Hołownia zadziwia

Wydaje się, że im więcej mówią kandydaci do urzędu prezydenta, tym gorzej wypadają - ich własne wypowiedzi okazują ich polityczną niedojrzałość

Szymonem Hołownią zainteresowałem się dopiero po jego starcie w wyborach prezydenckich. Wcześniej słyszałem coś o nim jako o katolickim publicyście powiązanym z TVN, co wydawało mi się pewną sprzecznością. I rzeczywiście, słuchając jego różnych wystąpień od początku kampanii wyborczej, zobaczyłem wyraźnie, że z jego katolicyzmu dużo nie zostało. Z kolei infantylność tych wypowiedzi skojarzyła mi się z czytaną w dzieciństwie książeczką o królu Maciusiu Pierwszym. W tym skojarzeniu utwierdziła mnie rozmowa z Szymonem Hołownią w telewizji FAKTY24 we wtorek 30 kwietnia.

Pytany przez Agnieszkę Burzyńską dlaczego krzyczy podczas swoich internetowych wystąpień, Hołownia odpowiedział, że to z powodu emocji, jakich nie potrafi ukryć. No to piękną mamy perspektywę prezydentury z prezydentem niepotrafiących opanować swoich emocji. Wyobraźmy sobie wcale nierzadką sytuację, gdy podczas napiętej dyskusji czy negocjacji na wysokim, międzynarodowym szczeblu dochodzi do nerwowego spięcia a polski prezydent zaczyna nagle krzyczeć albo weźmie i się rozpłacze.

W podobnym infantylnym w stylu odpowiedział na pytanie o wybory i swoje związane z nimi plany. Choć w całej swojej tyradzie, mówiąc o rządzących, nazywał ich wyłącznie oszustami,  stwierdził jednak, że w wyborach weźmie udział, by wygrać z tymi oszustami właśnie. Następnie zadeklarował, że po ich wygraniu zrezygnuje z prezydentury zdobytej wskutek oszukańczych wyborów i wystartuje w nich ponownie, by tym razem wygrać w sposób uczciwy. W pozornie słusznej wypowiedzi, Hołownia bije rekordy w ilości nonsensów na linijkę tekstu.

Po pierwsze: jeśli pisowscy oszuści rzeczywiście sfałszują wybory, Hołownia nie wygra. Nie po to fałszuje się wybory, by zapewnić zwycięstwo konkurentowi.

Po drugie: jeśli Hołownia wygra wybory i ogłosili swoją rezygnację z powodu ich sfałszowania,  przyzna się tym samym do sfałszowania tych wyborów. Wynika to z faktu, że sfałszowane wybory wygrywa zwykle fałszerz. Zamiast więc z wyborcami, spotykać się będzie musiał z prokuratorem.

Po trzecie: rezygnacja krótko po wyborach i rozpisanie nowych to dodatkowy koszt dla budżetu państwa wysokości grubo powyżej 300 mln zł. Czy w dobie pandemii, państwo polskie nie ma innych potrzeb? Te circa 320 milionów to cena jaką zapłaci Polska za wyobrażenia króla Maciusia o tym, jak wygląda wielka polityka.

Na koniec kolejna zapowiedź z serii co zrobi Hołownia po wygraniu wyborów. Otóż zaprosi sędziów wybranych swego czasu na zapas w skład Trybunału Konstytucyjnego i odbierze od nich przysięgę. W ten sposób zostaną sędziami TK, jako że zostali legalnie wybrani przez Sejm. Król Maciuś Pierwszy zapowiedział tu wprost i jednoznacznie złamanie Konstytucji, która dokładnie określa ilość sędziów Trybunału Konstytucyjnego na piętnastu. Tego nie da się zmienić a nowy sędzia może wejść jedynie na zwalniane miejsce. Usunąć przed upływem kadencji sędziego TK, który spełnił wszystkie konstytucyjne wymogi, nie może nawet prezydent. Król Maciuś musi nauczyć się, że w Polsce nawet królowi nie wszystko wolno.

Szymon Hołownia przeskoczył w sondażach Małgorzatę Kidawę — Błońską i walczy z Władysławem Kosiniakiem - Kamyszem o tytuł głównego kandydata opozycji. Paradoksalnie, konkurując pokazał jedną cechę wspólną z kandydatką Platformy. Już na początku można było dostrzec, że Andrzej Duda w zasadzie nie musi nic zrobić, żeby wygrać te wybory. Wystarczy dać mówić głównej konkurentce. TVP powinna codziennie zapraszać MKB, by wysłuchać jej opinii o przeróżnych sprawach, pod warunkiem, że będą to wypowiedzi samodzielne. Epidemia znacznie ograniczyła aktywność kandydatki PO, stąd jest jeszcze kilka procent - dokładnie dwa - chcących na nią głosować. Hołownia biegnie w jej ślady. Dajmy mu mówić jak najwięcej, a prezydent Duda ma zapewnione kolejne 5 lat prezydentury.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama