Przed wyborami 2005: czego jeszcze możemy się spodziewać po SLD?
Użycie w politycznej grze postkomunistów terminu papieskiej pielgrzymki - pamiętajmy o stanie zdrowia Ojca Świętego i o tym, jak olbrzymim wysiłkiem jest dla niego taka podróż - to po prostu policzek wymierzony narodowi.
Zostań z nami" - za każdym razem, kiedy Ojciec Święty kończył pielgrzymkę do Ojczyzny, słyszał zgodny okrzyk tysięcy żegnających go ludzi. Każda podróż Jana Pawła II do Polski stawała się wydarzeniem wpływającym na zachowania społeczne i publiczne Polaków. Przede wszystkim jednak była impulsem o charakterze duchowym i religijnym. Różni specjaliści od inżynierii społecznej tłumaczyli nam, że po upadku komunizmu przywiązanie Polaków do religii i Kościoła będzie gwałtownie się zmniejszać, że staniemy się zwyczajnym społeczeństwem konsumpcyjnym. Tymczasem nic takiego się nie stało. A podstawy społeczne dla ateizacji życia społecznego były. Po roku 1989 bardzo wielu z nas zachłysnęło się odzyskaną wolnością. W naturalny sposób było to zachłyśnięcie się wolnością „od", a nie „do". Zachwyt zasadą, że wszystko, co nie jest zakazane jest dozwolone, nie wróżył dobrze nauczaniu społecznemu Kościoła, zbudowanemu na zasadzie obowiązku i odpowiedzialności. Niezwykły wpływ kolejnych pielgrzymek Papieża i jego osobisty autorytet sprawiły, że Polacy nie odwrócili się od religii. Wpływ Jana Pawła II działa łagodząco na nasze wewnętrzne konflikty, a znaczenie kolejnych podróży do Polski jest dużo większe niż takich czy innych wyborów lub referendów.
Dla czytelników „Przewodnika" powyższe stwierdzenia są oczywistością. Przypominam o tym jednak, bo kolejna papieska pielgrzymka nagle stała się elementem polskiej rozgrywki politycznej. Mieliśmy i mamy nadzieję, że Ojciec Święty przyjedzie w tym roku do Ojczyzny. Sygnały, że jest taka szansa, jakie w ubiegłym roku napłynęły z Rzymu, spowodowały, że miliony ludzi skupiły się na oczekiwaniu - kiedy i dokąd Papież przyjedzie. I nagle w ubiegłym tygodniu dostaliśmy zimny prysznic. Podróż nie jest planowana, bo w Polsce jest rok wyborczy, oznajmił rzecznik prasowy Watykanu. Wypowiedź Joachima Navarro-Valsa zabrzmiała dziwnie. Nie ma zwyczaju podawania motywacji tego, że pielgrzymka nie jest planowana. Co więcej, polscy biskupi usłyszeli w Rzymie, iż Jan Paweł II chciałby przyjechać do Ojczyzny. Wydaje się, że powodem niezwyczajnego dwugłosu na linii Rzym-Warszawa stały się zapowiedzi polityków SLD, że planują wybory parlamentarne na 19 czerwca. A właśnie ta data, data Kongresu Eucharystycznego, była najbardziej prawdopodobnym terminem papieskiej pielgrzymki. Przypadek? Być może. Biorąc jednak pod uwagę, że rządzący postkomuniści próbują odbudowywać swoją polityczną tożsamość na antyklerykalizmie i napaściach na Kościół, to należy się zastanowić, czy jest to wyłącznie zbieg okoliczności. Dla Aleksandra Kwaśniewskiego elektorat złożony z czytelników tygodnika „Nie" jest zbyt cenny, by rezygnował z niego, pokazując się jako serdeczny gospodarz pielgrzymki Papieża. A na innych wyborców lewica nie bardzo może liczyć. Od jakiegoś już czasu okazuje się, iż czynnikiem cementującym rządzącą Polską formację stają się boje o rzekome prawa homoseksualistów i nieskrępowane prawo do aborcji na życzenie. Nauczanie Jana Pawła II stoi w jaskrawej sprzeczności z tą ideologią.
Na dodatek lewica mogła się obawiać, że pielgrzymka Ojca Świętego zmobilizuje elektorat katolicki do tego, by iść i głosować. A przecież chodzi o to, by do urn poszedł przede wszystkim twardy, ubecki, zdyscyplinowany elektorat lewicy pod hasłem obrony przed „prawicowymi oszołomami". Doprowadzono w efekcie do sytuacji, jakiej nie śmieli sobie wyobrazić nawet władcy PRL. Watykan otrzymał sygnał polityczny, iż podróż Jana Pawła II do Polski nie jest przez władze naszego kraju oczekiwana w planowanym (choćby i potencjalnym) terminie. Tym można tłumaczyć dziwaczny komunikat rzecznika prasowego Papieża. Bo w języku dyplomatycznym powiedział on tyle, że wizyta była rozważana, lecz w wyniku kolizji z terminarzem politycznym nie może się odbyć.
