Może to było konieczne

Bezpłodność Sary, Rebeki i Racheli służy temu, by ukazać nam wagę jej przeciwieństwa

Może to było konieczne

Zamieszkiwać świat, generować go: matki czy nie, świeckie czy wierzące, czynią to od zawsze kobiety. Nie jest to los narzucony przez genetykę ani wrodzone powołanie, jest to raczej cenna umiejętność, z którą kobiety odnoszą się do świata. Teraźniejszość oczywiście nawiązuje do zupełnie całkiem innych scenerii. Jaką wiarę, jakie życie, jaki świat ma w sercu matka, która płacze ze szczęścia, bo syn zmierza do męczeństwa?

Chcę mówić o roli życia i śmierci w obrębie wiary i kultury, oraz o zgubnych nieporozumieniach, jakie powstały na przestrzeni wieków wokół tego kluczowego problemu. Czynię to jako kobieta i jako Żydówka. Czerpiąc z nauk moich nauczycieli i nauczycielek.

«Gdy aniołowie ujrzeli, że Pan wysłuchał modlitwy Abrahama i uzdrowił króla Filistynów z jego przypadłości, podnieśli krzyk do Boga: „Władco świata! Przez wszystkie te lata Sara pozostawała bezpłodna tak samo jak żona Abimeleka. Ale teraz, zaledwie Abraham cię wezwał, ta ostatnia poczęła syna: byłoby słuszne, byś pamiętał też o Sarze!”. Był to pierwszy dzień nowego roku, kiedy w niebie rozstrzygają się losy ludzi na nadchodzący czas, tak więc słowa aniołów odniosły skutek: siedem dni później, pierwszego dnia Paschy, Izaak ujrzał światło dzienne. Narodziny Izaaka nie były zdarzeniem miłym tylko dla domu jego ojca: bowiem oprócz Sary Bóg przypomniał sobie wtedy wszystkie bezdzietne kobiety i uszczęśliwił cały świat. I nie tylko one stały się płodne, lecz i ślepi odzyskali wzrok, i chromi chód normalny, i niemi przemówili, i szaleńcy odzyskali rozum».

Tak Louis Ginzberg w dziele Le leggende degli ebrei (Legendy żydowskie) opowiada o narodzinach Izaaka, narodzinach, dzięki którym Pan uszczęśliwił cały świat. Lecz jak może pojedyncze wydarzenie — przecież rodzinne, prywatne, intymne — dać szczęście całemu światu?

Wyjaśnia Midrash Tanchumà, że cały świat stworzony — ziemia, niebiosa, słońce, księżyc — ucieszył się z narodzin Izaaka, bowiem bez tego wydarzenia świat przestałby istnieć. Zaś w Bereshit Rabbà czytamy: «Ktokolwiek słyszy o narodzinach, cieszy się — rzekła Sara — gdyż Hashèm (Imię) pobłogosławił cały świat dzięki mnie».

Narodziny, nie męczeństwo. I nie są to byle jakie narodziny, to są te konkretne narodziny. Te, które nie tylko otwierają łono Sary, ale podtrzymują, wspierają świat i pozwalają mu istnieć. W Torah, jak wiemy, nic nie jest powiedziane przypadkowo i nic nie wydarza się przypadkowo. Zatem nie może być przypadkiem, że nasze „matriarchy” dręczy i łączy bezpłodność, z jednym tylko wyjątkiem, którym jest Lea.

Termin 'aqarà (bezpłodny/a) pochodzi od hebrajskiego korzenia, wyrażającego też poczucie wykorzenienia (laaqor, wykorzenić; leìaaqer, być wykorzenionymi). To na tej podstawie egzegeza rabinacka interpretuje długi okres bezpłodności „matriarchiń” — które są wykorzenione z ziemi „nieczystej” — jako czas konieczny, by zaszło prawdziwe oderwanie się od świata panteistycznego.

Jednak jest to interpretacja, która niewiele pomaga w rozwiązywaniu problemów, jakie bezpłodność stwarza nawet przy czytaniu tekstu bibilijnego: jak mamy sobie radzić, na przykład, z mitzvà (nakazem) perù urvù (bądźcie płodni i rozmnażajcie się)? I jaki sens będzie dla nas miało błogosławieństwo udzielone Abrahamowi, «uczynię z ciebie wielki naród (...) przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi»? I w ogóle, co mają znaczyć wszystkie błogosławieństwa, które w Torah są zawsze darem płodności i życia?

Hashèm (Imię) błogosławi, ale matriarchinie pozostają nadal bezpłodne. Pewnie: przyjdzie chwila, kiedy otworzy ich łono, lecz w międzyczasie Sara, Rebeka i Rachela cierpią, zamknięte w swojej „niedokonaności”. Niedokonane, jeszcze nie „zbudowane” — oto, jak się czują.

Mówi Sara do Abrahama: «Ponieważ Pan zamknął mi łono, abym nie rodziła, zbliż się do mojej niewolnicy; może z niej będę miała dzieci» (Rdz 16, 2). A Rachela: «Mam niewolnicę Bilhę. Zbliż się do niej, aby urodziła dziecię na moich kolanach; chociaż w ten sposób będę miała od ciebie potomstwo» (Rdz 30, 3). Macierzyństwa zastępcze, powiedzielibyśmy dzisiaj, które jednak nie łagodzą bólu i cierpienia. Sara, Rebeka i Rachela dalej są bezpłodne.

