Piotrowej.

Im bardziej polskie społeczeństwo jest dziś skłócone i podzielone, im poważniejszy kryzys polityczny toczy nasz kraj, tym dotkliwiej odczuwamy brak pasterskiej opieki Ojca Świętego Jana Pawła II. Na szczęście zostały nam jeszcze jego dawne słowa... od lat politycy wszelkiej maści i wszelkich opcji partyjnych próbują zawłaszczać i wykorzystywać do własnych celów rozmaite publiczne wypowiedzi Papieża Polaka. Tak czyni np. jedno z najbardziej agresywnych i brutalnych ugrupowań na polskiej scenie politycznej. Od pewnego czasu obok partyjnego logo owego ugrupowania figuruje wyrwane z kontekstu zdanie, wypowiedziane onegdaj przez Jana Pawła II: „Nie do przyjęcia jest twierdzenie, iż po upadku komunizmu jedyną alternatywą jest kapitalizm" (tak jakby Papież wielokrotnie nie wypowiadał się pozytywnie o wolnym rynku i własności prywatnej).

Tymczasem w pohtyce nie chodzi przecież o to, żeby wykazywać, że jakaś partia jest jedynym spadkobiercą papieskiej myśli, albo że realizuje ją najlepiej ze wszystkich ugrupowań. Tego nie życzyłby sobie przede wszystkim sam Jan Paweł II. Dla niego przynależność partyjna była bowiem czymś wtórnym, a najważniejszym kryterium, z którego „rozliczał" polityków, było dążenie do zgodnego współdziałania w trosce o dobro wspólne. Czyli akurat to, czego dziś w największym stopniu brakuje naszym rodzimym „politykierom".

Solidarność - to znaczy: jeden i drugi

11 czerwca 1999 roku, podczas jedynej w historii wizyty głowy Kościoła w polskim parlamencie, Jan Paweł II wyraźnie wskazał, jak powinna wyglądać polityka przez duże „P". Przywołując etos „Solidarności", mówił wtedy do naszych parlamentarzystów: „Dzisiaj zostało wam powierzone tamto dziedzictwo odważnych i ambitnych wysiłków podejmowanych w imię najwyższego dobra Rzeczypospolitej, od was zależy, jaki konkretny kształt przybierać będzie w Polsce wolność i demokracja".

Słuchali go wówczas przedstawiciele wszystkich opcji politycznych: ci z lewa i ci z prawa, umiarkowani i radykałowie, chłopi i inteligenci. I zdaje się, że czynili to niezbyt uważnie. Bo z pewnością nie wyciągnęli odpowiednich wniosków z tamtego przemówienia.

Dlatego dla odświeżenia pamięci polskich polityków - szczególnie tych wywodzących się z pnia „solidarnościowego" - warto przypomnieć słowa, jakie w 1987 roku Ojciec Święty wypowiedział na gdańskiej Zaspie, stojąc pośrodku księżycowego krajobrazu socjalistycznych blokowisk: „Jeden drugiego brzemiona noście, to zdanie Apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. Sohdarność - to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni - przeciw drugim. I nigdy «brzemię» dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza od solidarności".

I jeszcze inna papieska myśl wypowiedziana już podczas pamiętnej wizyty w parlamencie w 1999 roku: „Pamięć o moralnych przesłaniach «Solidarności», a także o naszych, jakże często tragicznych doświadczeniach historycznych, winna dziś oddziaływać w większym stopniu na jakość polskiego życia zbiorowego, na styl uprawiania polityki czy jakiejkolwiek działalności publicznej, zwłaszcza takiej, która jest sprawowana na mocy społecznego wyboru i zaufania".

Człowiek - głupcze!

Myśl papieska jest jasna: żaden polityk, żadna ideologia nie mogą funkcjonować w oderwaniu od zasad etycznych. Ta prawda powinna obowiązywać także - a może przede wszystkim - w życiu publicznym. Dziś, w świetle obowiązujących dość powszechnie praktyk politycznych, słowa te dla wielu mogą wydawać się nieco śmieszne i naiwne, ale to tylko dowodzi tego, jak nisko upadła nasza rodzima polityka.

