Dla mediów i lewicowych autorytetów prezerwatywa to swoisty fetysz - niestety fetysze nie sprzyjają racjonalnemu osądowi rzeczywistości
W ostatnich dniach rozgorzała wielka dyskusja na temat wypowiedzi Papieża Benedykta XVI odnośnie używania prezerwatyw. Laickie media na podstawie urywków z wywiadu-rzeki jakiego Ojciec Święty udzielił Peterowi Seewaldowi, próbowały przekonać opinię publiczną o tym, że Kościół zmienił swoje nauczanie i już nie potępia prezerwatyw, w sytuacjach gdy chronią one ludzi przed zarażeniem się wirusem HIV. Strona katolicka, w odpowiedzi, skupiła się głównie na pokazywaniu tego co Papież naprawdę powiedział, przedstawieniu całej wypowiedzi, a nie tylko wyrywkowego fragmentu, dopasowanego do tezy, którą się chce wylansować. Przekonywano, że Kościół bynajmniej nie zmienił swojego nauczania dotyczącego etyki seksualnej.
Mam wrażenie, że stronie katolickiej w tej dyskusji umknęła bardzo ważna rzecz. Opisując rzekomo rewolucyjne słowa Benedykta XVI mainstreamowe media nie tylko próbowały wmówić nam, że Kościół zmienił swoje nauczanie, ale między wierszami utrwalały stereotyp jakoby prezerwatywy miały być realną ochroną przed AIDS. Tymczasem jest to bardzo niebezpieczny mit. Jest udowodnione, że prezerwatywy nie dają 100% zabezpieczenia przed AIDS. Co więcej ich promowanie może przyczynić się wręcz do rozprzestrzenia się wirusa.
Skuteczność prezerwatywy, jako metody pozwalającej uniknąć ciąży, wynosi od 85% (użycie typowe) do 98% (zastosowanie perfekcyjne). I to nie według jakiś kościółkowych badań ale według poważnego badania amerykańskich lekarzy. Prezerwatywy pękają (1-8% stosunków pochwowych), zsuwają się (1-5% stosunków) albo są nieskuteczne z innych powodów. Skoro więc prezerwatywy nie zawsze zapobiegają poczęciu, tym bardziej nie chronią one przed wirusami. W ciąże zajść można tylko przez część dni w miesiącu. Gdy użyjemy wadliwej prezerwatywy w czasie dni niepłodnych to i tak nie ma na to szans. Tymczasem HIV można się zarazić przy każdym współżyciu. Lekarze szacują, że prezerwatywy zmniejszają ryzyko przeniesienia HIV o ok. 80%, ale nie eleminują zagrożenia całkowicie.
Co gorsza rozdawanie kondomów daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Ludzie myślą wtedy, że mogą swobodnie współżyć z kim chcą i że im i ich partnerom nic nie grozi. W konsekwencji prowadzą bardziej aktywne życie seksualne, a wirus może się łatwiej rozprzestrzeniać.
Warto uzmysłowić sobie, że jeszcze w żadnym kraju, w którym prowadzono by kampanię opierającą się głównie na promowaniu prezerwatyw nie udało się ograniczyć liczby zakażonych AIDS. Jedynym krajem który odniósł trwały sukces w walce z tą chorobą była Uganda, gdzie skupiono się na promocji wstrzemięźliwości i wierności jednemu partnerowi. Liczba osób zarażonych wirusem spadła z 21 % w roku 1991 do 6 % w 2002 roku.
Można sobie postawić pytanie dlaczego więc zamiast propagować skuteczne metody w walce z chorobą, promuje się te nieefektywne? Sądzę, że uzasadnione byłoby stwierdzenie, że dla wielu osób ważniejsza niż walka z AIDS jest walka z Kościołem, z moralnością i promocja hedonistycznych wzorców kultury. Z kolei dla innych ludzi jest to wielki biznes. Sam L. Ruteikara przewodniczący ugandzkiej Narodowej Komisji Zapobiegania AIDS tłumaczył kiedyś "W walce z AIDS czerpanie zysków wygrało z prewencją. AIDS nie jest już tylko chorobą, stało się biznesem wartym wiele miliardów dolarów (...) Leczenie jednego pacjenta kosztuje więcej niż 1000 dolarów rocznie, nasza efektywna kampania ABC kosztuje zaś 29 centów rocznie na osobę".
Media i lewicowe autorytety od lat ochoczo rozpisują się jak to okropny Kościół, nie chcąc ustąpić ani o jotę, w swojej zacofanej nauce seksualnej, przyczynia się do dramatu milionów ludzi w Afryce. Musimy mieć świadomość, że nauka Kościoła w kwestii prezerwatyw nie tylko ma chronić moralność ludzi, ale zwyczajnie może ochronić także ich zdrowie.
opr. mg/mg