O zawsze aktualnym programie katechezy i zmiennych metodach
Kolejna zmiana parafii w moim życiu kapłańskim. Jak zwykle nagle, nie w tym momencie co trzeba, zawsze za szybko i nie wtedy, gdy się tego spodziewam. Przeświadczenie, że tak być musi i wewnętrzny bunt mieszają się ze sobą, opór przed zostawieniem wszystkiego, w co włożyło się serce, całego siebie. Wiele zawiązanych znajomości i przyjaźni znowu zostanie poddanych próbie.
Jest wrzesień. Rozpoczyna się kolejny rok szkolny. Wchodzę do gigantycznej szkoły w wielkomiejskim środowisku, gdzie ponad 2 tys. uczniów uczy 120 nauczycieli. Pierwsze wrażenie po przekroczeniu progów szkoły to wielkie wyobcowanie, strach przed odważną, "wyzwoloną" młodzieżą. Trzydziestu przeciw jednemu. To nierówny pojedynek, po ludzku rzecz biorąc jestem na straconej pozycji. Jednak Pan Bóg wie lepiej, co robi. Wysyła swoich posłańców według własnego uznania, a nie według naszego przewidywania, bądź niepotrzebnych dywagacji. W tym miejscu, w klasie, przed nimi trzeba stanąć - to dziś mój obowiązek.
Ku mojemu zaskoczeniu, od razu doświadczam drobnych gestów serdeczności, z korytarza dobiega co jakiś czas przyjazne pozdrowienie: "Szczęść Boże". Jestem Jacek, Karolina, Ania. Jak się tu, u nas, księdzu podoba? Jak ksiądz się czuje po wakacjach? Są odważni! Przyznają się do swojej wiary, do księdza, który jest u nich nowy. Wykazują zainteresowanie osobą. To ważne dla mnie i dla nich, że chrześcijanie wychodzą sobie naprzeciw, na spotkanie, potrafią rozpoznać się w tłumie. Obraz niedostępnych obcych ludzi zaczyna topnieć. Przechodzimy z wyobrażeń do normalności. Boże! Co ja tu robię? - pytam siebie - od czego zacząć? Panie, Ty wiesz, co ja tu robię, na pewno mam być w szkole między nimi, pozwól mi więc, bym odkrywał Twoją wolę, bym i ja wiedział, co mam robić.
Odważnie, choć nie od razu, zaczynam mówić rzeczy niepopularne: o ochronie życia - tak jak przewidywałem - atak aborcjuszy; o wierności - śmiech wyzwolonych (nic nowego dla duszpasterza z kilkuletnim stażem duszpasterskim); o Kościele - zanudza; o czystości serca i ciała - i tu zdziwienie!!! Nagle jakby umilkło! Nawet w najbardziej rozrabiackiej klasie nadstawiają uszu. Czuję, że idzie powiew Ducha. W każdej klasie, a uczę w osiemnastu, z zainteresowaniem podchodzą do czystości. Bóg otwiera serca. Warto było zaryzykować i powiedzieć coś na pozór niepopularnego.
Wkrótce zamawiam większą liczbę egzemplarzy młodzieżowego pisma: "Miłujcie się" i podsuwam do przeczytania artykuły o czystości. Młodzież, która nabrała nawyku negowania wszystkiego, co pachnie pobożnością, która nie potrafi za bardzo przebić się przez tekst pisany (kto dziś dużo czyta?), ku mojemu zdziwieniu, stopniowo przyswaja treści zawarte w artykule. Ryzyko się opłaca. Jak mówił Chrystus: "Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, /w razie potrzeby/ wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz"
(2 Tm 4,2). W klasie robi się coraz ciszej, nawet ci na pozór niezainteresowani zaczynają czytać tekst o czystości cielesnej. Niemożliwe staje się możliwe, zaczynamy odkrywać dobre strony cielesności, swojej płciowości, i dostrzegamy pozytywne strony czystości, i to nie gdzie indziej, jak w szkole! Czyli między historią a matematyką (tak wynika z planu lekcji).
Pan Bóg ma swoje drogi. Wyczuwam, że oni chcą, aby ktoś im powiedział prawdę do końca, jak to jest z tym moim ciałem. Pewnie nieraz doświadczyli rozczarowania, może nawet zranienia, gdy w praktyce stwierdzili, że nie mogą zapanować nad własnym ciałem. Wydaje mi się, że nie można ślizgać się po powierzchni bycia księdzem, bycia nauczycielem.
Mówienie prawdy jednak kosztuje. Po chwili, po przeczytaniu całego artykułu, jest zdecydowany atak niezadowolonych. Nigdy nie jest tak, że to, czego się uczy, interesuje, "bierze" wszystkich. Prawdę należy jednak przedstawiać rzetelnie, w całości, nie spiesząc się. To tylko spreparowane kłamstwa medialne podawane są szybko, w migawkach, szybkich montażach, aby nie było czasu na ich zdemaskowanie. To dobry znak, znak trafienia w ranę, uraz, kłamstwo, gdy są głosy niezadowolonych, bądź wymowna cisza. Cisza na lekcji, jakże upragniona przez wszystkich uczących, jest dobrym sygnałem. To Bóg zaczyna działać, przemawiać w ciszy.
Czy starczy nam siły, aby głosić Chrystusa? Czy nie ulegniemy wygodnictwu nienarażania się przez niegłoszenie ewangelicznych prawd o pokorze, skromności, czystości? Jak łatwo można ulec pokusie wymigania się od uczenia. On sam, Jezus Chrystus, jednak nas potrzebuje! Potrzebuje naszych rąk, serc, umysłów, aby wiedzieć, jak skutecznie przekładać te cudowne prawdy nauczania Bożego, aby były atrakcyjne i pociągające. Pan Bóg chce naszej obecności w szkole, stąd czerpię motywację, aby iść i pracować w "kamieniołomach wychowania". Najpierw jednak należy się samemu zachwycić i poprawić coś w sobie. Przede wszystkim poczucie ważności powołania nauczyciela. Nie wolno nam, księżom, zwalniać się z obowiązku uczenia. Mamy charyzmat! Jaki? Wyjątkowy! Głosicieli Ewangelii i moralności Pana Boga. Przypominają mi się słowa naszego Mistrza: "Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!" (Mt 14,27). Widzę, że Bóg wie zdecydowanie lepiej, co jest dla nas dobre. Widzę, jak zaczyna działać. Czasem trzeba wszystko zostawić, aby otrzymać więcej, zdecydowanie więcej. Czym byłaby wiara bez nadziei?
Idźcie i głoście jest na pewno skuteczniejsze aniżeli siedźcie i głoście, co zauważam jako kapłan. Wychodzenie poza probostwo, poza kościół, jest dziś koniecznością. Pójście księdza do szkoły, choć wielu z nas dzisiaj bardzo dużo kosztuje, jest potrzebą i znakiem czasu. Nasza młodzież jest szlachetna, nie do końca jeszcze zainfekowana brudem świata, warto ją ochraniać i zdobywać dla Chrystusa. Siedzeniem na probostwie, zamykaniem się, niczego nie zmienimy. Jakaż mądrość w tym, że Jezus nakazał swoim uczniom chodzić.
Przekonałem się, że jest wielkie zapotrzebowanie na czystość naprawdę. Nasza młodzież jest naprawdę dobra, nie możemy się uprzedzać, ani chować głowy w piasek, że dziś nikt nie będzie tego słuchał. Wręcz odwrotnie. Właśnie dzisiaj najbardziej trzeba mówić o czystości serca, o czystości pragnień, bo to stanowi nasze godne człowieczeństwo. Tylko autentyczna, bezkompromisowa czystość zapewnia piękno życia, jest tlenem oczyszczającym dusze, sumienia. Budzi nas do autentycznego radosnego życia.
Wybrzmiewa powoli fala krytyki katechezy i katechetów oraz wszelkich wartości. Rozpoczyna się epoka głodu. Rozpaczliwe wołania rodziców czy nauczycieli, którzy sobie nie radzą, a także samych młodych, którzy pogubili się w życiu, skłaniają do wskazywania drogowskazów, które są trwałe i niezmienne od 2 tysięcy lat. Mając takiego nauczyciela, jakim był i jest Jezus Chrystus, nie waham się stwierdzić, że my, katecheci, mamy najlepszą pedagogikę na dzisiejszą epokę głodu wartości. Nasz program nauczania jest sprawdzony i nie musimy go zmieniać. Zmienić musimy być może metody nauczania oraz własne nastawienie.
opr. mg/mg