Siwy przypływ czyli zmierzch Europy

Czy Europę czeka katastrofa demograficzna?

Przez wiele lat różni specjaliści na konferencjach międzynarodowych ostrzegali, że największym zagrożeniem dla świata jest groźba przeludnienia, czyli tzw. bomba demograficzna. W związku z tym na szeroką skalę prowadzona była polityka oraz propaganda kontroli urodzeń. Doprowadziło to do upowszechnienia antykoncepcji, zalegalizowania aborcji, promowania sterylizacji.

Głosów ostrzegających przed eksplozją demograficzną jest jednak w środowiskach naukowców coraz mniej. Okazuje się bowiem, że tezy o powszechnym kryzysie ludnościowym i nieodwracalnym wyczerpywaniu się zasobów naturalnych są nieprawdziwe. Światu nie grozi żadna bomba demograficzna. W stosunku do wielkości zasobów naturalnych oraz możliwości ich pomnażania ludzi nie jest na Ziemi ani za dużo, ani za mało.

Obserwując tendencje demograficzne na wszystkich kontynentach, badacze doszli do wniosku, że szczyt zaludnienia naszej planety nastąpi w 2070 roku. Wówczas na Ziemi będzie mieszkać 9 miliardów ludzi, ale już w ciągu następnych 30 lat ich liczba spadnie o 600 milionów. Pojawi się natomiast na wielką skalę inny problem — starzenie się społeczeństw. O ile dziś tylko jedna dziesiąta mieszkańców świata ma ponad 60 lat, o tyle w 2100 roku będzie to już jedna trzecia (niemal 3 miliardy ludzi).

Widmo katastrofy

Ten problem już dziś dotyka Europę. W większości krajów naszego kontynentu, na skutek spadku liczby urodzeń, maleje liczba mieszkańców. Na przykład, co trzecia Niemka w wieku 35 lat nie ma potomstwa. Nic więc dziwnego, że w ubiegłym roku umarło o 80 tys. Niemców więcej niż się urodziło. Jest to przyczyną gwałtownego starzenia się tego społeczeństwa. To z kolei — jak przewidują ekonomiści — spowoduje wkrótce załamanie się systemu emerytalnego, a wraz z tym gwałtowne pogorszenie warunków życia. Zaczyna bowiem brakować siły roboczej, zdolnej utrzymać tak wielką armię emerytów. Tym bardziej, że z roku na rok rosną wydatki na emerytury, szpitale, pielęgniarki czy domy opieki. Starzenie się społeczeństwa powoduje też spadek oszczędności i spowolnienie produkcji.

Zdaniem twórcy szwedzkiej reformy emerytalnej Bo Koenberga, jeśli kraje Europy Zachodniej nie dokonają w swych systemach socjalnych jak najszybciej radykalnych zmian (radykalnych, tzn. podniesienia wieku emerytalnego i zmniejszenia świadczeń), to w ciągu 10-15 lat czeka je krach finansów publicznych. W państwach takich jak Niemcy, Francja czy Włochy próbowano co prawda przeprowadzić takie reformy, ale zbyt silny okazał się opór związków zawodowych, które udaremniły owe plany. Tymczasem jeśli stary system świadczeń społecznych zostanie utrzymany, to w 2040 roku pochłonie on w Niemczech aż 47 proc. PKB (produktu krajowego brutto). Oznacza to, że każdy aktywny zawodowo Niemiec będzie pracował na utrzymanie jednego emeryta (dziś ta proporcja wynosi 3:1).

Pełzająca islamizacja

Jedynym ratunkiem w wielu krajach Zachodu stało się więc sprowadzanie taniej siły roboczej z krajów Trzeciego Świata. Ponieważ wśród gastarbeiterów przyrost naturalny jest bardzo wysoki, prowadzi to do zmian w stosunkach ludnościowych. Już teraz w berlińskich czy frankfurckich przedszkolach niemieckie dzieci należą do mniejszości; dominują maluchy tureckie, kurdyjskie czy murzyńskie.