Mało kto pamięta też o słynnym papieskim zdaniu zawartym w encyklice „Veritatis splendor" z 1993 roku: „Jeśli bowiem nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm".

Na jakim zatem fundamencie politycy winni budować szczęście i pomyślność swoich wyborców? Taką receptę przedstawił naszym parlamentarzystom Papież podczas swojej wizyty w 1999 roku: „Dziś, w tym miejscu, w jakiś sposób szczególny uświadamiamy sobie zasadniczą rolę, jaką w demokratycznym państwie spełnia sprawiedliwy porządek prawny, którego fundamentem zawsze i wszędzie winien być człowiek i pełna prawda o człowieku, jego niezbywalne prawa i prawa całej wspólnoty, której na imię naród".

Podobnych słów Jan Paweł II użył dwadzieścia lat wcześniej, podczas przemówienia w nowojorskiej siedzibie ONZ, kiedy dowodził, że „cała działalność polityczna wewnątrzpaństwowa czy międzynarodowa - w ostatecznej analizie - jest z człowieka, przez człowieka i dla człowieka".

Dla dobra wspólnego

Niestety, po kilkunastu latach funkcjonowania odnowionej polskiej demokracji, musimy znów wrócić do źródeł, czyli do tłumaczenia politykom podstawowych pojęć etycznych. I tak jak Ojciec Święty przemawiał do włodarzy komunistycznego państwa na Zamku Królewskim w Warszawie w 1987 roku, tak my powinniśmy powtarzać dzisiejszym wybrańcom narodu tamte pamiętne słowa: „Więc trzeba zaczynać od społeczeństwa. (...) Każdy z tych łudzi ma swoją osobową godność, ma prawa tej godności odpowiadające. W imię tej godności słusznie każdy i wszyscy dążą do tego, aby być nie tylko przedmiotem nadrzędnego działania władzy, instytucji życia państwowego - ale być podmiotem. A być podmiotem to znaczy uczestniczyć w stanowieniu o «pospolitej rzeczy» wszystkich Polaków".

Kluczowe zagadnienie w papieskim przesłaniu kierowanym nieodmiennie do polityków stanowi pojęcie „dobra wspólnego". W czasie swojego pontyfikatu Jan Paweł II nieustannie przywoływał słowa zawarte w soborowej konstytucji „Gaudium et spes": „Dobro zaś wspólne obejmuje sumę tych warunków życia społecznego, dzięki którym jednostki, rodziny i zrzeszenia mogą pełniej i łatwiej osiągnąć swoją własną doskonałość".

Wielokrotnie też Ojciec Święty przestrzegał polityków przed pokusą wykorzystywania zajmowanego stanowiska dla własnej prywaty, przypominając m.in., że „sprawowanie władzy politycznej winno mieć za podstawę ducha służby, gdyż tylko on, w połączeniu z konieczną kompetencją i skutecznością działania decyduje o tym, czy poczynania polityków są «jawne» i «czyste», zgodnie z tym, czego - zresztą słusznie - ludzie od nich wymagają" (adhortacja apostolska „Christifideles laici" z 1988 roku).

Nade wszystko jednak pamiętajmy o tym, że Jan Paweł II był papieżem, który przez cały swój pontyfikat mówił przede wszystkim o miłości. Być może więc jedna z jego najpiękniejszych i najważniejszych wypowiedzi na temat uczestnictwa w życiu publicznym padła podczas wizyty na Węgrzech w 1993 roku: „Społeczeństwa szczęśliwego i autentycznie ludzkiego nie sposób stworzyć bez miłosierdzia, miłości i przebaczenia. Wy staracie się tworzyć nowe, demokratyczne społeczeństwo oparte na prawie i sprawiedliwości. Ja dodam: nie możecie zbudować tego miasta, jeśli nie podejmiecie realizacji takich wartości jak miłosierdzie i miłość". i

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama