"Wolna Polska - wolne media". Hasło jak najbardziej słuszne. Jednak, jeśli przyjrzymy się kontekstowi, robi się tak absurdalnie, że Mrożek wysiada
„Wolna Polska — wolne media” — pod takim hasłem manifestował niedawno Komitet Obrony Demokracji. Hasło jak najbardziej słuszne, nazwa komitetu też. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej kontekstowi, widzimy taki poziom absurdu, że Mrożek wysiada.
Stając w obronie rzekomo zagrożonych wolnych mediów, działacze KOD robią idiotów z samych siebie albo z reszty społeczeństwa. Ten drugi wariant oznacza świadome okłamywanie, wybierzmy więc wersję dla kodowców korzystniejszą i załóżmy, iż nie wiedzą co czynią.
Akcja obrony „wolnych mediów” jest reakcją na nową ustawę medialną, czyli zmiany w państwowych telewizji i radiu. Kulą w płot! Nigdzie na świecie państwowe media nie są nazywane wolnymi. Zawsze są one w jakiś sposób upolitycznione i zależne od rządzących. Można starać się, by były bardziej obiektywne i w zrównoważony sposób przedstawiały poglądy różnych stron, lecz nigdy nie będą one „wolne”. Z prostej przyczyny — są uzależnione od państwowych pieniędzy. A kto finansuje, ten może wymagać. Można mówić o różnym stopniu zależności, ale mniejszy lub większy wpływ sponsor zawsze ma.
Wolne media to te, które nie są finansowane ze środków publicznych. Takich jest w Polsce sporo. To nie tylko prasa, ale i potężne stacje telewizyjne o różnych opcjach światopoglądowych jak TVN, Polsat czy Trwam i ostro antyrządowe radio TOK FM. Wolnych rozgłośni radiowych i prasy jest takie mnóstwo, że nie podejmuję się ich wymienić. Jeżeli dodamy do tego media internetowe, widzimy, że wolne media mają się w Polsce całkiem dobrze. Nie widać, by cokolwiek im groziło i nie ma żadnych planów ani zapowiedzi rządzących ograniczenia ich wolności. Co więcej, rządzący od zaledwie dwóch miesięcy PiS, zdążył przyczynić się do poważnego zwiększenia potencjału wolnych mediów. Odcinając państwowe finansowanie Gazecie Wyborczej, sprawił, że największy polski dziennik stał się naprawdę wolnym medium.
A wpływ władz na wolne media? Żaden. Wystarczy wyobrazić sobie, że wydarzyłoby się coś, co rządzący chcieliby ukryć przed opinią publiczną i dyskretnie poprosiliby wolne media o niepublikowanie tego faktu. I co, Gazeta Wyborcza, Newsweek, TVN i TOK FM skłoniłyby się do prośby rządu i przemilczały sprawę? Wolne żarty. Wydałyby specjalne wydanie by dopiec rządowi. A Niemczech, kraju, który chce nas rozliczać z wolności prasy, „wolne media” solidarnie przez kilka dni milczały na prośbę rządu.
Czy zdarzyło się, by rzecznik rządu załatwiał z wydawcą „wolnego medium” wyrzucenie z pracy redaktora naczelnego dużego dziennika i autora niekorzystnego dla rządu artykułu? Za rządów PiS nie, ale za PO tak i Komisja Europejska jakoś nie miała nic przeciw.
Czy zdarzyła się rewizja w redakcji niezależnego tygodnika i rekwirowanie redakcyjnych komputerów? Odpowiedź jak wyżej.
Wolne media w Polsce mają się dobrze, nic im nie zagraża. Natomiast działacze Komitetu Obrony Demokracji, zaślepieni nienawiścią do Prawa i Sprawiedliwości, po prostu wyłączyli myślenie i używają słów, które ładnie się kojarzą, ale których znaczenia nie rozumieją, jako maczugi do okładania PiS-u.
Nie rozumieją również nazwy własnego komitetu. Występują przeciw rządom Prawa i Sprawiedliwości, chcąc bronić demokracji a demokracja to nic innego jak rządy ludu, realizowane przez rząd wybrany większością głosów w powszechnych i wolnych wyborach. Takie wybory wygrał PiS i nikt nie kwestionował ich rzetelności, w przeciwieństwie do wyborów samorządowych, przeprowadzonych w sposób skandaliczny. No, ale tamte wybory wygrała jeszcze Platforma, więc KOD nie widzi tu naruszenia demokracji. Bo demokracja według KOD jest wtedy, gdy rządzi PO a wolne media to te, które dobrze płacą Tomaszowi Lisowi za propagandowe audycję.
Demokratyczne wybory oddały rządy prawej stronie, więc, Drodzy Kodowicze, jeśli jesteście takimi demokratami to brońcie Prawa i Sprawiedliwości przed nieczystymi grami opozycji. A przede wszystkim sprawdzajcie znaczenie słów, zanim zaczniecie ich używać.
opr. mg/mg