Służba na rzecz innych - to konsekwencja dojrzałej wiary
Służba na rzecz innych powinna być konsekwencją
osobistego rozwoju wychowanka.
Chrześcijaństwo nie ogranicza się do sfery religijnej, lecz oznacza zgodny z Ewangelią sposób postępowania w każdej sferze życia: osobistej, rodzinnej i społecznej. Na końcu doczesności Bóg zapyta nas o to, czy kochaliśmy bliźniego, zwłaszcza tego, który był w potrzebie. Istotą chrześcijaństwa jest sztuka życia w miłości tu i teraz. Chrześcijanin to nie teoretyk czy ideolog miłości, ale świadek miłości Boga do człowieka. To ktoś, kto kocha, a nie tylko mówi, że kocha czy że należy kochać.
Jedną z form miłości bliźniego jest wolontariat, czyli bezinteresowne angażowanie się w troskę o ludzi w potrzebie: o chorych, samotnych, biednych, uzależnionych, bezradnych. Jednak wolontariat chrześcijański wyraźnie różni się od wolontariatu humanistycznego i może właśnie dlatego nie jest promowany w dominujących mediach. Wolontariat według zasad Ewangelii ma głębsze motywy, bo wynika z miłości Boga do człowieka, a nie tylko ze spontanicznej wrażliwości na potrzeby bliźnich. Po drugie, wolontariat chrześcijański ma głębsze cele. Nie chodzi tu tylko o nakarmienie głodnych czy odwiedzenie samotnych. Chodzi o pomaganie bliźnim w rozwoju, aż do świętości włącznie. Po trzecie, wolontariat jest na tyle chrześcijański, na ile wiąże się z pogłębioną formacją w duchu Ewangelii i na ile jest owocem tejże formacji.
Katechizm Kościoła katolickiego nie używa takich terminów, jak aktywność czy działalność społeczna. Zachęca natomiast uczniów Chrystusa do podjęcia odpowiedzialności za dobro wspólne ze świadomością, że największym dobrem na tej ziemi jest człowiek. „Dobro wspólne jest zawsze ukierunkowane na rozwój osób: od porządku osób powinien być uzależniony porządek rzeczy, a nie na odwrót” ( KKK, 1912). Wolontariusz chrześcijański to ktoś, kto odwiedza ludzi chorych, samotnych czy starszych nie tylko po to, by posprzątać w ich domu czy by zrobić zakupy, ale także po to, by pomóc im odkrywać obecność kochającego Boga w ich życiu, by razem z nimi się modlić, by pomagać im żyć — w trudnej czasem sytuacji — zgodnie z zasadami Ewangelii, by umacniać w nich nadprzyrodzoną nadzieję.
Rodzice, księża i inni wychowawcy powinni wyjaśniać dzieciom i młodzieży, że dla chrześcijanina troska o bliźnich nie zaczyna się od aktywności społecznej, ale „urzeczywistnia się najpierw w podjęciu zadań, za które ponosi się odpowiedzialność osobistą; człowiek uczestniczy w dobru społeczności przez troskę o wychowanie w swojej rodzinie i przez sumienność w pracy” (KKK 1914). Jeśli zaangażowanie na rzecz bliźnich odbywa się kosztem więzi rodzinnych wolontariusza, kosztem jego codziennych obowiązków w szkole czy w pracy, albo kosztem dorastania do powołania w małżeństwie, kapłaństwie czy życiu konsekrowanym, to taki wolontariat nie jest zgodny z duchem Ewangelii. Nie służy rozwojowi wolontariusza, a przez to jego zaangażowanie na rzecz innych ludzi nie może być pogłębione i owocne. Trzeba bronić nastolatków przed sytuacją, w której wolontariat staje się dla chłopaka czy dziewczyny formą ucieczki od własnej rzeczywistości i od prawdy o sobie, zwłaszcza od prawdy o tym, że ta osoba próbuje pomagać innym, ale zaniedbuje własny rozwój. Zaangażowanie społeczne nie może dokonywać się kosztem czasu na osobisty rozwój, na więzi w rodzinie, na solidną naukę czy pracę zawodową, na dorastanie do własnego powołania.
Dojrzały wolontariusz katolicki to ktoś, kto wypływa na głębię człowieczeństwa, respektuje Dekalog i idzie drogą błogosławieństwa w życiu osobistym, w swojej rodzinie, w szkole, w pracy zawodowej, w środowisku, w którym przebywa na co dzień. Celem wolontariatu chrześcijańskiego nie jest udowadnianie samemu sobie i innym ludziom, że jednak coś potrafię czy coś znaczę w sferze społecznej. Takie nastawienie byłoby wolontariatem pozornym, gdyż w rzeczywistości nie chodziłoby tu o pomaganie ludziom w potrzebie, ale o udowadnianie samemu sobie, że jestem porządnym chrześcijaninem, bo przecież odwiedzam chorych, działam w grupie charytatywnej czy zbieram ofiary do puszek przy tej czy innej okazji.
Dorośli wyrządzają krzywdę dzieciom i młodzieży wtedy, gdy wykorzystują wychowanków do pracy społecznej, ale nie udzielają im przy tym odpowiedniego wsparcia formacyjnego. Wolontariat bez formacji utrudnia nastolatkom troskę o własny rozwój, a pomaganie innym ludziom nie staje się promocją osoby, lecz ogranicza się do nakarmienia jej ciała czy do zadbania o jakieś inne doraźne potrzeby. Wolontariat bez formacji zamienia się w pusty aktywizm społeczny. Także w tej dziedzinie ma zastosowanie norma personalistyczna, która zakłada pierwszeństwo osoby przed funkcją, jaką pełni oraz pierwszeństwo formacji przed aktywnością. Wolontariat uczniów Jezusa nie jest jakimś modnym dodatkiem do chrześcijaństwa lecz owocem pogłębionej formacji, obejmującej kierownictwo duchowe, życie sakramentalne, uczestnictwo w grupie formacyjnej.
Wolontariat młodzieży katolickiej powinien być jednym z efektów pracy formacyjnej z ministrantami, scholą, oazą, KSM czy duszpasterstwem akademickim według zasady: najpierw formacja, później postępowanie zgodne z Ewangelią w życiu osobistym i rodzinnym, a następnie pomaganie innym ludziom. Tylko wtedy wolontariat stanie się tym, czym powinien być wolontariat katolicki: nie tylko ofiarowaniem bliźniemu czasu, sił i umiejętności, ale też dzieleniem się motywami życia i nadziei (por. Gaudium et Spes, 31). Wolontariusz katolicki to świadek Chrystusa, a nie jedynie dobrze wyszkolony działacz. Strzeżmy się obydwu skrajności: oddzielania miłości Boga od miłości bliźniego, ale też przekonania, że można kochać bliźniego nawet za cenę czasu na umacnianie przyjaźni z Bogiem czy za cenę pracy nad własnym charakterem.
opr. mg/mg