Obawiam się, że gdybyśmy spytali obywateli - co jest ważniejsze: pielgrzymka Papieża czy wybory? -90 proc. nie miałoby wątpliwości. Ale wiedzą o tym również postkomuniści, dla których cała afera jest po prostu wymarzona. Z jednej strony chcieliby doprowadzić do przeciągnięcia swojej władzy najdłużej jak to możliwe. Z drugiej zdają sobie sprawę, że kolejne (trzecie już) odwołanie publicznie zadeklarowanego terminu wyborów utwierdzi obywateli w przekonaniu, że mają do czynienia z szajką notorycznych kłamców, a nie polityczną formacją. Bardziej inteligentni z postkomunistów wiedzą też, że ich szansę wyborcze jesienią będą wyglądały jeszcze marniej niż wiosną, próbują więc doprowadzić do połączenia wyborów z referendum w sprawie Konstytucji Europejskiej. Dla nich czerwcowa wizyta Papieża także jest niewygodna, bo Jan Paweł II jest wprawdzie wielkim zwolennikiem jednoczenia Europy, ale nie chce, by było to zjednoczenie na podstawie antychrześcijańskiej. Jego nauczanie stoi w jaskrawej sprzeczności z kłamstwem, które jest uparcie wmawiane Polakom, iż przyjęcie Konstytucji UE jest warunkiem naszego pozostawania w zjednoczonej Europie. Papież od dnia swojego wyboru przypomina nam, że jesteśmy Europejczykami i mamy prawo do wypowiadania własnego zdania w Europie.
Doprowadzenie do „wyborczego" zgrzytu na linii Polska-Watykan jest majstersztykiem komunistycznej dyplomacji. Można teraz dowolnie grać terminem wyborów do jednej części obywateli, mówiąc, że „chcieliśmy wyborów wiosennych, no ale nawet opozycja protestowała przeciwko temu", do twardego elektoratu antychrześcijańskiego towarzysze zamrugają okiem i powiedzą - „nie daliśmy się sterroryzować czarnym, nawet generał Jaruzelski w stanie wojennym musiał się zgodzić na podróż Papieża, a my nie...", a sami zabiorą się do jednoczenia tak zwanej lewicy na podstawie modelu hiszpańskiego, czyli zbierając wszelkie mniejszości seksualne i głosząc tęczową rewolucję.
Gdzie w tym wszystkim interes narodowy? To nigdy specjalnie nie interesowało lewicy. A w interesie naszym jako obywateli leży jak najszybsze przeprowadzenie wyborów. Przede wszystkim dlatego, że od co najmniej roku rządzą nami ludzie pozbawieni społecznego poparcia. To zaprzeczenie fundamentalnej zasady demokracji. Co więcej, są to rządy ufundowane na obronie małego partyjnego i grupowego interesiku. Jeszcze kilka miesięcy pobierania diet, jeszcze kilka miesięcy dumnego wymachiwania legitymacją poselską. To ideologia większości sejmowej. A ich przywódcy doskonale pamiętają, że za chwilę Sejm wybierać będzie kolejnych członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Trzeba dopilnować swoich interesów i wybrać godnych następców pana Czarzastego. Na lata uda się zapobiec dekomunizacji mediów. Uda się wysłać kilkuset zasłużonych towarzyszy na placówki dyplomatyczne. Co nieco jeszcze się sprywatyzuje, obsadzi i uniezależni od rządu kilkadziesiąt instytucji publicznych, a jak dobrze pójdzie, to można będzie sprywatyzować sektor energetyczny, wypełniając zobowiązania wobec życzliwych sąsiadów ze wschodu. Tak jak wypełniono zobowiązania wobec Eureko, sprzedając PZU i jeszcze oskarżając o to poprzedników. Tak jak powrócono do kontraktu z Izraelem na produkcję rakiet - kontraktu zerwanego ze względu na skandaliczne warunki przez poprzedni rząd. No i jeszcze jedna rzecz - dalsze trwanie układu pozwoli na zatuszowanie spraw podobnych do tego, co działo się w Opolu czy Starachowicach. I jeszcze może się uda ubabrać w błocie kolejne osoby z opozycji, tym chętniej, im więcej pożytecznych rzeczy mogą zrobić.
Każdy dzień działania tego Sejmu i tego rządu powoduje wymierne, a jeszcze bardziej niewymierne -psychospołeczne - straty dla Polski. Wciąganie do toczącej się wojny na pomyje żywotnych interesów narodowych związanych z Konstytucją Europejską jest polityczną zbrodnią. Natomiast użycie w tej grze terminu papieskiej pielgrzymki - pamiętajmy o stanie zdrowia Ojca Świętego i o tym, jak olbrzymim wysiłkiem jest dla niego taka podróż - to po prostu policzek wymierzony narodowi. I całkiem nie po chrześcijańsku w tym wypadku Polacy nie powinni nadstawiać drugiego policzka, ale odwinąć się i oddać tak, by postkomuniści więcej nie mieli szansy na cyniczną grę narodowym interesem.
JERZY MAREK NOWAKOWSKI
Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu, w latach 1997-2001 był podsekretarzem stanu i głównym doradcą premiera ds. zagranicznych, obecnie jest komentatorem międzynarodowym tygodnika WPROST.
opr. mg/mg