Podobne procesy zachodzą w innych krajach Europy Zachodniej, gdzie kurczy się gwałtownie liczba miejscowej ludności, przybywa natomiast imigrantów z państw słabo rozwiniętych, głównie z krajów islamskich. Już w tej chwili np. we Francji żyje 4 mln muzułmanów, w Niemczech — 2,5 mln, zaś w Wielkiej Brytanii — ponad milion. Ponieważ nie próbują się oni zasymilować, lecz w swej masie kultywują własne tradycje religijne i kulturowe, może to z czasem doprowadzić do eskalowania napięć społecznych.

Postkomunistyczna starość

Kryzys demograficzny dotyczy nie tylko Europy Zachodniej, lecz również Wschodniej. Na przykład w ciągu 13 ostatnich lat liczba ludności na Ukrainie zmalała aż o 4 mln mieszkańców — z 52 do 48 milionów. Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest plaga aborcji. Co roku na Ukrainie uśmierca się bowiem 1,5 miliona istnień ludzkich w łonach matek. Według Mykoły Habera, szefa parlamentarnej komisji ds. demografii w Kijowie, w tej chwili przeciętny pracownik na Ukrainie musi utrzymać dzięki swej pracy aż pięć osób (dzieci, emerytów, inwalidów i bezrobotnych).

Alarmujące są również statystyki z innych krajów postkomunistycznych. Tylko w 2001 roku ludność Bułgarii zmniejszyła się o 42 tys., Rumunii o 40 tys., Węgier o 32 tys., a Czech o 20 tys. Na tą listę można wpisać również Polskę, gdzie liczba ludności zmalała w zeszłym roku o 15 tys.

Od roku 1989 nie ma w naszym kraju reprodukcji pokoleń, zaś starzenie się polskiej ludności nabrało cech procesu nieodwracalnego. Będzie to miało wpływ również na sytuację ekonomiczną. Już w tej chwili Polska ma znacznie większy procent obciążenia budżetu wydatkami na renty i emerytury niż najbardziej starzejące się państwa zachodnie. Zjawisko to będzie się jeszcze pogłębiać. Prognozy wskazują, że w połowie XXI wieku liczba ludności Polski skurczy się do 36 mln.

Śmierć Zachodu?

Trzy lata temu Peter G. Paterson, osoba bardzo wpływowa w Stanach Zjednoczonych (przewodniczący Rady Stosunków Zagranicznych i Instytutu Gospodarki Międzynarodowej oraz wiceprezes Banku Rezerwy Federalnej USA), wydał książkę pt. „Siwy przypływ: jak nadchodząca fala starości przeobrazi Amerykę i świat”. Przewiduje w niej, że największym problemem ludzkości w XXI stuleciu będzie starzenie się populacji w krajach najbardziej rozwiniętych. Przy obecnych tendencjach demograficznych nie będzie bowiem możliwe zabezpieczenie starości na takim poziomie socjalnym jak dziś. Zdaniem Petersona, będzie to pierwszoplanowy problem nie tylko ekonomiczny, lecz również społeczny i polityczny.

Na początku tego roku z kolei swoją książkę wydał były kandydat na prezydenta USA Pat Buchanan. Nosi ona tytuł „Śmierć Zachodu”. Autor uważa, że w XXI wieku dokona się opanowanie Europy przez muzułmanów, Ameryki Północnej przez Latynosów, a Syberii przez Chińczyków. Opiera się on m.in. na prognozach demografów, którzy np. przewidują, że w ciągu najbliższych 50 lat ludność Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej ma wzrosnąć z 3 do 4 miliardów, podczas gdy liczba Europejczyków zmniejszy się z 380 do 250 milionów.

Obecnie mieszkańcy starej Europy stanowią 10 procent ludności globu. Za 50 lat będzie ich już tylko 5 procent. Ekonomiści i demografowie przewidują, że jeszcze w tym stuleciu Europa stanie się mało znaczącym marginesem świata, wymierającym kontynentem, w którym miejsce dotychczasowej ludności zajmą przybysze z zewnątrz. Przyszłość należeć będzie do tych, którzy otwarci są na dar życia. W tym kontekście dodatkowego sensu nabierają słowa Jana Pawła II, że przyszłość należy do cywilizacji życia.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama