Nic w naszym życiu nie jest za karę. Karę wymierza grzech grzesznikowi
Jesteśmy zmęczeni pracą. Niektórzy z nas muszą się solidnie zmęczyć, żeby do pracy dojechać, a potem wrócić z niej do domu. Warunki ekonomiczne i gospodarcze zmuszają wielu do wykonywania takich prac, które w danej chwili są dostępne, a nie tych, które czyniliby z zamiłowaniem i znawstwem. Może dlatego często narzekamy na pracę. Na trud z nią związany, układy w pracy, godziny, warunki i okoliczności. Dojeżdżam do pracy szybką koleją miejską lub autobusem i czasem uważnie przysłuchuję się rozmowom toczonym w tychże środkach lokomocji. Podróżujemy – ogólnie rzecz ujmując – zmęczeni i smutni. Dlaczego? Czy tylko warunki ekonomiczne i społeczne sprawiają, że praca nie daje nam radości? Co się dzieje wokół nas, a może bardziej jeszcze w nas samych, że smutniejemy i szarzejemy w pracy, zamiast się rozwijać i tworzyć dzieło naszej pracy z radością?
Kiedyś przeczytałam w dzienniczku św. siostry Faustyny słowa Pana Jezusa: „Grzech karze grzesznika”. Jak to: karze? Jedni mówią, że człowiek sam sobie wymierza karę albo że inni to czynią, albo jeszcze że to Bóg karze! A Jezus mówi, że grzech karze grzesznika? Jak to jest? W jaki sposób? Na czym polega kara wymierzona przez grzech? Jedną z kar, jaką grzech wymierza grzesznikowi, jest smutek. Dlaczego jesteśmy smutni w naszej pracy? Czyżby pracą można było grzeszyć? „Tak – pomyślałam - przecież można nic nie robić i wtedy człowiek gnuśnieje, smutnieje, zapada się w gorycz i pustkę”. Lecz czy może grzeszyć pracą człowiek, który pracuje? Może. Teraz więc kilka słów o grzechach człowieka pracującego i skutkach owych grzechów.
W pracy można zabijać czas! Dosłownie i okrutnie zabijać czas! W jaki sposób? Wystarczy długo zaczynać pracę, bo najpierw trzeba odpocząć po drodze do pracy, potem kawka, potem kilka zdań z kolegą lub koleżanką, potem wymiana poglądów i opinii na najbardziej aktualne problemy wagi światowej, państwowej, sąsiedzkiej i koleżeńskiej, potem długie przyglądanie się temu, co trzeba zrobić. Po chwili już wiadomo, że kawa wystygła albo się skończyła, ktoś zadzwonił na komórkę, ktoś niespodziewanie przyszedł, coś się wydarzyło, trzeba sprawdzić pocztę elektroniczną. Jak mało czasu na pracę w pracy! A zabijany czas broni się, przypomina gdzieś wewnątrz człowieka, że powinien być inaczej wykorzystany, dopomina się o swoje poczuciem, że to nie ma sensu, że ta praca to same nudy, że nie warto, ale trudno! Innej pracy nie ma, jutro trzeba będzie znowu jechać do „roboty”.
Symulowanie pracy! O tak! Do tego trzeba być trochę aktorem. Ale mamy zdolności aktorskie, mamy! Iluż jest ludzi, którzy są wiecznie zapracowani, nic nie robiąc. Nic poza szumem i hałasem wokół własnej osoby. Nigdy nie mają czasu. Zawsze są zajęci. Zawsze mają mnóstwo spraw na głowie i dlatego nie mogą się zająć niczym konkretnym. Gdyby po dniu pracy ktoś zażądał konkretnego nazwania i wyliczenia tego, co zrobili, okazałoby się, że… nic, bo wiele spraw musieli załatwić. Symulacja karze tego, który symuluje, poczuciem i doświadczeniem wewnętrznej pustki. Bolesnym przeżywaniem siebie jako kogoś bez wartości, kogoś, kogo nie ma, bo przecież naprawdę jest i staje się człowiekiem ten, kto potrafi opierać się przeciwnościom, trudom i wyzwaniom. A symulant wszystko robi na niby. Tylko cierpi (na własne życzenie!) naprawdę!
Bylejakość pracy! Byle było, jakoś to będzie! Rzetelność to określony wysiłek. A człowiek jest taki zmęczony, tyle ma swoich spraw, kłopotów, zmartwień, no i jeszcze powinien móc gdzieś odpocząć. W domu się nie da, to gdzieś trzeba! Poza tym nie ma co wychylać się do przodu. Nikt się w pracy za bardzo nie wychyla. Im więcej pokażesz, że umiesz, tym więcej będą na tobie żerować. Żeby okazać się najlepszym?! Owszem, ale tylko po to, żeby mieć większą kasę i lepsze stanowisko. Ale to sprawa układów, więc nie ma co się męczyć! Można tak pracować, ale jak to strasznie męczy! Im bardziej byle jaka nasza praca, tym większe zmęczenie. I nawet odpocząć nie ma jak, bo naprawdę odpocząć można po solidnej pracy.
Podnoszenie kwalifikacji. Trzeba się dokształcać. A jakże! I zdobywać stopnie awansów zawodowych. Nie inaczej! Dziś bez papierka nie ma co marzyć o pracy. Więc zdobywamy papierki i nawet wielu nie ukrywa, że robią kursy i studia podyplomowe tylko dla papierka. Jak niewiele wiedzieli przed kolejnymi studiami, tak samo mało wiedzą po ich ukończeniu. Ale papierek jest! Awans będzie! A wewnątrz takiego człowieka? Pustka, znudzenie, narastająca złość (żeby nie powiedzieć wściekłość) na system, na konieczność, na układy i na siebie samego.
Nieuprzejmość. Kilka miesięcy temu pani przy okienku w kasie dworca PKS przywitała mnie złowieszczym spojrzeniem i głośnym: „Czego?!”. Można się uśmiechnąć, bo to jak z filmów o PRL-u, ale to nie był film. Niestety. Po wielokroć się zdarza, że wtedy, gdy trzeba się czegoś dowiedzieć, coś kupić, załatwić, zorganizować, osoba, która powinna nam w tym pomóc z racji wykonywanej pracy, zwraca się do nas owym: „Czego?!”, które czasem wypowiadają usta, a kiedy indziej postawa. Czy można się czuć dobrze po tak wykonywanej pracy? Jak mogą zrodzić się w pani lub panu od owego „Czego?!” satysfakcja, radość z dobrze spełnionego obowiązku i głębokie poczucie sensu tego, co robią? Człowiek zbiera to, co sieje. Tam, gdzie sieje nieuprzejmość, brak delikatności, taktu i otwarcia na innych, tam zbierze smutek i wzbierającą w nim niechęć do samego siebie.
Praca nie jest karą. Jest drogą rozwoju i odnajdywania siebie w świecie piękna, sensu i miłości. Jeśli do tego nie prowadzi, to znaczy, że coś jest nie tak w naszym podejściu do pracy. Wtedy trzeba się jej przyjrzeć, czy przypadkiem pracą nie grzeszymy. A jeśli tak, nazwać po imieniu grzechy naszej pracy. Jest ich znacznie więcej niż te, które wymieniłam. Po czym je rozpoznać? Po skutkach. Zgodnie z zasadą ewangeliczną: „Po owocach ich poznacie”. Trzeba zapytać siebie: „Jakie owoce we mnie, w mojej duszy, psychice i życiu wydaje praca, którą wykonuję?”.
Nic w naszym życiu nie jest za karę. Karę wymierza grzech grzesznikowi. Grzech jest naszym wyborem, więc i skutki grzechu są naszym wyborem. A Bóg pragnie, abyśmy byli szczęśliwi. Dlatego dał nam pracę!
opr. aś/aś