Jaki jest sens znaku pokoju i jak powinien on wyglądać
„Z jednej strony mamy tak zwanego kiwaczka, kiedy ludzie trykają się, albo ukłon do torebki, albo bieganie niespokojnym wzrokiem do ołtarza bocznego lub na filar (...), z drugiej – ogólną radosną obłapiankę” - tak o. Tomasz Kwiecień scharakteryzował w książce „Błogosławione marnowanie” to, co czasem dzieje się w kościołach na wezwanie „Przekażcie sobie znak pokoju”. Zrozumienia o co naprawdę chodzi w obrzędzie pokoju nie ułatwia zapewne fakt, że wyrażenie „znak pokoju” popularyzowała ostatnio w swoim utworze piosenkarka raczej mało związana z duchową tradycją Kościoła. Warto więc może przyjrzeć się bliżej znaczeniu tego pięknego przecież znaku liturgicznego.
„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13,35). Tymi słowami Jezus wskazał swoim uczniom braterską miłość jako cechę charakterystyczną życia chrześcijańskiego. Zanim to jednak powiedział, najpierw umył im nogi, ponieważ miłość nie jest czymś, co wystarczy tłumaczyć – trzeba ją pokazać poprzez widzialny, materialny znak. Sens ludzkiej cielesności streszcza się w tym, że ciało służy nam do wyrażania na zewnątrz tego, co nosimy w sercu, w duszy. Wiele wysiłku wkładamy w przekazanie drugiej osobie naszych uczuć i czynimy to na różne sposoby: od uśmiechu, podania ręki, przez obdarowywanie się kwiatami czy prezentami, aż po muzykę i poezję. Ten sposób kontaktu z ludźmi znajduje swoje przedłużenie także w kontakcie z Bogiem. Syn Boży, by objawić miłość Ojca, przyjął ludzkie Ciało – dzięki temu Apostołowie mogli świadczyć o tym, „co ujrzeli własnymi oczyma, na co patrzyli i czego dotykały ich ręce” (por. 1 J 1,1). Działanie to po swoim Wniebowstąpieniu Chrystus kontynuuje w liturgii: materialne znaki są narzędziem, przez które On z miłością dotyka nas, a my Jego.
Miłość braterska to element chrześcijańskiej tożsamości. Święty Łukasz w Dziejach Apostolskich podsumowując życie pierwotnego Kościoła stwierdza: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich, którzy uwierzyli” (Dz 4,32). W następnych latach, mimo wzrostu liczby chrześcijan i rozproszenia ich po świecie, utrzymywanie silnych więzi – nawet pomimo odległości – postrzegano jako ważne zadanie. Wzruszające tego świadectwo znajdujemy w listach św. Pawła: „Pozdrawiają was Kościoły Azji. Pozdrawiają was serdecznie w Panu Pryscylla i Akwila razem ze zbierającym się w ich domu Kościołem. Pozdrawiają was wszyscy bracia. Pozdrówcie się wzajemnie pocałunkiem świętym” (1 Kor 16, 19-20). Również w celebrowaniu Eucharystii, źródle i szczycie życia Kościoła, rzeczywistość ta znalazła swój wyraz. Już św. Justyn, przytaczając w „Apologii I” pierwszy opis Eucharystii, pisze o obrzędzie przekazywania pocałunku pokoju. Pierwotnie miał on miejsce na zakończenie Liturgii Słowa. Był przypieczętowaniem wcześniejszej modlitwy „za wszystkich, gdziekolwiek się znajdują” (modlitwy powszechnej), a ponadto wyrazem braterskiego usposobienia przed rozpoczęciem Liturgii Ofiary, w nawiązaniu do polecenia Jezusa: „Najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj” (Mt 5,24). W V wieku ze względu na funkcję pieczęci został przesunięty na koniec modlitwy Eucharystycznej, natomiast w wiekach następnych znalazł się po „Ojcze nasz”, jako rozwinięcie i potwierdzenie słów „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Nietrudno zauważyć, że w miarę upływu czasu obrzęd pokoju coraz ściślej łączył się z Komunią. Dokonywało się to nie tylko przez zmianę jego miejsca w celebracji, ale także sposobu wykonywania: o ile wcześnie pocałunek święty przekazywany był równocześnie pomiędzy celebransem i asystą, a także wśród wiernych, to z czasem wykształcił się pewien porządek: celebrans główny całował ołtarz (a w niektórych okolicach także mszał i hostię), następnie wymieniał znak pokoju z asystą. Służba ołtarza przekazywała go z kolei całemu ludowi. Pocałunek był więc podawany jako dar wychodzący od ołtarza. W XIII wieku pojawił się zwyczaj używania pacyfikału - „tabliczki pokoju” z wygrawerowanymi ozdobami, często wizerunkiem Ukrzyżowanego lub przynajmniej krzyżem. Tabliczkę tę kolejno całowano i podawano sąsiadowi, poczynając oczywiście od celebransa. Wszystkie te modyfikacje coraz wyraźniej ukazywały charakter pokoju jaki wierni sobie przekazują. Nie jest to wyraz ludzkiej serdeczności, czy zapewnienie o dobrej woli, nie jest to ani zabawa integracyjna ani przyjacielskie przytulenie, lecz dar prawdziwie Boży, który otrzymujemy dzięki ofierze Chrystusa: „On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość (...) aby jednych i drugich znów pojednać z Bogiem, w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości” (Ef 2,14.16). O tym, że jest to dar Chrystusa Umęczonego i Zmartwychwstałego, przypomina modlitwa wprowadzająca do obrzędu pokoju, w której w Okresie Wielkanocnym słyszymy: „Panie Jezu Chryste, w dniu zmartwychwstania pozdrowiłeś uczniów słowami: Pokój wam. Prosimy Cię, nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę swojego Kościoła i zgodnie z Twoją wolą napełniaj go pokojem i doprowadź do pełnej jedności”.
Pokój ten jest określany w Biblii przez słowo ąalōm. Oznacza ono pełną harmonię człowieka z Bogiem, innymi ludźmi, sobą samym i całym światem, stan szczęścia i powszechnej sprawiedliwości. Prorocy Izraela zapowiadali go jako dar i znak czasów mesjańskich. Zwłaszcza Izajasz przekazuje piękne obrazy pokoju, który ma przynieść Mesjasz: „Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść sie będą pospołu i mały chłopiec będzie je poganiał. (...) Zła czynić nie będą ani działać na zgubę po całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze” (Iz 11,6.9). Taki pokój nie jest rzecz jasna możliwy do osiągnięcia jakimkolwiek naturalnym sposobem. To coś więcej niż ludzka zgoda czy stabilizacja społeczna – to dar łaski, którego świat dać nie może. Dlatego też Księgę Izajasza czyta się w liturgii początku Adwentu – jako przygotowanie do świętowania Bożego Narodzenia, a zarazem przypomnienie o powtórnym przyjściu Pana.
Warto tu wspomnieć o obrazie Sandro Botticellego „Mistyczne Narodziny”. Artysta namalował go w 1500 r., w czasie burzliwego przełomu wieków. Przedstawił na nim scenę z betlejemskiej stajenki: Maryja adoruje Dzieciątko Jezus, a wokół gromadzą się pasterze i mędrcy. Charakterystycznym elementem tego obrazu jest to, że aniołowie i pasterze przekazują sobie właśnie pocałunek pokoju jako znak radości z przyjścia obiecanego Zbawiciela. Obraz ten przypomina nastrojem nasze kolacje wigilijne, gdy z okazji narodzin Syna Bożego gromadzimy się wspólnie i składamy sobie życzenia, co nierzadko staje się okazją do przeproszenia i przebaczenia urazów. To piękny zwyczaj, ale nie powinniśmy go ograniczać do jednego dnia w ciągu roku. Skoro w każdej celebracji Eucharystii przychodzi Jezus – Książę pokoju, to każda Msza święta powinna być okazją do odnowienia więzi braterskich.
Skąd jednak brać do tego siły? Aż nazbyt dobrze wiemy, jak trudno przebaczyć i szczerze uścisnąć dłoń komuś, kto mnie irytuje i działa mi na nerwy, kto wyrządził mi krzywdę. Jedynym źródłem mocy do przebaczenia jest właśnie Eucharystia, w której Zmartwychwstały udziela się jako dar pokoju. Obrzęd przekazania pokoju nie jest tylko znakiem tego co już jest, miłości, którą już posiadamy, ale i modlitwą o jej wzrost. Przez ten obrzęd potwierdzamy prośbę, którą celebrans w imieniu wszystkich wypowiedział w modlitwie Eucharystycznej, aby Duch Święty pokonał wszelkie podziały i uczynił nas jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie. Jak pisze św. Augustyn: „Tak go udzielaj, abyś miłował. Nie jak zdrajca Judasz pocałował Chrystusa ustami, lecz w sercu knuł zasadzkę. Może ktoś jest wrogo przeciw tobie usposobiony i nie możesz go przekonać ani przemóc. Staraj się więc go znosić. Nie odpowiadaj mu złem za zło w sercu swoim. On nienawidzi, ty kochaj, abyś bezpiecznie udzielił pocałunku pokoju”.
opr. mg/mg