Dlaczego? Może to było konieczne. Ich bezpłodność służy temu, by ukazać nam wagę jej przeciwieństwa. Żeby było jasne: nie mówimy tu o zegarach biologicznych, które wybijają szaleńczy, nazbyt prędki upływ czasu, ani o tak szeroko opiewanym powołaniu kobiety do macierzyństwa.

Narodziny są tutaj kategorią niezbędną, by pomyśleć świat. Płaszczyzna, na której się poruszamy, ma raczej charakter teologiczno-egzystencjalny: nakazy i błogosławieństwa ryzykują, że padną w próżnię, dopóki łono kobiety się nie otworzy. Sam świat stworzony obawia się o swoje życie i śmieje się wyzwalającym śmiechem dopiero w chwili, gdy Izaak przychodzi na świat: niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Łono Sary wydało (ponownie) świat na świat.

Dokonując tej fundamentalnej przemiany — narodziny jako punkt oparcia świata i możliwość jego wypowiedzenia — Torah odrzuca wszystkie inne tradycje, unicestwia wartość męczeństwa i wraca do świata doczesnego. Świata nie zawsze w sprzeczności czy w opozycji do niebieskiego, jak niektórzy byliby skłonni wierzyć. «Jako w niebie, tak i na ziemi», mówi Pater noster, a sam Jezus mówi o sobie, że jest «drogą i prawdą, i życiem». Nie mówi o śmierci. Z Sary więc nie rodzi się tylko Izaak.

Jeżeli rzeczywistość nie jest zbiorem gołych i bezlitosnych faktów, lecz raczej symbolicznym ładem, jaki myśl (język, kultura, kodeksy społeczne) nadaje światu, to — poprzez narodziny — Sara daje życie nieprzewidzianemu, symbolicznemu ładowi kobiecemu. Jest to ład, w którego wnętrzu rysuje się pogodnie forma władzy żeńskiej, która bynajmniej nie przeciwstawiając się męskiej formie władzy, omija ją, wymykając się jej regułom.

Narodziny są miejscem, z którego pochodzi ta władza, gdyż bez narodzin nie ma świata. I to jest to, co mówi nam Hashèm (Imię) otwierając niedowierzające łono Sary i umieszczając narodziny w centrum samego świata.

Jesteśmy w centrum prawdziwej rewolucji gnoseologicznej. Pisze Hannah Arendt w La vita della mente (Życie umysłu): «W całych dziejach filozofii [zachodniej] utrzymuje się doprawdy osobliwa idea, że filozofia i śmierć są sobie pokrewne». Niezły paradoks! Istniałyby dwa światy: jeden realny i drugi, który jest li tylko pozorem. Każda osoba obdarzona zdrowym zmysłem byłaby skłonna myśleć, że świat realny to ten, w którym człowiek rodzi się i umiera, zakochuje się, nawiązuje przyjaźnie, uprawia politykę, buduje rodzinę.

A właśnie, że nie. Świat realny to ten, który filozofowie zdefiniowali jako «świat idei » i który inni woleli nazwać piekłem albo rajem. Dla jednych jest to świat myśli, dla drugich, świat duszy. I w jednym, i w drugim przypadku, jest to świat, który odłączył duszę od ciała skazując ciało na utratę znaczenia. Pozorne i przemijające ciało. No, to cóż to wielkiego — męczeństwo? Realne są dusza i myśl.

W całkiem innym kierunku idzie tradycja żydowska, bowiem narodziny Izaaka wydobyły świat z nierealności i umieściły praktykę (praxis) na miejscu myśli, która bezowocnie i przez wieki przemyśliwała jedynie samą siebie.

Zmiana perspektywy jest całkowita. Narodziny pozwalają zakorzenić się w rzeczywistości, powołują do życia pojedyncze podmioty, które zszywają nieustannie z powrotem owe ciała i owe myśli, które Zachód chciał oddzielne i nie do pogodzenia. I to dlatego świat się śmieje.

Ten świat, a wraz z nim stworzenia, które go zamieszkują, może być nareszcie przemyśliwany i wypowiadany — jednym słowem urealniony — w obrębie nowego symbolicznego ładu, który rodzi się z ciała kobiety.

Nie jest zresztą przypadkiem, że właśnie dzięki refleksji kobiety — kobiety żydowskiej — kategoria urodzeń zdobyła sobie absolutnie centralną pozycję w filozofii dwudziestego wieku. Do Hanny Arendt należy zasługa wprowadzenia kategorii krytycznej — urodzeń właśnie — zdolnej podważyć i obalić cały aparat metafizyczny zbudowany na śmierci i na „umartwieniu” samej jawy.

Rodzi się zatem świat, kiedy Pan otwiera jego łono. Odradza się świat pod serdecznym, lecz zawsze wiarygodnym okiem kobiet. Rodzi się i rusza w drogę.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama