Boże, potrzebujesz naszego głosu, by przemówić

Homilie a głosiciele Słowa

«Boże, który przez wcielenie Syna swojego oznajmiłeś nam wszystko i wszystko nam ofiarowałeś, a w zamyśle Opatrzności dla swego objawienia potrzebujesz także człowieka i bez naszego głosu pozostajesz niemy, uczyń nas godnymi głosicielami i świadkami słowa, które zbawia».

Ta śmiała inwokacja modlitewna z Mszału rzymskiego pomaga ukazać we właściwej perspektywie problematykę głoszenia homilii. Winno być ono pośrednictwem dla Boga i Pana Jezusa, aby mogli przemawiać do zgromadzenia zebranego w Ich imię. Jest to odważne stwierdzenie, wywołujące dreszcz podobny do tego, jaki wywołują słowa św. Pawła: «Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień» (2 Kor 5, 20). Ponieważ homilia jest częścią liturgii, na swój sposób wpisuje się w jej sakramentalny charakter. Należałoby zatem mówić o homilii jako o sakramentalnym pośrednictwie, dzięki któremu także dziś można usłyszeć żywe słowo Mówiącego.

Również podczas niedawno zakończonego Synodu na temat Słowa Bożego w życiu i misji Kościoła dało się słyszeć głosy narzekania, wręcz skargi na sytuację w zakresie głoszenia Słowa, którą uważa się za niezadowalającą. Jednak i w tym przypadku należy unikać uogólnień. Spotyka się bowiem także głoszenie na wysokim poziomie, wierne i przynoszące dobre owoce. Z drugiej zaś strony prawdą jest, że ostatnio przeprowadzone badania mówią o nie najlepszej na ogół sytuacji w tej dziedzinie. Niewątpliwie przed nami jest długa droga i sporo do poprawienia.

Myślę, że pierwszą i najpilniejszą rzeczą do zrobienia jest zadbanie o wyższy poziom świadomości kaznodziejów co do natury homilii. Nie jest ona krótkim wykładem o tematyce religijnej, pozostawionym pełnej dowolności głoszącego. Jest natomiast sakramentalnym pośredniczeniem, którego potrzebuje sam Bóg, aby móc przemówić, winna więc być traktowana z całą należną jej starannością i szacunkiem. Jeśli w ten sposób będziemy ją rozumieli i weźmiemy to sobie do serca, sytuacja z pewnością ulegnie poprawie.

W moim odczuciu dwa podstawowe mankamenty (choć jest ich więcej) dzisiejszej homiletyki to, z jednej strony, niedostateczne przygotowanie i zbyt mała wierność założeniom homilii; z drugiej zaś — niezadowalający poziom religijny. Zbyt często mamy do czynienia z homiliami, które należałoby określić mianem «religijnej pogadanki». Czas na nie przeznaczony (a niekiedy nawet nadużywany) upływa na rozważaniu zagadnień z religią powiązanych, jednak nie jest zachowana dyscyplina wynikająca z natury homilii, brak też zadbania o odpowiednią jakość religijną samej czynności homiletycznej.

Osoba przygotowująca homilię powinna zadać sobie pytanie, biorąc pod uwagę czytania biblijne, kontekst liturgiczny oraz duszpasterskie potrzeby uczestników eucharystycznego zgromadzenia: «Co Bóg chce powiedzieć naszemu zgromadzeniu, zebranemu w Jego imię?». Powinno być oczywiste, że ten, kto przyjmuje taką perspektywę, będzie przygotowywał homilię w klimacie nieustającej modlitwy, skupienia i wsłuchiwania się w żywego Boga. I równie oczywiste winno być, że głoszący zrozumie konieczność dochowania wierności naturze homilii, wynikającej z tekstów soborowej reformy liturgii. W szczególności nie może zaniedbać rzetelnej analizy fragmentów Pisma Świętego zawartych w lekcjonarzu, pozwalającej zrozumieć ich dosłowną treść; następnie powinien przeprowadzić pogłębioną interpretację, by wydobyć ich znaczenie dla danego zgromadzenia liturgicznego, biorąc pod uwagę jego konkretną sytuację wobec Boga. Na koniec powinien wzbudzić w sobie uczucia, jakie Jezus żywił wobec tłumów i wobec swoich uczniów, oraz gorące pragnienie czynienia dobra, które On wyrażał słowami: «Przyszedłem po to, aby mieli życie, i by mieli je w obfitości».

Chino Biscontin
Dyrektor czasopisma «Servizio della Parola»

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama